"Dwuprocentowa czwartkowa zwyżka indeksu naszych największych spółek nie zaspokoiła byczych ambicji. W piątek wzrost był kontynuowany, a na otwarciu główne indeksy w Warszawie zwyżkowały po około 0,5 proc." - poinformował Roman Przasnyski, analityk z Open Finance.

Według niego, tuż po południu WIG20 dotarł do 2.800 punktów, zyskując prawie 1,4 proc., jednak utrzymanie tego poziomu okazało się zbyt trudne. „Zaczęła coraz wyraźniej przeważać chęć realizacji zysków, choć niemal cały dzień nasz rynek należał do najmocniejszych w Europie, wraz z giełdami węgierską, turecką i londyńską" – podkreślił analityk. Zdaniem Przasnyskiego, przełomowe miały być dziś dane z amerykańskiego rynku pracy, które okazały się dobre - stopa bezrobocia ponownie nieoczekiwanie spadła z 9 do 8,9 proc. i osiągnęła poziom najniższy od prawie dwóch lat, a w sektorze pozarolniczym przybyło 192 tys. miejsc pracy, wobec spodziewanych 200 tys.

„Mimo to, po publikacji tych informacji sytuacja na giełdach wyraźnie się pogorszyła. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie znalazły się nieznacznie pod kreską. Co dziwne, po kolejnej pozytywnej informacji o wzroście zamówień w przemyśle o 3,1 proc., wobec prognoz mówiących o 2-proc. zwyżce, indeksy jeszcze mocniej poszły w dół - DAX i CAC40 traciły po około 1 proc., a indeksy na Wall Street szły w dół o 0,6-0,7 proc." – skomentował analityk. „W tej sytuacji także i na warszawskim parkiecie końcówka notowań nie była pomyślna dla posiadaczy akcji" - podsumował.

Jednak WIG20 ostatecznie pozostał na plusie, notując wzrost o 0,73 proc. do 2.783,11 pkt. WIG wzrósł o 0,54 proc. do poziomu 48.295,76 pkt. Obroty wyniosły nieco ponad 1,2 mld zł.

Reklama