Otoczone wydmami pole naftowe El-Szarara jest jednym z największych w Libii. Jeszcze kilka tygodni temu pracujące tam kiwony wypompowywały na powierzchnię 300 tys. baryłek ropy dziennie Jednak kiedy w lutym w tym kraju wybuchła rewolta, pracownicy hiszpańskiego Repsolu uciekli. Ostatni z nich dosłownie zamknął pole naftowe. Podobnie postąpiły tysiące zagranicznych pracowników na innych zasobnych w czarne złoto polach naftowych, takich jak Waha i Amal.
W centrach handlu ropą w Londynie, Nowym Jorku i Singapurze dilerzy zetknęli się ze dobrze znanym problemem – kryzysem na Bliskim Wschodzie. Tak jak w przeszłości reakcją było kupowanie. Ceny ropy skoczyły do 115 dol. za baryłkę, rekordowego poziomu od dwóch lat. Ale obecny kryzys to coś więcej niż krótkoterminowe zaburzenia dostaw, do których rynek jest przyzwyczajony. Zmiany ogarniające Bliski Wschód i Afrykę Północną przekształcają politykę regionu i przeorają światowy handel ropą naftową.

Dżin jest na wolności

Reklama
Kilka reżimów, które utrzymywały się dziesiątki lat, runęło, pozostałe są zagrożone. Narasta bunt w Arabii Saudyjskiej, zamieszki ogarnęły niemal wszystkie kraje otaczające królestwo: Bahrajn, Oman, Irak, Jemen i Jordanię.
Fala niezadowolenia pokazała, że nie mogą one dłużej ignorować narastających wewnętrznych problemów: gwałtownego wzrostu liczby ludności, wysokiego bezrobocia, rosnącej inflacji, braku wolności słowa i prześladowania opozycji. – Dżin został wypuszczony z butelki – mówi kierownik jednej z czołowych firm handlujących ropą.
Krótko mówiąc, ceny ropy będą utrzymywały się na wysokim poziomie, bo handlarze będą pobierali dopłaty za ryzyko. Nawet kiedy niepokoje ustaną, pojawiający się w regionie populizm może skłonić nowe rządy do polityki utrzymywania wysokich cen ropy, które będą potrzebne do finansowania wydatków i gwarantowania sobie spokoju społeczeństw.
W najbliższym czasie głównym kłopotem staną się przerwy w dostawach. Do początku zamieszek Libia była 12. największym eksporterem ropy naftowej, produkującym dziennie 1,6 mln baryłek ropy – to wystarczy do pokrycia zapotrzebowania Belgii lub Holandii. Arabia Saudyjska i inne kraje OPEC, w tym Kuwejt i Zjednoczone Emiraty Arabskie, natychmiast wyrównały ten niedobór.
Ale w miarę jak Rijad zwiększa produkcję, kurczą się rezerwowe możliwości OPEC. Teraz wynoszą one 4 mln baryłek dziennie – znacznie mniej niż rekordowe 7 mln baryłek w 2009 roku, ale o wiele więcej niż 0,5 mln baryłek dziennie z 2004 roku, kiedy po amerykańskiej inwazji zatrzymała się produkcja w Iraku. Jednak skumulowany efekt wstrząsów na Bliskim Wschodzie może wyczerpać wszystkie rezerwy. Michael Wittner, szef działu analiz surowców energetycznych w Société Générale w Nowym Jorku, mówi, że po poważnej przerwie dostaw w tym roku, nawet jeśli potem nie wydarzy się nic podobnego, „rynek będzie rozpatrywał takie wydarzenia już jako realne możliwości, a nie abstrakcyjne scenariusze”.
Ponadto w miarę kurczenia się rezerwowych możliwości OPEC, rynek żąda coraz większych podwyżek cen jako rekompensaty ryzyka kolejnych poważnych zakłóceń w dostawach – spowodowanych na przykład huraganem w Zatoce Meksykańskiej – i zmusza system do pracy na pełnych obrotach. Przerwy w dostawach mają znaczenie nie tylko z powodu zmniejszenia ilości ropy na rynku. Choć wszędzie jest ona tym samym towarem, każdy kraj produkuje jej inną odmianę, dlatego zastąpienie braków ropą z innego państwa jest trudne, czasami wręcz niemożliwe. Libia produkuje jedną z najlepszych odmian na świecie, lekką i z niską zawartością siarki. Choć Arabia Saudyjska zwiększyła produkcję, żeby pokryć straty, jej ropa nie dorównuje jakością libijskiej.
Po wstrzymaniu produkcji w Libii europejskie rafinerie dopłacają rekordowe premie do podstawowej ceny ropy marki Brent, by zagwarantować dostawy paliwa wysokiej jakości i z niską zawartością siarki. Wieloletnie rekordy osiągają premie dla podobnych marek ropy z Afryki Północnej, takich jak BTC Blend z Azerbejdżanu, Bonny Light i Saharan Blend z Algierii i Kumkol z Kazachstanu.

Zapłacimy za populizm

Inny problem rodzi pytanie, kiedy dostawy zostaną wznowione. W przypadku Libii, i w mniejszym stopniu Jemenu, trzeba zaprzestania walk, by zagraniczni pracownicy wrócili na pola naftowe. Ale nawet wówczas, wznowienie produkcji nie będzie łatwe. Jak zaznacza Antoine Halff z Uniwersytetu Columbia, historia przerw w produkcji ropy nie napawa optymizmem: eksporterzy z trudem wracają do poziomu produkcji sprzed kryzysu. – To wydarzyło się w Iranie po rewolucji w 1979 roku, w Iraku po inwazji w 1990, w Wenezueli po strajkach w latach 2003 – 2004 – mówi.
Poza krótkoterminowymi przerwami w dostawach i trudnościami z wznowieniem produkcji, rynek ropy może mieć poważniejsze długoterminowe problemy. Analitycy obawiają się, że i stare, i nowe rządy w krajach regionu zamierzają przyjąć politykę, która doprowadzi do wzrostu cen ropy. Są obawy, jak mówi Bill Farren-Price z firmy konsultingowej Petroleum Policy Intelligence, że „po tym jak ucichną tektoniczne wstrząsy na Bliskim Wschodzie, polityka w regionie coraz bardziej będzie się kierowała populizmem”.
Najbardziej jaskrawym przejawem pojawiającego się populizmu jest rozdawnictwo i zwiększenie wydatków publicznych ogłoszone przez króla Abdullaha w Arabii Saudyjskiej. Obietnice, które razem mogą kosztować 129 mld dol. – to ponad połowa zeszłorocznych przychodów z eksportu ropy – obejmują wiele działań, od jednorazowych premii dla pracowników budżetówki po budowę pół miliona tanich domów. W sumie, podkreśla John Sfakianakis, główny ekonomista Banque Saudi Fransi w Rijadzie, „koszt całego pakietu to znaczące przedsięwzięcie dla skarbu państwa”.
Edward Morse, weteran analiz rynku ropy, twierdzi z kolei, że zwiększenie wydatków w Arabii Saudyjskiej tylko zbliży jej zapotrzebowanie na dochody z eksportu ropy do poziomu Wenezueli i Iranu, głównych zwolenników zwiększania cen. Rijad raczej zapłaci za ekstrawagancje króla Abdullaha wykorzystując rezerwy kraju oceniane na 450 mld dol. Ale nawet w tym przypadku średnia roczna cena za baryłkę musi wynieść około 80 dol., żeby Rijad mógł pokryć swój deficyt budżetowy. – Obawy są związane z tym, że rozdawnictwo, które teraz mieści się w ramach wydatków kontrolowanych, może przerodzić się w wydatki niekontrolowane, na stałe windując zapotrzebowania budżetu – zaznacza Edward Morse. Arabia Saudyjska nie jest w tym odosobniona. Inni członkowie składającej się z sześciu krajów Rady Współpracy Zatoki Perskiej też ogłosili zwiększenie wydatków. Kuwejt obiecał jednorazową wypłatę w wysokości 4 tys. dol. dla każdego obywatela i darmowe podstawowe produkty żywnościowe w ciągu więcej niż jednego roku.
Większe socjalne wydatki nie tylko przyczynią się do zwiększenia cen ropy, lecz także zmniejszą fundusze, które państwowe koncerny naftowe mogłyby zainwestować w produkcję. Tak długo jak rządy będą odczuwały zagrożenie społecznego niezadowolenia, mogą odkładać cięcia znaczącego teraz subsydiowania energii i trzymać się dopłat powodujących, że benzyna jest tańsza niż woda. To finansowe wsparcie spowodowało gwałtowny wzrost krajowego zapotrzebowania na ropę, który w ciągu ostatniej dekady mocno nadszarpnął eksportowe możliwości regionu. W Arabii Saudyjskiej zapotrzebowanie na ropę podwoiło się w ciągu ostatnich 15 lat, dzięki czemu kraj wszedł do dziesiątki największych konsumentów świata. Jeśli ten trend się utrzyma, Rijad i reszta Bliskiego Wschodu z każdym rokiem będą miały coraz mniej ropy do sprzedania.