Na Wall Street słychać echo internetowej bańki z lat 90-tych. Podczas debiutu LinkedIn akcje portalu społecznościowego podwoiły swoją wartość, wyceniając spółkę na niemal 10 mld dol. Entuzjastyczne przyjęcie przez rynek pokazało skrywane zapotrzebowanie na młode firmy internetowe generacji Facebooka.

Po debiucie LinkedIn spodziewane są kolejne oferty publiczne spółek powiązanych ze społeczną rewolucją online. Pojawiły się jednak obawy, że tworzy się właśnie nowa bańka internetowa. Inwestorzy ustawiają się się w kolejce po akcje i płacą za nie znacznie więcej niż wygórowane i tak ceny emisyjne.

Akcje LinkedIn były sprzedawane w dniu debiutu po cenie 122,69 dolarów - to aż do 173 procent z ceny IPO (45 dolarów). Po takiej cenie spółka byłą wyceniana na 9,8 mld dolarów. -To bardzo wysoka wycena, co przypomina giełdowy entuzjazm inwestorów z 2000 roku - powiedział Michael Yoshikami, analityk YCMNET Advisors, firmy zajmującej się doradztwem inwestycyjnym. - W pewnym stopniu inwestorzy kupują LinkedIn, bo nie mogą kupić Facebooka. Ludzie są zdesperowani, by zainwestować w portale społecznościowe.

Reklama

- Trudno wytłumaczyć takie zachowanie inwestorów, jeśli spojrzymy na obecne wyniki Linkedin – dodał Ryan Jacob z funduszu Jacob Internet Fund.

LinkedIn jest zarówno biznesową siecią społecznościową, jak i firmą świadczącą usługi rekrutacyjne. Przychody firmy w ubiegłym roku podwoiły się do 243 mln dolarów. Wycena firmy na jednego użytkownika jest wyższa niż Skype'a, sięga niemal 100 dolarów. Skype jest wyceniany na 13 dolarów na użytkownika.

ikona lupy />
Z LinkedIn korzystają nawet takie "szychy" jak Fabrice Tourre, członek zarządu Goldman Sachs / Bloomberg