85 osób zginęło w strzelaninie na wyspie Utoya, ok. 30 km na północny zachód od Oslo, a siedmiu ludzi poniosło śmierć dwie godziny wcześniej w wybuchu bomby w centrum norweskiej stolicy.

Ekipy poszukiwawcze z podwodnymi kamerami wciąż penetrują otaczający wyspę akwen jeziora, próbując odnaleźć zwłoki osób, które uciekały przed zabójcą skacząc do wody.

Zatrzymany przez policję mężczyzna, zidentyfikowany przez media jako Anders Behring Breivik, współpracuje w śledztwie. Według policji jest on odpowiedzialny za strzelaninę oraz za podłożenie bomby. Funkcjonariusze nie wykluczają kolejnych zatrzymań, ponieważ w zamach zaangażowanych mogło być kilka osób.

Piątkową masakrą wstrząśnięta jest cała Norwegia. Król Harald, królowa Sonja oraz książę Haakon przybyli w sobotę do hotelu w pobliżu Oslo, gdzie zakwaterowano ocalałych z tragicznej strzelaniny na wyspie oraz rodziny ofiar.

Reklama

Tragedią narodową nazwał ostatnie wydarzenia premier Jens Stoltenberg. "Od II wojny światowej w naszym kraju nie popełniono zbrodni o takim zasięgu" - mówił na konferencji prasowej. Jak dodał, wyspa Utoya, gdzie przebywali członkowie młodzieżówki współrządzącej Partii Pracy, była "rajem" jego "dzieciństwa, który przeobraził się w piekło".

Na tej samej konferencji prasowej minister sprawiedliwości i ds. policji Knut Stoberget oświadczył, że poziom zagrożenia terrorystycznego w Norwegii na razie nie został podniesiony. Według rządu, nawiązano współpracę z zagranicznymi służbami wywiadowczymi, by ustalić, czy jest jakiś międzynarodowy ślad w zamachach.

Norweska policja podała, że "nie ma konkretnych doniesień" o drugim uzbrojonym napastniku na wyspie, lecz wciąż nie można wykluczyć takiej ewentualności. W sobotę zatrzymano na wyspie Utoya młodego mężczyznę, który miał przy sobie nóż. Gdy policjanci prowadzili go do radiowozu, mężczyzna krzyczał: "Miałem przy sobie nóż, bo nie czuję się bezpiecznie". W hotelu, przed którym doszło do zatrzymania, przebywał premier Stoltenberg.

Jak podały media, policja obawia się, że mogło być dwóch sprawców strzelaniny na wyspie. Według norweskiego dziennika "Verdens Gang", świadkowie strzelaniny twierdzą, iż napastnik nie działał w pojedynkę. Kilku młodych ludzi, którzy przeżyli atak, jest przekonanych, iż sprawców strzelaniny mogło być więcej.

Tymczasem Partia Postępu (FrP) oświadczyła w komunikacie, że Breivik, wstąpił do FrP w 1999 roku a został z niej wyrzucony w 2006 r. "Ci, którzy go znali, kiedy był członkiem organizacji, mówili, że był raczej nieśmiały i rzadko brał udział w dyskusjach" - napisano w komunikacie ugrupowania.

Wśród znajomych Breivik miał opinię człowieka cichego i spokojnego. W internecie mężczyzna napisał, że podziwia Winstona Churchilla oraz lubi muzykę poważną. Siebie samego określał jako konserwatystę, chrześcijanina oraz osobę stanu wolnego. Twierdził, że studiował finanse i religioznawstwo.

Telewizja norweska podała, że podejrzany należał do skrajnie prawicowego środowiska. Policja, która nie potwierdziła na razie tożsamości podejrzanego, przedstawia go jako "chrześcijańskiego fundamentalistę", nieprzyjaznego islamowi.

Według Felleskjoepet Agri, firmy dostarczającej rolnicze środki produkcji, podejrzany o zamachy kupił w maju sześć ton nawozów sztucznych. Do produkcji materiałów wybuchowych wykorzystanych w piątkowych atakach został użyty pewien rodzaj nawozu. Firma nie sprecyzowała jednak o jaki dokładnie nawóz chodziło.

O tym, że zatrzymany mógł mieć dostęp do materiałów wybuchowych pisał w sobotę "Verdens Gang". Według gazety, Breivik miał firmę, która zajmowała się uprawą warzyw i jako rolnik mógł mieć dostęp do większej ilości nawozów sztucznych. Nawóz azotowy był składnikiem materiału wybuchowego, jakim posłużono się podczas ataku terrorystycznego w Oklahoma City w 1995 r.

"VG" podał, że zatrzymany miał zarejestrowaną broń: pistolet, strzelbę oraz karabin maszynowy. Należał do klubu strzeleckiego. Odbył też służbę wojskową.

Wstrząśnięci i przerażeni wydarzeniami w Norwegii są przywódcy UE i NATO. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy napisał na Twitterze, że "jest przerażony ostatnimi wiadomościami z Norwegii"; złożył "wyrazy głębokiej solidarności z narodem norweskim i rządem".

Szef PE Jerzy Buzek napisał w oświadczeniu o "niewyobrażalnej tragedii dla całej Norwegii. To wstrząsające, jak można wyrządzić tyle zła".

Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton wyraziła w sobotę "głębokie współczucie" rodzinom i bliskim ofiar oraz władzom Norwegii. Jeszcze w piątek wieczorem ostro potępiła ataki i zapewniła o wsparciu Norwegii ze strony UE "w tym smutnym czasie".

Do głosów potępienia ataku przyłączyli się również przewodniczący KE Jose Manuel Barroso i sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen.

Nuncjusz apostolski w Norwegii arcybiskup Emil Paul Tscherrig piątkowe ataki nazwał "szaleństwem", bez względu na to, "czy mają motywy polityczne czy osobiste".

Według szefa polskiego MSWiA Jerzego Millera, zamach w Norwegii nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo w Polsce. Jak ocenił, poziom zagrożenia ewentualnymi atakami terrorystycznymi w kraju nie zmienił się i jest taki sam jak przed wydarzeniami w Norwegii; oceniany był wówczas na poziomie zielonym - najniższym. "Oczywiście solidaryzujemy się z Norwegami i współczujemy tym, którzy podczas zamachu stracili swoich bliskich" - dodał minister.

Zdaniem szefa BBN Stanisława Kozieja, Polska powinna wyciągnąć wnioski z tragicznych wydarzeń w Norwegii, by doskonalić własny system bezpieczeństwa antyterrorystycznego. Nie wykluczył też, że za piątkowymi zamachami stoi "jeden sfrustrowany człowiek".