Podobna sytuacja panuje obecnie we Włoszech: skompromitowanego Silvio Berlusconiego zastąpi niezależny technokrata, zdolny przeprowadzić odwlekane przez „Il Cavaliere” bolesne reformy. Głównym kandydatem do przejęcia schedy po Berlusconim jest Mario Monti, były komisarz Unii Europejskiej ds. konkurencji.
Mianowanie na stanowiska szefów rządów niepochodzących z wyboru technokratów nie jest idealnym rozwiązaniem. Jednak kiedy system źle funkcjonuje, potrzebne są rozwiązania nadzwyczajne. W obu krajach wyborcy są tak zniechęceni do skorodowanej klasy politycznej, że w ich opinii jedynie ludzie z zewnątrz są zdolni do przeprowadzenia reform, tak bardzo potrzebnych do przywrócenia wzrostu gospodarczego. Byłoby jednak fatalnym błędem zakładanie, że w obu przypadkach koalicja starej politycznej elity kierowana przez technokratę dokona cudu i rozwiąże głęboko zakorzenione problemy.
>>> Czytaj też: Mario Monti: szanowany ekonomista i przyszły premier Włoch, znany jako "Super Mario" (sylwetka)
Można wydać westchnienie ulgi, że skompromitowane rządy zostały w końcu wymienione, jednak duża część społeczeństw Grecji i Włoch uważa, że premierzy-technokraci będą reprezentować unijną, albo co gorsza wręcz niemiecką wizję walki z kryzysem. To przekonanie wzmacnia fakt, że zarówno Papademos, jak i Monti są byłymi urzędnikami UE. Nowy premier Grecji już jest zresztą nazywany człowiekiem Angeli Merkel. Oba rządy będą musiały zachowywać kruchą równowagę pomiędzy rodzimą polityką a wiarygodnością wobec rynków oraz zagranicznych inwestorów.
Doświadczenie uczy, że wyborcy nie tolerują w nieskończoność technokratów na stanowiskach premierów. W obu krajach rządy muszą przedstawić wiarygodny kalendarz polityczny, tak by wyborcy nie poczuli się wyłączeni z procesu, który wymaga od nich wielkich poświęceń. Nowi liderzy muszą sobie również zdać sprawę, że niczego nie uda im się osiągnąć bez poparcia społecznego. Mogą mieć więc problemy z przeforsowaniem w parlamencie reform. Odpowiedzią z ich strony musi być pokazanie prawdziwego przywództwa. Same kompetencje menedżerskie w takiej sytuacji po prostu nie wystarczą.
>>> Polecamy: FT: Polakom zapomniano powiedzieć, że mamy kryzys