Jedni twierdzą, że w połowie 2006 r., kiedy ceny domów w USA dotarły na szczyt. Inni wskazują na koniec 2007 r. i zatrzymanie płynności w sektorze shadow banking. Są i tacy, którzy datują go na upadek Lehman Brothers we wrześniu 2008 r.

>>> Czytaj też: "FT": Niezmienna dominacja Zachodu w Banku Światowym musi się skończyć

Jeśli spory dotyczą podstawowych faktów, to tym bardziej źródeł, mechanizmu, a także istoty zdarzeń oraz procesów nazwanych kolejnym kryzysem. Profesor Andrew W. Lo z Massachusetts Institute of Technology (MIT) wykonał dość niewdzięczną w tych okolicznościach pracę. Przeczytał uważnie aż 21 wydanych, w ostatnich paru latach w USA, książek traktujących o obecnym kryzysie finansowo-gospodarczym. Wnioski i wrażenia zawarł w artykule opublikowanym w styczniu br. w sieci pt. Reading about the Financial Crisis: a 21-Book Review.

Jedenaście książek jest dziełem ekonomistów akademickich, jedną napisał były sekretarz skarbu Henry Paulson, a reszta wyszła spod klawiatur redaktorów i publicystów. Gdyby do pozycji wybranych przez prof. Lo dołożyć wszystkie inne dzieła na ten lub zbliżony temat wydane w Ameryce i na pozostałych kontynentach, zapełniłaby się całkiem duża biblioteczna szafa.

>>> Polecamy: Sedlaczek: Homo oeconomicus jest jak yeti: nikt go nigdy nie spotkał

W gębę od niewidzialnej ręki

Pierwszy był Robert J. Shiller, który ze swoją książką wystartował już w sierpniu 2008 r. (pełna lista pozycji na końcu). Jej dopełnieniem była kolejna, napisana wspólnie z George’em Akerlofem i poświęcona keynesowskiej koncepcji „instynktów zwierzęcych” rządzących zachowaniami ludzi w szeroko pojmowanej gospodarce. Prof. Lo nie zachwyciły wynurzenia ekonomisty, który powiązał kryzys przede wszystkim z nadmuchaną banią na amerykańskim rynku mieszkaniowym.

Shiller stwierdził, że ceny nieruchomości rosły głównie nie z powodu „rzadkości” tego dobra, a wskutek udzielania się wszem i wobec mylnych wyobrażeń o przyszłym rozwoju sytuacji w gospodarce. Jaka diagnoza, taka recepta. Jeśli kryzysy są efektem błędnych przekonań ludzi, to należałoby wesprzeć „rządowymi” pieniędzmi poradnictwo finansowe dla „mniej zamożnych” oraz użyć publicznej gotówki do monitorowania usług finansowych, tak jak rządowe agendy pilnują jakości żywności i standardów wszystkiego co jest w sklepach. Jest też w książce postulat posłużenia się inżynierią finansową do stworzenia bezpieczniejszych produktów oraz całych rynków finansowych.

W spoliczkowanych przez niewidzialną rękę Gary B. Gorton z Yale School of Management też zaczyna od hipotek subprime, ale za kryzys nie obwinia błędnych sądów i osądów. Uważa, że w ogóle nie było wiedzy o tym co się dzieje. Opinie były zbyt liczne i żadna nie uzyskała przewagi. Poza tym, brak przejrzystości, żeby nie powiedzieć mętna konsystencja instrumentów dłużnych w rodzaju CDO (collaterised debt obligations) opóźniła moment pęknięcia bani kredytów mieszkaniowych.

Nowe instrumenty finansowe były konstruowane warstwami. Jako tako znali zawartość derywatów ich twórcy. Po pierwszym obrocie wiedza o przedmiocie handlu była już mniejsza, a po wszystkich następnych na wierzchołku tego „tortu” zostawał facet, który zupełnie nie wiedział co trzyma w ręku.

Gorton nazwał to uczenie asymetrią informacyjną. Wskazał, że wcale nie chodziło o to, że jakaś wielka grupa dopuściła się karygodnego lekceważenia ryzyka. CDO przypominają wór ubrań sprzedawanych na wagę: są w nim głównie łachy, ale znajdą się także ładne i ciekawe ciuchy. Posiadacze CDO mieli narastającą świadomość ryzyka, jednak z przyczyn „konstrukcyjnych” nie byli w stanie odsiać złych aktywów od dobrych, tak jak wśród milionów kotletów trudno w wielkiej chłodni znaleźć tych kilka z dodatkiem wrednego szczepu E.coli. Jeśli już wychyną na powierzchnię, wieść o zarażonym „mięsie” niesie się szybko.

Czytaj cały artykuł na: