John Maynard Keynes to był naprawdę ktoś. Ekscentryczny kolekcjoner sztuki i kochanków (zanim ożenił się z rosyjską primabaleriną) oraz serdeczny przyjaciel innych kolorowych ptaków ówczesnej Anglii, takich jak Virginia Woolf czy Bertrand Russell. Przy tym twórca ekonomicznych fundamentów pod wyciągnięcie Zachodu z wielkiego kryzysu lat 30. i architekt powojennego ładu walutowego z Bankiem Światowym i MFW na czele. A do tego (o czym mało kto wie) jeden z najbardziej skutecznych inwestorów giełdowych w historii.

Ten ostatni wniosek płynie z opublikowanej właśnie pracy dwóch brytyjskich ekonomistów Davida Chambersa i Elroya Dimsona. Przeanalizowali oni giełdową aktywność Keynesa i pokazali, że choć nie pochodził ze szczególnie bogatej rodziny, zdołał w ciągu trwającej 22 lata inwestorskiej przygody zgromadzić nie tylko pokaźną osobistą fortunę (wartą w przeliczeniu na dzisiejsze stawki ok. 22 mln dol.), ale również niezwykle skutecznie zarządzał jako skarbnik finansami King’s College rodzimego Uniwersytetu Cambridge. Chambers i Dimson wyliczyli, że zwłaszcza w ciągu ostatnich 13 lat życia (Keynes zmarł przedwcześnie na atak serca w 1946 r.) jego zyski były zawsze o 9 proc. wyższe niż całej brytyjskiej giełdy. Podobnymi długookresowymi rezultatami może się pochwalić zaledwie kilka legend parkietu z Benjaminem Grahamem, George’em Sorosem czy Warrenem Buffetem na czele. Z tą tylko różnicą, że dla nich inwestowanie było zajęciem pełnoetatowym, dla Keynesa zaś jedynie pasją realizowaną po godzinach, kiedy akurat nie wyciągał Europy z gospodarczej i wojennej zawieruchy.

To nie wszystko: Chambers i Dimson doszli do wniosku, że giełdowa strategia Keynesa była równie innowacyjna i pionierska co jego słynne książki (zwłaszcza „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza” z 1936 r.), które dały podstawy przekonaniu, że mądra interwencja państwa może wyciągnąć gospodarkę z największych nawet tarapatów. Jak inwestował Keynes? Przede wszystkim suwerennie i nowatorsko. Za nic miał na przykład żelazną zasadę giełdową, że nie wkłada się wszystkich jaj do tego samego koszyka, a ryzyko trzeba rozdzielić w ramach dużego, wzajemnie się uzupełniającego portfela. Keynes robił dokładnie odwrotnie. Zawsze miał tylko kilka ulubionych pozycji inwestycyjnych (mówił o nich pieszczotliwie „moje zwierzaki”), gdzie umieszczał ok. 60 proc. swoich pieniędzy i trzymał je tam przez minimum 5 lat. Dla porównania dzisiejszy amerykański inwestor giełdowy gromadzi w swoich pięciu ulubionych pozycjach zaledwie 19 proc. środków i pozbywa się ich średnio po 15 miesiącach. Keynes był też pionierem inwestowania w małe i średnie niedowartościowane firmy działające w niedocenianych branżach. Takich jak na przykład sektor wydobywczy. Na początku lat 30. pogardzany przez graczy giełdowych, natomiast później, w związku z wybuchem wojny, ogólną militaryzacją i relatywną słabością papierowego pieniądza, stał się kurą znoszącą złote jaja.

Ale jest w historii Keynesa również coś bardzo ludzkiego. Wszystkie opisane tu sukcesy to w przeważające większości owoce drugiej połowy jego inwestorskiej przygody, zwłaszcza lat 1933 – 1946. Początki były jednak dużo gorsze. Keynes, choć już wtedy uznany akademik i wpływowy doradca ekonomiczny londyńskiego rządu, absolutnie nie zdołał przewidzieć giełdowego krachu 1929 r. i wpadł w pułapkę jak tysiące innych inwestorów. Otrząsnął się jednak i wyciągnął wnioski z tamtej porażki: zmienił strategię na bardziej niekonwencjonalną i w końcu się odkuł. Zupełnie inaczej niż inna ekonomiczna legenda tamtych czasów Joseph Schumpeter. Genialny i jeszcze bardziej ekscentryczny Austriak tuż po I wojnie światowej stanął w wieku niespełna 40 lat na czele prywatnego banku Biedermann & Co. Trzy lata później zarówno bank, jak i sam prezes byli... bankrutami. Schumpeter już nigdy do prawdziwych pieniędzy się nie zbliżał, poprzestając na błyskotliwej karierze ekonomisty, lecz już tylko teoretyka.

Reklama