Według swoich zwolenników euro miało umocnić pozycję Unii Europejskiej na arenie międzynarodowej – wspólna waluta miała przełamać niezliczone różnice kulturowe i społeczno-gospodarcze w regionie, na którym odcisnęły piętno dwie wojny światowe.

Kilka lat i cztery bailouty później ten sam efekt skali, który kiedyś był najważniejszym argumentem za unią monetarną teraz może spowodować jej rozpad. Mimo wszystkich zapewnień Europejskiego Banku Centralnego, że euro przetrwa, nierealistyczna polityka eurogrupy może zniweczyć jej wszystkie dotychczasowe dokonania.

>>> Czytaj również: Cypr mógł sam się uratować rezygnując z euro

Chociaż odpowiedź Brukseli na kryzys to „więcej Europy, nie mniej”, jednostronne dysponowanie surowych planów ograniczających wydatki oraz odbieranie oszczędności ludziom może zrazić obywateli, których Unia w założeniu ma reprezentować.

Reklama

Fakt, euro okazało się kluczowe w osiągnięciu jednego z głównych celów UE – wolnego przepływu towarów i siły roboczej. Jednak oprócz tego zaburzyło równowagę, a państwa członkowskie będą musiały nauczyć się z tym żyć. Od czasu wprowadzenia euro w 1999 r. niemieccy eksporterzy zbierali żniwo dzięki walucie słabszej niż niegdysiejsza marka, w wyniku czego uprzednio drogimi mercedesami jeżdżą dziś taksówkarze na całym świecie.

W tym samym czasie gospodarki na południu przeżywały stagnację, ich niegdyś przystępne cenowo towary stały się niekonkurencyjne z powodu zbyt silnej waluty w stosunku do ich pozycji na arenie międzynarodowej. Przecież euro nie może być wszystkim dla każdego.

Niestety wśród przepychanek i erozji suwerenności państw członkowskich eurokraci zapomnieli o jednym: o ludziach. Wyczerpani naprzemiennymi rundami dotacji i oszczędności mieszkańcy strefy euro zostali pozostawieni sami sobie, zdezorientowani, bez przewodnictwa, za to z rekordowo wysokim bezrobociem i maleńkim światełkiem w tunelu.

Ich apetyt na zmianę wyczerpuje się. Wystarczy zapytać ludzi na ulicy, czy chętnie pożegnaliby euro, a z pewnością powiedzieliby, że tak. Zapytajcie tych, którzy stoją w kolejce do UE, czy mają zastrzeżenia do wspólnej waluty, a zobaczycie co najmniej dwuznaczną reakcję.

>>> Polecamy: Prof. E. Mączyńska: przyjęcie euro przez Polskę to obecnie więcej zagrożeń niż korzyści

W tym tygodniu premier Albanii powiedział, że euro nie będzie już funkcjonowało lub będzie “zupełnie inne” do czasu, gdy jego kraj je przyjmie. Albania złożyła wniosek o członkostwo w UE w 2009 r., w samym szczycie kryzysu, a dla nowych państw członkowskich przyjęcie euro jest warunkiem niepodlegającym negocjacji przy podpisywaniu umowy akcesyjnej.

W zeszłym miesiącu przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy powiedział: „Gdyby rzeczywiście był wybór między oszczędnością a wzrostem, nie wahałbym się ani sekundy.’’ Van Rompuy ma rację, mówiąc, że wzrost gospodarczy to nie coś, co rządy mogą sprowadzić, ale z drugiej strony Europa przeżywa kryzys przywództwa w równym stopniu co kryzys gospodarczy.

Aby odnieść sukces, Europa musi zaoferować obywatelom nie tylko walutę, lecz również wiarę. Musi przemawiać jednym głosem, zachować mieszane komunikaty dla siebie i działać konsekwentnie.

Sama koncepcja pieniędzy zawiera w sobie ideę dobrobytu, nadziei i obietnicy. Aby przetrwać pieniądze muszą znaczyć coś pozytywnego dla tych, którzy ich używają. Mario Draghi musi zrozumieć, że euro jest tylko na tyle nieodwracalne, na ile wierzą w to ci, którzy go używają na co dzień.