W okresie poprzedzającym powrót Hongkongu do Chin świat snuł rozważania, co oficjałowie z Pekinu uczynią z tym miejscem. Czy dynamizm i otwartość Hongkongu przyspieszy zmiany w Chinach, czy też Partia Komunistyczna spróbuje przekształcić swobodne państwo-miasto na swój własny obraz?

Szesnaście lat później wiemy, że w większym stopniu zrealizował się ten drugi scenariusz, a Pekin krępuje Hongkong kolejnymi, starannie dobranymi, złymi przywódcami.

Chińscy komisarze i ich miejscowi lokaje przepychają kolejne prawa mające zapobiec rozruchom społecznym, prowadzą edukację patriotyczną oraz forsują język mandaryński wbrew woli 7-milionowej populacji, która preferuje posługiwanie się kantońskim.

Obecnie zasada „jeden kraj, dwa systemy”, którą Deng Xiaoping wynegocjował z premier Margaret Thatcher kilka dekad temu, stoi przed bodaj największym wyzwaniem w historii: chwiejącą się gospodarką Chin. Spowolnienie na kontynencie może pozbawić Hongkong najwyższego ratingu AAA oraz raz na zawsze zrazić jego mieszkańców do Pekinu.

Reklama

Po przejęciu Hongkongu Komunistyczna Partia Chin wypracowała z mieszkańcami Hongkongu niepisany układ. Sprowadza się on do: „Sprawimy, że wzbogacicie się dzięki naszemu ponad dziesięcioprocentowemu wzrostowi, jeśli nie będziecie naciskać zbyt mocno na sprawy demokracji.” Umowa ta nie zawsze funkcjonowała gładko. W 2003 roku miały miejsce gigantyczne protesty, z których jeden przyciągnął ponad pół miliona osób. W późniejszym czasie odbyło się wiele mniejszych demonstracji, w tym tegotygodniowe o kilkudziesięciotysięcznej frekwencji. Te wydarzenia wskazują na to, że proces utrzymywania stabilności w Hongkongu wymaga ciągłego kalibrowania.

Wraz ze spowolnieniem w Chinach umowa może ulec wypaczeniu. Chińskie problemy z kredytami wywołują gwałtowne wahania na giełdach w Hongkongu, którego cała gospodarka opiera się na cenach aktywów. W ubiegłym tygodniu Moody’s obciął prognozę dla systemu bankowego Hongkongu do „negatywnej” z powodu narażenia lokalnych pożyczkodawców na straty w Chinach.

>>> Czytaj również: Chińska bańka kredytowa zagraża całemu światu

Zagrożenie z kontynentu

Realne stopy procentowe są w Hongkongu ujemne od początku 2009 roku. To doprowadziło do rosnącej zależności banków od klientów na kontynencie – zasobnych w gotówkę inwestorów, którzy kupują każdą nieruchomość w Hongkongu jaką tylko mogą. Ekspozycja banków na „kontynent” wzrosła z 9,8 proc. wartości wszystkich aktywów w 2009 roku do 16,5 proc. pod koniec 2012 roku.

Wymagając zabezpieczeń i gwarancji bankowych pożyczkodawcy zredukowali nieco ryzyko. Ale okres, w którym Hongkong zwrócił się ku klientom z kontynentu był najgorszym z możliwych. Nastąpiło to w czasie, gdy rosnąca bańka na rynku nieruchomości utwierdziła w pożyczkobiorcach powszechne przed kryzysem przekonanie, że ich ceny będą rosły bez końca. Teraz, gdy Chiny walczą z sektorem shadow banking, przy którym parabanki ze Stanów Zjednoczonych z końca lat 2000 wydają się być solidnymi instytucjami, Hongkong znajduje się w podbramkowej sytuacji.

Rosnąca ilość niespłacanych kredytów w chińskich bankach to tylko jeden ze złowieszczych sygnał. Ich liczba rośnie szósty kwartał z rzędu, co jest najgorszym wynikiem od co najmniej dziewięciu lat. A prawdopodobny jest dalszy wzrost, ponieważ Ludowy Bank Chin będzie starał się przywrócić kontrolę nad wzrostem podaży pieniądza. To duża niewiadoma dla całego systemu bankowego, nawet tak dobrze zarządzanego i regulowanego jak ten w Hongkongu.

Większym zagrożeniem jest zarażenie się kryzysem, które może pozbawić Hongkong ratingu AAA, przyznanego miastu przez Standard & Poor’s. Ta perspektywa może wydawać się odległa, ponieważ w świecie, w którym dominują deficyty budżetowe, Hongkong może poszczycić się nadwyżką 1,7 proc. PKB. Ale ekspozycja Hongkongu i jego zależność od Chin może szybko zmienić dotychczasowe kalkulacje.

Hongkong jest fascynującym wskaźnikiem tego, jak szybko i głęboko chiński PKB spadnie w ciągu najbliższego roku lub dwóch. Jeżeli wzrost gospodarczy w Chinach zwolni do 5 proc., co jest prawdopodobne, Hongkong zostanie silnie tym dotknięty. Kryzys nadwyręży reputację Chin, której Partia Komunistyczna długo używała kupując cierpliwość miasta. Zrodzi także pytania o miejsce, jakie Hongkong powinien zajmować w regionie.

>>> Czytaj również: Chiny tracą kontrolę nad swoją gospodarką

Dyplomatyczny majstersztyk

Kwestia relacji pomiędzy Hongkongiem a Chinami była na świeczniku przy okazji sprawy Edwarda Snowdena. Hongkong i Chiny przeprowadziły wspólnie dyplomatyczny majstersztyk pozwalając ściganemu Amerykaninowi na przelot do Moskwy. Jednak mieszkańcy Hongkongu sądzą, że to Pekin kierował całą sprawą, a nie stojący na czele miasta Leung Chun-ying.

Od 1997 roku na czele miasta stoją burmistrze z nadania Partii Komunistycznej, a Leung jest tylko nieco bardziej popularny od jego trzech poprzedników. Już na początku swojego urzędowania w lipcu 2012 roku podpadł mieszkańcom, gdy próbował przeforsować w szkołach program „edukacji patriotycznej”.

Zła reputacja Leunga wynika również z jego działań na rzecz ochrony danych osobowych szefów spółek, co mogłoby ułatwić „grubym rybom” z kontynentu ukrywać w Hongkongu swoje dochody. Leung ugiął się pod naciskiem opinii publicznej i zrezygnował z obydwu pomysłów, ale zdolności Hongkongu do opierania się Chinom są coraz mniejsze. Już teraz naciski z Pekinu wywierają wpływ na media w Hongkongu, które coraz częściej w drażliwych tematach stosują autocenzurę.

Mieszkańcy Hongkongu są dumni ze swojego chińskiego dziedzictwa; to kontynentalny system komunistyczny jest tym, z czego chcieliby zrezygnować. Nikt nie zazdrości Leungowi jego zadań. Pogodzenie sprzeczności pomiędzy Chinami, które oczekują większego posłuszeństwa, mieszkańcami miasta, oczekującymi większej wolności, i zagranicznymi inwestorami, którzy postrzegają gospodarkę Hongkongu jako najbardziej wolną na świecie, nie będzie proste. Zadanie Leunga stanie się jeszcze trudniejsze, jeśli ekonomiczny chaos Chin zacznie ciągnąć gospodarkę Hongkongu w dół.

Do stracenia jest więcej niż tylko wspaniały rating kredytowy. Jeżeli Chiny nie będą postępowały ostrożnie, mogą stracić również poparcie 7 milionów osób.

>>> Polecamy: Chiny chcą przeorientować gospodarkę - konsumpcja na miejsce eksportu

William Pesek jest felietonistą Bloomberg View.