Izraelskie protesty w sprawie zakazu uboju rytualnego w Polsce mogą się władzom w Jerozolimie odbić czkawką. Polska jest bowiem jednym z niewielu sojuszników Izraela w Unii Europejskiej i zwykle sprzeciwiała się antyizraelskim inicjatywom. A tych przybywa. Najnowsze przykłady to zakaz przekazywania jakiejkolwiek pomocy izraelskim osiedlom na okupowanych terytoriach oraz obowiązek specjalnego oznaczania pochodzących stamtąd produktów.

>>> Czytaj również: Ubój rytualny, czyli polityczny wymiar mięsa

W minionym tygodniu Komisja Europejska przyjęła dyrektywę, zgodnie z którą od 1 stycznia 2014 r. zabronione będą wszelkie porozumienia o współpracy z Izraelem, o ile w ich treści nie znajdzie się zapis zapewniający, że żadne środki finansowe nie trafią do żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu, w Strefie Gazy, we Wschodniej Jerozolimie i na wzgórzach Golan. Dotyczy to nie tylko kontraktów, lecz także pomocy rozwojowej, grantów, stypendiów naukowych czy nagród. Klauzula z takim zapewnieniem będzie de facto wymuszała na Izraelu przyznanie, że okupowane tereny znajdują się poza jego terytorium, co jest sprzeczne z polityką tego kraju. Nie dziwi zatem ostra reakcja izraelskiego premiera. – Nie zaakceptujemy żadnego zewnętrznego dyktatu w sprawie naszych granic. Ta kwestia będzie rozstrzygnięta tylko w drodze negocjacji – zapewnił Benjamin Netanjahu, dodając, iż nie pozwoli, by żydowscy osadnicy w jakikolwiek sposób przez to ucierpieli.
Patrząc na sprawę tylko od strony finansowej, nie byłby to duży problem. W obecnej perspektywie budżetowej 2007–2013 Unia Europejska przekazała na pomoc i programy współpracy z Izraelem 800 mln euro, z czego według szacunków na tereny okupowane trafiło 0,5 proc. tej kwoty. To oznacza nieco ponad 570 tys. euro rocznie. Maja Kocijancić, rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton, sama przyznała, że wpływ gospodarczy tego zakazu będzie znikomy, ale chodzi raczej o zwiększenie presji politycznej.
Reklama
Temu samemu służy druga inicjatywa, którą Unia już od pewnego czasu próbuje wcielić w życie – obowiązkowego oznaczania na towarach z żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy czy we Wschodniej Jerozolimie, że tam właśnie zostały wyprodukowane. Tak, aby unijny konsument mógł podjąć świadomy wybór, a w domyśle – je zbojkotować. Cały izraelski eksport do UE to 12,6 mld euro rocznie, przy czym wartość towarów pochodzących z terenów okupowanych szacuje się na 229 mln euro. Są to przede wszystkim produkty rolne, a wartość eksportu w ostatnich latach wzrasta. Ale wprowadzenie etykiet zapewne ten trend odwróci, czego dowodzi przykład Holandii. Wczoraj tamtejsze media poinformowały, że dwie działające w tym kraju duże sieci supermarketów – Hoogvliet i niemiecka Aldi – zrezygnowały ze sprzedawania produktów z żydowskich osiedli na terenach okupowanych.

>>> Czytaj także: Izrael chce budować domy na Zachodnim Brzegu

Izraelskie władze przyrównują pomysł specjalnego metkowania towarów z terenów okupowanych do oznaczania żydowskich produktów (i samych Żydów) w III Rzeszy i mówią o antysemityzmie, ale tak naprawdę to coraz bardziej się obawiają, że małymi krokami Unia może wprowadzić pełne sankcje. A w tym kontekście każdy unijny sojusznik powinien być na wagę złota.