Nasze PKB w relacji do krajów Europy Zachodniej jest już teraz najwyższe od 500 lat. Za 10 lat Warszawa ma być lepszym miejscem do życia niż Londyn. Doceniać to będą imigranci ze Wschodu, których należy pozyskiwać już dziś.

Obserwator Finansowy: W raporcie „Nowy złoty wiek Polski” zauważa Pan, że PKB na głowę mieszkańca wyniesie w tym roku 62 proc. średniej z 17 krajów strefy euro. Tyle samo, ile w 1500 roku w stosunku do ówczesnej Europy Zachodniej. Żyjemy w najlepszych czasach od pięciu stuleci i nikt o tym nie wie?

Marcin Piątkowski: Faktycznie tak jest. Jestem ekonomistą, a nie socjologiem, ale wydaje mi się, że wynika to z naszego przesiąknięcia sceptycyzmem i tendencji do minimalizowania własnych sukcesów, szczególnie, jeśli nie są jednorazowym wydarzeniem, lecz pewnym procesem historycznym.

Od 1989 roku do dziś nasze PKB wzrosło najbardziej w Europie. W niecałe ćwierć wieku odrobiliśmy 500 lat zaległości! Gdybyśmy mieli trochę inny narodowy charakter, to pewnie każdy polski minister, czy premier nie mówiłby o niczym innym, niż o tym, że jesteśmy numerem jeden na kontynencie.

Reklama

Naprawdę jesteśmy? Policzył Pan PKB na głowę mieszkańca z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej i wtedy wychodzi 21 tys. dolarów. Bank Światowy liczy nominalnie i wynik jest mniej imponujący – 12 tys. dolarów.

Korygowanie PKB o wartość siły nabywczej jest najlepszym sposobem na odzwierciedlanie zmian we wzroście gospodarczym i jakości życia. Jest to ogólnie przyjęty standard międzynarodowy. Międzynarodowy Fundusz Walutowy także podaje PKB per capita z uwzględnieniem siły nabywczej, uważając, że najlepszym odzwierciedleniem zmian PKB nie są chwiejne i zależne od kursu walutowego zmiany nominalne, ale właśnie zmiany dochodu uwzględniające różnice w poziomach cen.

Pytam o metodologię dlatego, że toczy się dyskusja o tym czy Polsce może grozić tzw. pułapka średniego dochodu i czy gospodarka zwolni gdy PKB przekroczy 15 tys. dolarów na głowę mieszkańca. Jeśli przyjmiemy parytet siły nabywczej to okazuje się, że mamy 21 tys. dolarów i dyskusja jest bezzasadna.

Ta dyskusja jest rzeczywiście mało zasadna. Nie ma naukowych dowodów na to, że pułapka średniego dochodu naprawdę istnieje. Dostępne badania wskazują na to, że jeśli nawet założymy, że rzeczywiście istnieje, to dotyczy ona krajów z poziomem dochodu poniżej 16 tys. dolarów, uwzględniając wartość siły nabywczej, a więc Polska jest już 5 tys. dolarów dalej.

Bank Światowy i OECD już od kilku lat zaliczają Polskę do krajów o wysokim, a nie o średnim dochodzie. Na koniec wreszcie – Komisja Europejska, OECD i niezależne ośrodki badawcze zajmujące się długoletnimi prognozami nie wspominają o tej pułapce i zakładają, że przynajmniej do 2030 roku Polska będzie rozwijać się szybciej niż kraje Europy Zachodniej.

Z pułapki średniego rozwoju już więc uciekliśmy.

>>> Całą rozmowę czytaj na Obserwatorfinansowy.pl