Wiadomo już, kto będzie nowym rozgrywającym tamtejszej polityki. I nie, nie chodzi tu o nowo wybranego prezydenta. 17 listopada, gdy Micheila Saakaszwilego zastąpi na tym urzędzie Giorgi Margwelaszwili, wchodzi również w życie reforma ustrojowa. W myśl tej reformy większość kompetencji przechodzi w ręce premiera.

Dotychczasowy premier, a zarazem główne spoiwo antysaakaszwilowskiej opozycji, Bidzina Iwaniszwili, wkrótce ma się wycofać z polityki. Żadna to niespodzianka; taki krok obiecywał już przed ponad rokiem, chyba żeby za niespodziankę uznać spełnienie obietnicy. W trakcie weekendu dowiedzieliśmy się jednak, kto go zastąpi. A będzie to zaledwie 31-letni szef MSW, bliski współpracownik Iwaniszwilego, Irakli Garibaszwili. Młody wiek nie musi być przeszkodą; Saakaszwili obejmował władzę jako 36-latek.

Większość komentatorów spodziewa się, że pod wodzą Garibaszwilego kraj i tak będzie rządzony z tylnego siedzenia przez Iwaniszwilego. Wydaje się, że będzie inaczej. Jeśli dysponuje się niemal pełnią formalnej władzy, łatwo się urwać z łańcucha protektora. Są precedensy. Eduard Szewardnadze, poprzednik Saakaszwilego na stanowisku prezydenta, również miał być marionetką, gdy w 1995 r. przyjmował stołek szefa państwa z rąk puczystów. Wkrótce nikt już nie pamiętał o tych, którzy go namaścili.

Zwolennicy Saakaszwilego boją się nowych rządów. Niewykluczone, że samym „Miszą”, niczym gruzińską wersją Julii Tymoszenko, zainteresuje się teraz wymiar sprawiedliwości. Premier Iwaniszwili na antenie telewizji Imedi mówił, że może on trafić pod sąd w związku ze śmiercią w 2005 r. premiera Zuraba Żwanii. Żwania zatruł się czadem z niesprawnego piecyka, ale jego przyjaciele od dawna podejrzewali, że oficjalna wersja mija się z prawdą. Represje wobec dotychczasowego prezydenta nie są wykluczone, skoro za kratki zdążył już trafić były minister obrony Baczo Achalaia („Misza” go właśnie ułaskawił), na proces czeka eksszef MSW Wano Merabiszwili, a przeciw merowi Tbilisi Gigiemu Ugulawie wszczęto śledztwo.

Przeciwnicy nowej ekipy dopatrują się też wśród ludzi Iwaniszwilego rosyjskiej agentury. Ten najbogatszy Gruzin dorobił się w Rosji, do niedawna miał rosyjski paszport, a Kreml do tej pory nie ustawał w wysiłkach, by wykreować w Gruzji przychylne sobie stronnictwo. Na szczęście jednak na razie niewiele potwierdza te obawy. Ekipa Iwaniszwilego stara się odnowić relacje handlowe z sąsiadem, wyrzekła się też idei bojkotu olimpiady w Soczi. Ale w kwestii zwrotu oderwanych od Gruzji Abchazji i Osetii Płd. obowiązuje zasada „ani kroku wstecz”.

Zmiana tego stanu rzeczy nie wydaje się prawdopodobna, skoro na inaugurację prezydenta Margwelaszwilego przedstawiciel Rosji nie został zaproszony. Oficjalnie dlatego, że od czasu wojny 2008 r. oba państwa nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. To tylko wymówka, Gdyby Tbilisi na tym zależało, znaleziono by formułę, jak ten problem obejść. Najwyraźniej nowemu jednak nie zależało.