Media wielokrotnie opisywały zamiłowanie posłów do dalekich podróży, oczywiście organizowanych na koszt podatnika. Okazuje się, że w celach służbowych w nierzadko egzotyczne delegacje udają się również prezydenci miast. I wbrew pozorom najczęściej podróżującym samorządowcem nie była wcale – jak powszechnie się sądzi – prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz (choć być może uziemiło ją zeszłoroczne referendum odwoławcze).
Najwięcej w zeszłym roku na podróże wydała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska – niemal 55 tys. zł. Drugie miejsce na podium zajął prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (ponad 42 tys. zł). Niemal tyle samo wydał urząd Katowic, któremu szefuje Piotr Uszok. Zaś najmniej podatników kosztowały podróże Ryszarda Zembaczyńskiego z Opola – niecałe 2,4 tys. zł w 2013 r., a w 2012 – jedynie 319 zł.
Najczęściej samorządowcy podróżują do państw Europy Zachodniej, takich jak Niemcy, Francja czy Belgia. Zdarzają się także delegacje do Stanów Zjednoczonych. Ale coraz częściej pojawiają się bardziej egzotyczne kierunki. Jak poinformował nas Urząd Miasta w Łodzi, najdroższą podróżą Hanny Zdanowskiej w ubiegłym roku był wyjazd do Indii, który kosztował ponad 10 tys. zł. Cel wizyty: spotkania biznesowe w New Delhi, udział w Polish Outsourcing Forum i w spotkaniach organizowanych przez światowego giganta branży tekstylnej.
Reklama
Na mapie samorządowych podróży coraz częściej pojawiają się też Chiny. Kierunek ten obrali między innymi prezydenci Kielc, Torunia i Bydgoszczy. Urząd w Kielcach przekonuje, że wizyta miała charakter gospodarczy. – W Pekinie rozmawiano o możliwości rozwoju Kieleckiego Parku Technologicznego, o współpracy dotyczącej dostępu do nowych technologii oraz komercjalizacji wiedzy. W pekińskim Parku funkcjonuje 23 tys. firm, których obrót wynosi 500 mld dol. Możliwość rozmów z przedstawicielami tej instytucji była bardzo cenna – tłumaczy Anna Ciulęba, rzecznik prezydenta Kielc. Wskazuje, że jednym z efektów wizyty w Chinach było nawiązanie przez kielecki Park współpracy z firmami z miasta Yuyao.
Niektóre urzędy albo nie wyjaśniły nam, jaki był cel najdroższej zrealizowanej w ubiegłym roku delegacji, albo były nad wyraz wstrzemięźliwe w uzasadnianiu. I tak np. w Poznaniu dowiedzieliśmy się, że wyjazd Ryszarda Grobelnego do Gruzji (wizyta realizowana wspólnie z Ambasadą RP w Tbilisi) miała charakter „promocyjno-gospodarczy”. Szczegółów Poznań nie podaje.
Najdroższym wyjazdem prezydenta Opola był wyjazd do francuskiego miasta Grasse. Cel wizyty bynajmniej daleki od biznesowego: „Udział w obchodach 50-lecia partnerstwa miasta Grasse i Ingolstadt, święcie jaśminu oraz promocja miasta Opola” – wyliczył nam urząd.
Swoją fantazją wszystkich przebił jednak prezydent Torunia, najwyraźniej mający słabość do zabytkowych aut. W zeszłym roku wybrał się do Hiszpanii na 20. Międzynarodowy Zlot Miłośników Citroena 2CV. – Bo u nas taki zlot będzie organizowany w 2015 r. – tłumaczy prezydenta Aleksandra Iżycka, jego rzeczniczka.

Powrót posła z drogiej delegacji

Parlamentarzyści często wyjeżdżają w zagraniczne delegacje – w zeszłym roku byli na nich ponad 270 razy. Oprócz stolic europejskich odwiedzali egzotyczne kraje: np. Ekwador, Indonezję i Chiny. Za wyjazdy płaciła Kancelaria Sejmu – ponad 3 mln zł, o 1/3 więcej niż w 2012 r. Jak ustalił Dziennik.pl, posłowie na koszt podatnika udali się m.in. na Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Alpejskim w austriackim Schladming i na Międzynarodowy Turniej Parlamentarny w Rosji, gdzie grali w piłkę nożną, badmintona i szachy. Ale wchodzili także w skład delegacji premiera czy prezydenta: wtedy latali m.in. do Nigerii, RPA i Zambii oraz Izraela i Autonomii Palestyńskiej. Co tam robili i jak tłumaczą swoją obecność, czytaj w specjalnym cyklu na Dziennik.pl.