Tuż przed wybuchem I wojny światowej było to już 902 mld dol. Czyli w ciągu pięciu dekad wzrost wyniósł 250 proc. Do 1950 r. PKB Europy Zachodniej rósł, osiągając 1396 mld dol. (wzrost o 55 proc. – mimo dwóch wojen światowych). W latach 1950–1980 mieliśmy eksplozję wzrostu gospodarczego w Europie, w 1980 r. PKB wyniósł 4850 mld dol., czyli w ciągu 30 lat PKB powiększył się o 350 proc. A minione lata, kryzysowe, przyniosły stagnację lub kilkuletnią recesję w wielu krajach europejskich.

Pojawia się pytanie, dlaczego Europa Zachodnia rozwijała się tak wolno w minionych trzech dekadach, a ostatnio stanęła w miejscu. W ekonomii spieramy się o to, co jest motorem wzrostu. Jedni eksponują postęp technologiczny, inni popyt. W swojej słynnej książce „Dlaczego narody upadają” Acemoglu i Robinson wręcz wymieniają popyt, żądzę bogacenia się jako jeden z najważniejszych czynników sukcesu świata Zachodu. Chęć bogacenia się może być manifestowana na dwa sposoby: w postaci przedsiębiorczości lub w postaci długu.

Dawniej przedsiębiorczość polegała na wyprawieniu się w niebezpieczną podróż morską z narażeniem życia, żeby odkrywać zamorskie bogactwa i się bogacić. Tak zbudowano potęgę Europy. Współcześnie oznacza to tworzenie nowych, innowacyjnych firm, które zalewają swoimi produktami i usługami cały świat. Drugi model bogacenia się, w oparciu o dług, polega na tym, że rządy i sektor prywatny coraz bardziej się zadłużają, za pożyczone pieniądze kupują nowe towary, budują nowe obiekty i w ten sposób nakręcają koniunkturę i wspierają rozwój.

Zmiana modelu rozwoju nastąpiła w latach 60. XX w. Wraz z budową państwa socjalnego w Europie zaczęła maleć liczba osób gotowych (z narażeniem kiedyś życia, a obecnie własnego bezpieczeństwa finansowego) tworzyć nowe firmy. Znacząco wzrosła za to rola rozwoju opartego na długu. Dane dla 14 krajów rozwiniętych pokazują, że w 1960 r. dług publiczny wynosił około 40 proc. PKB, w 1980 r. między 50 a 60 proc., aby obecnie przekroczyć 90 proc. PKB. Zatem zadłużenie rządów więcej niż się podwoiło w relacji do dochodu narodowego w porównaniu z okresem sprzed półwiecza. A jednocześnie doszło do bezprecedensowego wzrostu zadłużenia sektora prywatnego. Jeżeli miarą tego długu są aktywa banków w relacji do PKB, to w tych 14 krajach relacja długu prywatnego do PKB była na poziomie 60 proc. w 1960 r., w 1980 r. zbliżała się do 100 proc., a obecnie przekracza 200 proc.

Reklama

Widać, że od czasu gdy szybko rośnie zadłużenie publiczne i prywatne, wzrost gospodarczy zwolnił. Co więcej, szybkie przyrastanie długu powoduje ryzyko krachów finansowych, przed czym przestrzega nawet oszczędny w słowach MFW, który niedawno wręcz ostrzegł, że możliwe są bankructwa instytucji finansowych podobne do tych, które miały miejsce w latach 30. XX w.

Niestety wydaje się, że politycy nie wyciągnęli lekcji z historii. Tworzą kolejne programy, których celem jest zwiększenie stopnia zadłużenia sektora prywatnego, zwiększają dalej dług publiczny. Na razie to działa, wszędzie tam, gdzie dług zaczął szybko rosnąć, pojawia się ożywienie gospodarcze. Zerowe stopy procentowe, druk pieniądza, programy rządowe finansowania zakupu nieruchomości faktycznie zaczynają przynosić efekty, również w Polsce. Ale jednocześnie poziomy zadłużenia już są najwyższe w historii, a tempo ożywienia gospodarczego jest rachityczne, co nie powinno nikogo dziwić w świetle doświadczeń historycznych. Niestety ten sposób walki z kryzysem jest skazany na niepowodzenie i prędzej czy później zacznie materializować się ryzyko, o którym pisze MFW. Obserwujemy to w Chinach, wkrótce podobne procesy zaczną się w Europie. Dla Starego Kontynentu dalsze zadłużanie się jest bardzo niebezpieczne. Powinniśmy jak najszybciej powrócić do tradycji naszych przodków, którzy z narażeniem życia ruszali w nieznane, aby się bogacić. Tylko czy obecne młode pokolenie Europejczyków, wychowane przez opiekuńcze państwo, jest do tego zdolne?