W sumie o mandat społeczeństwa ubiega się 7748 kandydatów.

Chorwaci, Serbowie i Bośniacy-muzułmanie wybiorą po jednym przedstawicielu do Prezydium Bośni i Hercegowiny. Przewodniczący tego gremium, które pełni funkcję kolegialnego szefa państwa, zmienia się rotacyjnie co 8 miesięcy. Wybrani zostaną też deputowani do 42-osobowego Zgromadzenia Parlamentarnego BiH, które reprezentuje narody zamieszkujące ten kraj.

Wyłonione będą również parlamenty dwóch podmiotów tworzących Bośnię i Hercegowinę. Zamieszkanej głównie przez Chorwatów i Bośniaków-muzułmanów Federacji BiH, jak też tworzących ją 10 kantonów oraz Republiki Serbskiej. W tej ostatniej wybrany zostanie też prezydent i jego dwaj zastępcy. Ustrój Bośni i Hercegowiny został zapisany w porozumieniu z Deyton z listopada 1995 roku, które zakończyło wojnę w tym kraju. Jego podstawą było w założeniu zachowanie równowagi między narodami, które toczyły krwawą wojnę. Niedzielne wybory są siódme od jej zakończenia.

Obecne wybory odbywają się w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i w atmosferze powszechnego niezadowolenia. Na wiosnę w Bośni doszło do gwałtownych rozruchów i protestów przeciwko skutkom rabunkowej prywatyzacji, zamykaniu fabryk i korupcji. Niepokoje ogarnęły ponad trzydzieści miast, między innymi Sarajewo, Tuzlę, Zenicę i Bihać. Uczestnicy protestów oskarżali władze o nepotyzm i doprowadzenie do zamknięcia lub upadku 80 proc. prywatyzowanych zakładów, co spowodowało 40-proc. bezrobocie w kraju. Do polityków mieli pretensje, że są zbyt wysoko opłacani, oderwani od rzeczywistości i mają obsesję na punkcie sporów etnicznych, choć od wojny w Bośni minęło już tyle lat.

Reklama

Na duże znaczenie dzisiejszych wyborów zwraca uwagę Unia Europejska. W specjalnym komunikacie napisano, że tegoroczne wydarzenia w Bośni i Hercegowinie wyraźnie pokazują, jakie problemy dla obywateli mają priorytetowe znaczenie i wskazują na pilną potrzebę ich rozwiązania. Wskazuje się, że wyborcy dziś zdecydują, komu powierzyć zadania, które przyniosą pozytywne zmiany w gospodarce, sprawiedliwości społecznej i doprowadzą do długo oczekiwanego prawdziwego pojednania między narodami, co uwolni potencjał społeczny i zapewni postęp w zbliżeniu z Unią Europejską.

Głosowanie potrwa do 19:00.

Przełomu nie będzie?

Doktor Marko Babić z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że przełomu po wyborach nie będzie.

Jeżeli wygrają ci sami ludzie np. Izetbegović ze strony muzułmanów bośniackich czy Dodik ze strony Serbów bośniackich, albo partia HDZ, która jest przedstawicielką bośniackich Chorwatów, to z jakiej racji coś miałoby się zmienić - pyta wykładowca.

Marko Babić zaznacza, że nie widać też nowych ludzi, którzy mogliby pokierować Bośnią i Hercegowiną.

Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Tomasz Żornaczuk wyjaśnia, że tamtejsze społeczeństwo odczuwa potrzebę reform, czego wyrazem były zamieszki na ulicach m.in. Tulzy czy Sarajewa w lutym i marcu tego roku. Jak tłumaczy ekspert, protestujący oskarżali władzę o bardzo słabe zarządzanie państwem, o korupcję i nieefektywność. Tomasz Żornaczuk mówi, że w państwie unitarnym podobne protesty przełożyłyby się na odsunięcie od władzy pewnych sił politycznych i dopuszczenie do rządzenia opozycji.

Skomplikowany podział administracyjny. będący wynikiem kończącego wojnę w byłej Jugosławii pokoju w Dayton z 1995 roku, jest źródłem sporów między Federacją Bośni i Hercegowiny a Republiką Serbską i blokuje rozwój kraju.

Tomasz Żornaczuk tłumaczy, że w Federacji głównym argumentem władzy jest to, by mieć jak najmocniejsze instytucje rządowe. Natomiast jak mówi analityk, Republika Serbska musi być tak mocna, żeby nie dać się - jak to ujmuje - "zbośnianizować".

Analityk podkreśla, że obecny mechanizm działania państwa sprawdzał się po zakończeniu wojny, kiedy Bośnia i Hercegowina wchodziły na demokratyczną drogę. Bośnia jest jednym z najbiedniejszych państw Bałkanów Zachodnich. To na jej terenie toczyły się najbardziej zacięte walki podczas wojny w byłej Jugosławii w latach 1992-1995.