Notowane w sondażach nastroje polityczne i społeczne w państwach UE dowodzą, iż mamy do czynienia z nowym etapem w dziejach kontynentu i integracji. Coraz częściej czujemy, że integracja europejska zgrzyta i trzeszczy. Temat jest sporny, dyskusyjny i naładowany emocjami. Nie ma jednego poglądu na to, co się stało i co się dzieje. Nie ma też jednej recepty na to, co robić. Ale debata rozkręca się. Jednym z jej najgłośniejszych uczestników jest wywodzący się z naszego regionu (z Budapesztu) amerykański multimilioner, giełdowy guru i filantrop George Soros. Ponieważ wywodzi się z Europy, przeżył Holocaust i trochę komunizmu – przez co później stawiał na jego upadek i budowę społeczeństwa otwartego – ma wyraziste poglądy na kryzys w Europie i jego skutki.

Zebrał je w rozmowach z nim niemiecki publicysta „Der Spiegel”, dr Gregor Peter Schmitz. Tym samym publikowane najpierw w tygodniku dialogi ukazały się też po angielsku we właśnie wydanym tomie The Tragedy of the European Union. Disintegration or Revival? (Tragedia UE: Dezintegracja czy przebudzenie?) – kto wie, czy nie najważniejszym, a na pewno godnym dyskusji na temat tego, co się aktualnie w Europie dzieje.

>>> Czytaj też: Raport EBC pogrąża europejskie banki. 1/5 instytucji nie przetrwałaby kryzysu gospodarczego

Gdzie są wspólne wartości i ideały

Reklama

To żaden przypadek, że te rozmowy przeprowadził niemiecki publicysta i najpierw weszły do niemieckiego publicznego dyskursu. Albowiem w samym centrum obecnych rozważań sędziwego, 84-letniego Sorosa są właśnie Niemcy. Bez nich żadnych dobrych rozwiązań na przyszłość nie będzie.

To Niemcy są wielkim wygranym ostatnich, kryzysowych lat w Europie i UE. To one mają najlepszą i najsilniejszą gospodarkę. To one są numerem 1. I to właśnie Niemcy, konkretnie kanclerz Angela Merkel, w imię obrony interesów stabilnej eurostrefy, oczywiście zdominowanej przez Niemcy, dyktują Europie warunki, często przypominające mityczne Prokrustowe łoże – przycinając skrzydła innym, mając na względzie własne interesy. Jeszcze do niedawna w Berlinie myślano kategoriami instytucji ponadnarodowych, dziś o koncepcji „więcej Europy” mówi się tam coraz mniej.

Europejski sen zamienił się w europejski koszmar. Doszło do podziału na Niemcy i innych, a nawet gorzej – na pożyczkodawców i pożyczkobiorców, gdzie oczywiście ci pierwsi dyktują warunki drugim. A tym samym podważono podstawowe zasady i ideały, na których dotychczasowy europejski projekt integracyjny się opierał: solidarności i wzajemnego zaufania. W konsekwencji przestał też funkcjonować i zachwiał się europejski model państwa socjalnego, też kluczowy dla harmonijnej integracji. Dziś powszechnie jeden drugiego podejrzewa o własne bóle i trudności, a greckie portrety utożsamiające kanclerz Merkel z Hitlerem stają się zrozumiałe, choć słusznie budzą grozę.

Przejawy niezadowolenia można zrozumieć, albowiem „UE, która dotychczas dobrowolne stowarzyszenie równorzędnych państw przekształciła się w relację między kredytodawcą i kredytobiorcą”, co zawsze budzi napięcia i emocje. Tak oto dominacja zastąpiła dotychczasową kooperację. I tak zamiast spodziewane budowy koncepcji „my, obywatele Europy” mamy odrodzenie się nacjonalizmów i narodowych egoizmów.

>>> Czytaj dalszą część tekstu w "Obserwatorze Finansowym"