Jak na przełomie roku czują się bankowcy? To był dla nich dobry czas? Czego spodziewają się po nadchodzącym roku?

Rok był bardzo dobry dla banków działających w Polsce, ale rok następny z pewnością będzie dużo trudniejszy. Z punktu widzenia banków już na początku stycznia odczujemy wpłaty do bankowego funduszu gwarancyjnego, które zostały podniesione o prawie 100 proc. w stosunku do mijającego roku.

Trzeba wpłacać, bo trzeba ratować SKOK-i.

Składamy się wspólnie z pieniędzy zarobionych na klientach banków po to, by obsłużyć gwarancję depozytów zgromadzonych w systemie bankowym w Polsce. Obecnie dotyczy to wypłat gwarantowanych depozytów dla SKOK-u Wspólnota, gdzie wypłacono już środki i przygotowań do wypłaty dla deponentów SKOK-u Wołomin, gdzie takie wypłaty w najbliższych dniach się rozpoczną.

Reklama

Czy to jest duże obciążenie dla polskiego systemu finansowego czy raczej bilans ryzyka, który kładzie się cieniem na naszym systemie? A może dowód na to, że system jest sprawny?

Raczej to ostatnie. Po pierwsze są to kwoty, które obciążają banki, ale pozwalają dalej żyć. A poza tym system finansowy ma to do siebie, że czasem zdarzają się rzeczy, które trzeba naprawiać.

>>> Czytaj też: Neneman: Polski system podatkowy nie jest progresywny. Biedni płacą relatywnie więcej, bogaci mniej

Czyli to nie jest ryzyko systemowe polskiego sektora?

Skoki to 1 proc. systemu bankowego w Polsce. 1 proc. nie może być ryzykiem systemowym.

To co w takim razie nim jest?

Gospodarka. W tym sensie, że jeśli polska gospodarka wpadłaby w wieloletnią recesję, pojawi się ryzyko systemowe, że klienci banków nie będą w stanie obsługiwać kredytów, bo nie będą mieli pracy i pieniędzy.

Ale skoro nie ma takich prognoz to znaczy, że nie ma ryzyka systemowego.

Tak, póki Polska gospodarka trzyma się dobrze i nie ma złych prognoz na przyszłość, nie ma ryzyka systemowego.

Jak żyje się bankom w środowisku deflacyjnym?

Jakiś czas temu, gdy stopy były na poziomie 4,75 mówiłem, że jeśli myślimy o konwergencji do strefy euro, to jednocześnie musimy myśleć o życiu banków w środowisku niskich stóp procentowych. I dobrze by było, jeśli ten proces postępowałby w sposób ewolucyjny, a nie gwałtowny. W ciągu 2-3 lat należało zejść z poziomu 4,75 do 0. Mamy 2 lata od poziomu 4,75 i wynik 2 proc. Banki miały czas, by do tego poziomu się dostosować i przeszły przez ten proces bardzo dobrze. Ponadto sama deflacja, którą teraz mamy w Polsce to deflacja techniczna. Ona nie wynika z naszej wewnętrznej sytuacji, a z presji zewnętrznej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o spowolnienie strefy euro i kwestię sytuacji na wschodzie.

W środowisku niskich stóp procentowych jest mniej zarabiania na odsetkach i w związku z tym - więcej zarabiania na klientach.

Panowie, jesteśmy w salonie ekonomicznym „Trójki” i „Dziennika Gazety Prawnej”. Wszystkie osoby, które są zanurzone w gospodarkę i ekonomię wiedzą, że jedynym źródłem przychodu jest klient. Jeżeli nie płaci klient, musi płacić podatnik.

Ale jeśli klientów będzie mniej i część ucieknie do „shadow bankingu”, czyli bankowości cienia i firm pożyczkowych, to czy nie będzie to zagrożeniem dla bankowców?

Nie tyle dla bankowców i banków, co dla gospodarki. Ucieczka w strefę cienia, powoduje, że klienci biorą pożyczki na wyższych poziomach cenowych niż w bankach. Płacą drożej i wielu z nich wpada w sferę niewypłacalności, co jest kosztem społecznym dla nas wszystkich. Poza tym w Polsce mamy problem możliwości odradzania się. Czy to dla firmy czy to dla obywatela. Jeśli ktoś popełni błąd, chciałby szybko wrócić do normalności…

...nie działa upadłość konsumencka.

Tak, a ponadto wszyscy zgadzamy się, że proces likwidacji firm i przywracania ich do życia trwa za długo. Chodzi o to, by obywatel, który wpadnie w sytuację przekredytowania mógł wrócić do normalności.

Czy potrzebne są regulacje tego rynku drobnych kredytów? Może potrzebujemy specjalnych regulacji dla banków, które pozwoliłyby im konkurować z tanimi i nieuregulowanymi pożyczkodawcami?

Z tego co wiem, ciągle trwają prace nad poszukiwaniem tego perpetuum mobile.

Długo to trwa.

Nie ma takiej praktycznej możliwości, by osoby czy firmy, które zbankrutowały zostały w 100 proc. przywrócone do stanu sprzed upadłości. Ważne, by ta praktyka osiągała większe sukcesy niż np. upadłość konsumencka, z której skorzystało raptem kilkaset osób. Tak samo dotyczy ustawy o listach zastawnych. Jeżeli w ciągu 17 lat funkcjonowania ustawy, wyemitowano tylko mikroskopijną ich liczbę to znaczy, że ten rynek nie działa i trzeba coś poprawić.

Zostańmy zatem przy listach zastawnych. Czy polskiemu sektorowi finansowemu brakuje takiego długiego pieniądza?

Oczywiście. Jeśli popatrzymy na sytuację systemu finansowego w Polsce, to mamy bardzo krótkie terminy zapadalności depozytów, a im niższe stopy procentowe tym skłonność do długiej lokaty o zapadalności kilku lat jest mniejsza. Musimy znaleźć inne instrumenty, niż depozyty by można było kreować tzw. długi pieniądz oszczędnościowy.

Czyli jakieś długie lokaty. Co to mogłoby być?

Są to właśnie obligacje, zabezpieczone na kredytach hipotecznych, których okres zapadalności wynosi 5-10 lat. W tej chwili mamy ciekawą sytuację, bo oprócz braku takiego instrumentu na rynku polskim, na rynku europejskim gdzie jest spadek zapotrzebowania na mieszkania, więcej listów zastawnych umarza się niż emituje. W związku z tym ten rynek, ze względu na różnicę stóp procentowych, jest zainteresowany kupowaniem polskich listów.

Martwią Pana ostatnie wybryki hakerów? Włamali się na serwery firmy Sony i do rozmaitych agencji rządowych. Nie obawia się Pan, że wkrótce ich celem staną się polskie banki?

Informatyką zainteresowałem się jeszcze w latach 80, studiowałem informatykę, dlatego rozumiem materię. Nie martwią mnie te ataki, ponieważ są przewidywalne i pewne jest, że z roku na rok będzie ich coraz więcej. Kwestia jest taka, że zawsze te ataki będą wyprzedzały systemy bezpieczeństwa.

Oprócz pojedynczych banków potrzebna jest wspólnota systemowa na poziomie zarówno banków i innych dużych organizacji. W politykę obrony Polski musi się także zaangażować państwo.

Mówi Pan, że jest potrzebna, a państwo musi. Czyli nie ma tego w tej chwili?

To nie jest tak, że nie ma. Świadomość dotycząca tego typu zagrożeń rośnie i jest tak, że nasze rozwiązania muszą być coraz doskonalsze. Musimy poświęcać coraz więcej pieniędzy na coś, co jest nieuchronne.

Panie prezesie, pozostając przy informatyce i rozwoju rynku e-commerce. Jaki będzie model zarabiania dla banków? Czy ten model już został wypracowany? Mam na myśli podział pieniędzy pomiędzy firmami handlującymi, firmami dostarczającymi czy firmami telekomunikacyjnymi.

Na tym rynku trwa walka, ale nie tylko o zyskowność, która jest na ten moment nieduża, ale o relację z klientem. Płatności, z punktu widzenia konsumentów, to coś, co wykonujemy codziennie. W związku z tym chcemy korzystać z tego w możliwie najwygodniejszy sposób. Zadaniem banku jest nie dać się wyeliminować z łańcucha klient-bank. Bo jak bank zostanie wyeliminowany to jego rola zostanie skomodytyzowana.

Co to znaczy?

To znaczy, że będzie dostawcą takich usług jak kredyty i depozyty, a w płatnościach go nie będzie. Wtedy istnieje ryzyko, że w ten łańcuch relacji wejdzie jakaś inna globalna instytucja, która powie klientowi, że bank nie jest mu potrzebny.

Ale od nowego roku wchodzi system BLIK…

To jest właśnie odpowiedź banku. Musimy stworzyć wspólny standard płatności, ponieważ z punktu widzenia klienta jest to wygodne.

Biznes kart płatniczych to system przyszłości?

Na pewno biznesem przyszłości jest biznes płatniczy i jego obsługa. Natomiast nie wiem czy będą istniały karty.

A będzie istniał papier? Szwedzi przymierzają się by być może zrezygnować z papierowych pieniędzy.

Kilkaset lat temu Gutenberg zmienił świat wynajdując druk. Wówczas ci wszyscy mnisi, którzy mieli lukratywną posadę przy przepisywaniu książek zniknęli.

Teraz znikną benedyktyni kartowi.

Nie wiem czy znikną. Do dziś są kaligrafowie, którzy mają niszową specjalizację. Tak jak my do dziś wypisujemy karty życzeniowe.

Już 5 lat jest Pan na stanowisku prezesa w PKO BP. Tymczasem w spółkach gdzie pierwsze skrzypce gra skarb państwa to nie jest taka oczywista sytuacja. Pan uważa, że to gorąca posada czy raczej stanowisko gdzie można zagrzać miejsce na dłużej?

Jest wiele osób, które piastuje swoje stanowisko dłużej ode mnie. Natomiast to jest proces swojego rodzaju praktyki, która powinna być powszechna. Mam tutaj na myśli kadencyjność władz.

A jak połączyć rolę instytucji, która z jednej strony jest spółką giełdową, a z drugiej strony jest jednym z filarów systemu finansowego w Polsce i jedną ze strategicznych spółek w tym kraju, która wobec systemu i wobec państwa ma swoje zobowiązania?

Tak jak robi to PKO Bank Polski.

Gratuluję Panie prezesie. Jednak kiedyś przedstawiciel pewnej spółki budowlanej opowiedział mi, że udało mu się wygrać duży kontrakt na inwestycję za granicą. Bardzo szybko okazało się, że ma kłopot ze zdobyciem finansowania. Wtem pojawił się podmiot finansujący z innego kraju, ale on wybrał swojego przedstawiciela do budowy tej inwestycji. Stąd pytanie - czy kapitał ma narodowość? Czy to jest tak, że my potrzebujemy takich narodowych czempionów jak PKO BP po to, by inwestowanie polskich firm za granicą przebiegało sprawnie?

Czas po kryzysie pokazał, że kapitał ma narodowość. W Polsce mamy powiedzenie „koszula bliższa ciału”. W związku z tym, jeżeli chcemy dbać o ciało, najpierw musimy zadbać o koszulę, a później o inne elementy. My, jako PKO BP żyjemy z polskiej gospodarki i musimy ją racjonalnie wspierać. Musimy być tam gdzie są nasi inwestorzy. Przykładem są nasze działania, by w 2015 roku otworzyć oddział w Niemczech i budować relacje z polskimi przedsiębiorcami.

>>> Czytaj też: Sąd sugeruje: kredyt we frankach wart tyle, ile klient dostał w złotych