Dziesiątki tysięcy ludzi cisnęło się do pociągów podmiejskich, kolejki podziemnej i naziemnej. Inni wsiedli na rowery, tłoczyli się na ulicach w samochodach, albo poszli piechotą. Opustoszała handlowa Oxford Street, na którą wjeżdżać mogą tylko autobusy i taksówki.

Związkowcy w 18 firmach obsługujących różne trasy autobusowe podjęli wspólny strajk domagając się ujednolicenia płac. Obecnie otrzymunją 9 różnych stawek. Najniższe niewiele przekraczają ustawową płacę minimalną. Frekwencja w wymaganym ustawowo głosowaniu nad strajkiem była bardzo niska, a choć większość głosów padła za jego podjęciem, było to niespełna 16 procent wszystkich członków związku.

Liczebność pikiet przed zajezdniami i rozmiar akcji przeczą jednak argumentom dyrekcji transportu, burmistrza Londynu i rządu, że strajk nie miał powszechnego poparcia kierowców. Burmistrz Boris Johnson bronił zróżnicowania stawek, twierdząc, że odzwierciedla to różnice warunków i rynku pracy w różnych dzielnicach brytyjskiej stolicy.

>>> Polecamy: Islandia żegna się z Unią. Reykjavik zrezygnuje z członkostwa w UE

Reklama