W Monachium było wyraźnie widać kto naprawdę rządzi dziś Europą - mówi politolog doktor Katarzyna Pisarska z Europejskiej Akademii Dyplomacji. Trzydniową Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa zdominowały rozmowy o konflikcie na wschodzie Ukrainy.

Europą nie rządzi już tandem francusko-niemiecki, ale sama Angela Merkel - uważa dyrektor Europejskiej Akademii Dyplomacji. Powaga i autorytet pani kanclerz jest jedynym orężem Europy, co czuć było w Monachium - powiedziała Informacyjnej Agencji Radiowej doktor Pisarska.

Angela Merkel odwiedza też dziś Stany Zjednoczone, by spotkać się z Barackiem Obamą. Celem jest przekonanie prezydenta USA, że dozbrajanie Ukrainy zaostrzy konflikt w Donbasie - uważa politolog. Stanowisko Obamy nie jest w tej sprawie jednoznaczne, ale w opinii ekspertki dozbrajanie Ukrainy byłoby wskazane. Skoro można dozbrajać Kurdów walczących z Państwem Islamskim, , to tym bardziej powinno się odpowiedzieć na prośbę demokratycznie wybranego rządu niezależnego państwa. Doktor Pisarska zwraca uwagę, że sam konflikt jest na codzień i tak podsycany napływem broni i żołnierzy z Rosji.

W opinii dyrektor Europejskiej Akademii Dyplomacji, konferencja w Monachium pokazała także, że Zachód jest dużo bardziej zniecierpliwiony tym, co Rosja mówi, niż tym co Rosja robi. Rozmówczyni IAR zwraca uwagę, że szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow był kilkakrotnie wyśmiewany w trakcie wystąpienia. Sam Ławrow wydawał się mówić bardziej do swoich wyborców w kraju, niż do uczestników konferencji. W przeciwieństwie do poprzednich tego typu spotkań nie posłużył się też ani razu językiem angielskim, co pokazuje że jesteśmy w trudnym punkcie komunikacji Zachodu z Federacją - podsumowuje ekspertka.

Reklama

>>> Czytaj też: Bliski współpracownik Putina: „Mamy jeden cel, rozpad Ukrainy”

Problem Donbasu rozwiązałaby samorządność na wzór Polski

Rozmowy w Monachium były ważne, ale zabrakło im spektakularnego rezultatu, bo strony milczą na temat efektów - uważa Piotr Kościński z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Trzydniową Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa zdominowały rozmowy o konflikcie na wschodzie Ukrainy.

Kolejny etap negocjacji ma odbyć się w środę w Mińsku. W opinii eksperta można osiągnąć pewne porozumienie w kwestiach humanitarnych, ale znalezienie rozwiązania satysfakcjonującego wszystkie strony wydaje się niemożliwe. Nawet przesunięcie granicy pomiędzy separatystami a ukraińskim wojskiem w którąkolwiek stronę nie rozwiąże problemu - mówi specjalista. Jest jednak możliwe inne rozwiązanie, po wstrzymaniu przez Rosję wsparcia dla separatystów: jeśli Donbas mógł by funkcjonować podobnie jak polskie województwa, to miałby własny budżet i sam decydowałby o realizowaniu wewnętrznych projektów. Nie potrzeba do tego autonomii ani federacji.

Niezbędne jest jednak dla Donbasu dalsze wsparcie Ukrainy, bez którego sam jako samodzielne państwo sobie nie poradzi. Ekspert zwraca uwagę, że do rozwiązania konfliktu potrzebne są dobre chęci wszystkich stron. Rosja musiałaby zrezygnować z destabilizowania Ukrainy i zgodzić się na samorządny Donbas, co pokrywałoby się z jej postulatami, wtedy też konflikt można by było zakończyć.

W mińskim spotkaniu, zaplanowanym na środę, wezmą udział przywódcy Niemiec, Francji, Ukrainy i Rosji.

Za wcześnie by komentować rozmowy w Monachium

Informacje które napłynęły z Monachium są zbyt skąpe, by pozwolić sobie na prognozy - uważa Grzegorz Gromadzki z Fundacji im. Stefana Batorego. Trzydniową Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa zdominowały rozmowy o konflikcie na wschodzie Ukrainy.
Za mało wciąż wiemy, jaka będzie treść porozumienia pomiędzy Ukrainą a separatystami, ale powinien to być kompromis - uważa Grzegorz Gromadzki.

"Może on zawierać przesunięcie granic na korzyść zbuntowanych regionów, bądź też zwiększenie autonomii Donbasu, co umożliwiłoby wetowanie prozachodniej polityki ukraińskiego rządu" - mówi ekspert i właśnie w tym dopatruje się największego problemu. Dlatego też dyplomacja Polski, i innych krajów liczących na integrację Ukrainy z Zachodem powinny postawić jasny postulat, żeby do takiego kompromisu z Rosją nie doszło.

Ministrowie spraw zagranicznych krajów Unii Europejskiej mają też dziś rozszerzyć sankcje dyplomatyczne, nałożone na Rosję. Chodzi o dopisanie kolejnych nazwisk do listy osób objętych zakazem wjazdu na teren Wspólnoty. W opinii Grzegorza Gromadzkiego jednomyślna decyzja o wprowadzeniu restrykcji była sukcesem, choć teraz kluczowe będzie nie tylko wzmocnienie, ale i ewentualne utrzymanie sankcji, które nie jest jeszcze przesądzone: wiele zależy od efektów rozmów. Opracowanie nowego rozwiązania, które doprowadziłoby do zakończenia konfliktu w Donbasie, zaowocowało by silną presją na ograniczenie sankcji, których powodem był właśnie ten konflikt - mówi ekspert.

W opinii Grzegorza Gromadzkiego jeszcze za wcześnie, by mówić o takich rozwiązaniach, ponieważ jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że porozumienia nie będzie i konflikt będzie się toczył dalej.

Zachód powinien być konsekwentny w swoich działaniach wobec Moskwy

Kolejne zaostrzenie sankcji dyplomatycznych wobec Rosji w związku z eskalacją konfliktu na wschodzie Ukrainy. Restrykcje dotyczą 19 osób., w tym pięciu rosyjskich polityków. Będą oni mieli zakaz wjazdu do Unii i zablokowane aktywa finansowe w Europie. Na czarnej liście znalazło się też 9 firm i organizacji. Tomasz Strachanowski ze Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód uważa, że to ważne aby Zachód był konsekwentny w swoich działaniach wobec Moskwy.

"Mimo, że rozwiązanie konfliktu nie będzie proste dalsze rozmowy są konieczne a także ciągłe potwierdzanie, że Europa nie zgadza się na działania niedemokratyczne na Ukrainie” -podkreśla. Tomasz Strachanowski przyznaje, że są coraz większe obawy co do dalszej współpracy ze wschodem. "Wielu przedsiębiorców odczuło już boleśnie utrzymujący się konflikt ukraińsko-rosyjski i boi się będzie dalej”-zaznacza.

Jak zdecydowali unijni ministrowie spraw zagranicznych sankcje byłyby wdrożone od przyszłego poniedziałku i są zależne od rezultatów rozmów pokojowych w Mińsku.