Współpraca atomowa ze Stanami Zjednoczonymi była leitmotywem czerwcowej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Białym Domu. W październiku, tuż przed wyborami w USA, podpisano międzyrządową umowę, która w założeniu miała zaowocować ofertą Amerykanów dotyczącą budowy, finansowania i eksploatacji reaktorów jądrowych w Polsce. Nadzieje na udział Amerykanów rozbudziło zniesienie w lipcu ograniczeń w finansowaniu projektów atomowych przez amerykańską agencję DFC, zajmującą się finansowaniem projektów rozwojowych za granicą.
Wpłynął na to raport amerykańskiego think tanku Atlantic Council, który wskazywał, że skuteczne programy współfinansowania mogą pomóc Stanom Zjednoczonym konkurować na globalnym rynku z Chinami i Rosją. Zaraz po wyborach, które wygrał konkurent Donalda Trumpa, ze strony prorządowych komentatorów popłynęły uspokajające zapewnienia, że zmiana obsady Białego Domu nie zmieni niczego w naszych relacjach energetycznych. Zdaniem Alana Yu z Center for American Progress, think tanku bliskiego Partii Demokratycznej, nowa administracja uszanuje podjęte wobec Polski zobowiązania. Tyle że to nie znaczy, że elektrownia powstanie.
– Spodziewam się, że administracja Joego Bidena będzie chciała przeprowadzić z Polską całościowy przegląd jej strategii klimatycznej i energetycznej. Te rozmowy mogłyby obejmować kwestię tego, czy energia jądrowa powinna odegrać jakąkolwiek rolę w polskiej transformacji – mówi nam Yu. Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura German Marshall Fund, ocenił w rozmowie z DGP, że choć co do zasady po administracji Bidena należy spodziewać się kontynuacji polityki energetycznej wobec państw Trójmorza, to w kwestii umowy atomowej z Polską nowa obsada Białego Domu będzie w większym stopniu kierować się zasadą „biznes to biznes”.
– Zarówno dla administracji Trumpa, jak i dla polskiego rządu ta umowa miała wymiar nie tylko ekonomiczny, ale również symboliczny i polityczny. Myślę, że administracji Bidena w dużo mniejszym stopniu będzie zależało na tym w kontekście relacji bilateralnych. Będzie ona podchodzić do tej umowy w sposób dużo bardziej biznesowy – mówi Baranowski. – Jeżeli więc będzie się to sklejało od strony biznesowej, to bardzo dobrze, a jeżeli będzie wymagało jakiegoś politycznego gestu, choćby gwarantowania finansowania ze strony rządowej, trudno mi sobie wyobrazić, żeby był to element atrakcyjny dla nowej administracji – dodaje.
Reklama
Zgodnie z porozumieniem podpisanym w październiku Amerykanie zobowiązali się do przygotowania w ciągu półtora roku raportu, na podstawie którego polski rząd ma wybrać partnera do budowy elektrowni i wspólnie z amerykańskimi instytucjami finansowymi wytypować opcje finansowania inwestycji. Gdyby na tym etapie zabrakło woli politycznej albo przedstawione warunki okazały się nieatrakcyjne dla Polski, program atomowy mógłby po raz kolejny ugrzęznąć na lata, dołączając do szerokiego katalogu projektów jądrowych, które nigdy nie wyszły z etapu negocjacji.
Przykładem są cztery reaktory AP1000 koncernu Westinghouse, faworyta do roli głównego partnera w polskim projekcie, które miały powstać w USA. Budowa dwóch bloków ciągnie się od ponad dekady, a dwóch kolejnych została anulowana. Wielomiliardowe straty, jakie przyniosły te inwestycje, przyczyniły się przed trzema laty do bankructwa Westinghouse’a, wówczas należącego do japońskiej Toshiby. Niewiele lepiej wygląda większość inwestycji zagranicznych, w które koncern był ostatnio zaangażowany. Poza czterema blokami uruchomionymi w minionej dekadzie w Chinach większość planowanych AP1000 – m.in. w Bułgarii, Indiach i Wielkiej Brytanii – nie doszła nawet do etapu budowy. Wśród krajów, które podobnie jak Polska dopiero planują budowę pierwszych elektrowni jądrowych, miażdżąca większość pozyskuje technologię z Rosji (prawie 30 krajów, w tym Azerbejdżan, Egipt, Etiopia, Kazachstan, Wenezuela i Wietnam).
Odnosząc się do technologii dużych reaktorów, które chce pozyskać Polska, Alan Yu podkreśla, że wymiar finansowy jest dla niej ogromnym wyzwaniem. Przyczyną są rozmiary inwestycji połączone z długim horyzontem czasowym jej realizacji, który czyni prognozy zwrotu z nich niepewnymi z definicji. – Nie widać perspektyw rozbudowy tego typu reaktorów w samych Stanach. Nie wyobrażam sobie też, by administracja Bidena miała priorytetowo traktować wsparcie dla tej technologii na gruncie krajowym – mówi ekspert.
W swoim programie klimatycznym prezydent elekt zapowiedział wsparcie dla badań nad przyszłością energetyki jądrowej i wyzwaniami dla jej rozwoju – „od kosztów po bezpieczeństwo systemów utylizacji odpadów”. Jako jedną z priorytetowych technologii dla zielonej transformacji kraju wskazał małe reaktory modułowe (SMR), które – według niego – dają szansę na ograniczenie kosztów o połowę w porównaniu z reaktorami starej generacji. ©℗