W lutym rząd zatwierdził Politykę energetyczną Polski do 2040 r. (PEP 2040) – to drogowskaz dla polskiego sektora elektroenergetycznego na najbliższe dekady. Główną ścieżką będzie dekarbonizacja. Aby jednak mówić o racjonalnej strategii, trzeba zabezpieczyć moce, które wejdą na miejsce wytwórczych źródeł węglowych.

Inwestycyjny boom

W 2030 r. udział OZE w końcowym zużyciu energii brutto wynosić ma co najmniej 23 proc. W elektroenergetyce ma to być nie mniej niż 32 proc. (głównie za sprawą rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej), 28 proc. w ciepłownictwie, natomiast w transporcie 14 proc. (w dużej mierze dzięki elektromobilności).
Jakie są na to szanse? Wbrew pozorom bardzo duże. Bo odnawialne źródła energii przeżywają w Polsce prawdziwy boom. A dopiero się rozpędzają. W 2021 r. zielone światło na budowę zyskają w sumie projekty w kolejne 900 MW nowych mocy wiatrowych zainstalowanych na lądzie – to tyle miał każdy z nowych bloków węglowych w elektrowni Opole.
Reklama
Wprawdzie za sprawą uchwalonych w 2016 r. regulacji inwestycje w lądowe farmy wiatrowe nieco wyhamowały. Z danych Urzędu Regulacji Energetyki (URE) wynika, że od 2016 r. do 2019 r. ich moc wzrosła z 5807 MW do 5917 MW, ale tempo ich rozwoju szybko może wrócić, a nawet przekroczyć poziom sprzed tzw. ustawy odległościowej. Dość wspomnieć, że przed jej wprowadzeniem w latach 2010–2015 zainstalowana moc farm wiatrowych wzrosła niemal czterokrotnie z 1180 MW do 4582 MW (potem jeszcze w 2016 r. był szybki wzrost do 5800 MW, w efekcie finiszowania rozpoczętych inwestycji).
Ruch w interesie widać, nawet mimo regulacyjnych utrudnień (które wkrótce mają zostać poluzowane), m.in. za sprawą rosnących cen uprawnień do emisji CO2. Według szacunków tylko dzięki spodziewanej liberalizacji ustawy odległościowej kolejne 3–4 GW mocy wiatrowych na lądzie może zostać uruchomione do 2025 r. Oznacza to, że w połowie dekady będziemy mieli 13–14 GW mocy w wietrze. To zaledwie część potencjału możliwego do zrealizowania w Polsce z punktu widzenia zarówno technicznego, jak i ekonomicznego.
Według WindEnergy w 2020 r. w Polsce zainstalowano 731 MW nowych mocy wiatrowych, co dało nam siódme miejsce w Europie. Do gry wkraczają też czołowe koncerny. Pod koniec marca PKN Orlen uzyskał zgodę na przejęcie trzech lądowych farm wiatrowych działających na Pomorzu, o łącznej mocy ok. 90 MW. Transakcja obejmuje zakup obiektów zlokalizowanych w miejscowościach Kobylnica (41,4 MW), Subkowy (8 MW) i Nowotna (40 MW). Wszystkie objęte są systemem wsparcia zielonych certyfikatów i znajdują się w obszarze działalności spółki Energa Operator. Ich łączna produkcja energii elektrycznej wynosi ok. 280 GWh rocznie.
Koncern zapowiedział w swojej strategii ORLEN 2030, że w ciągu dekady zamierza osiągnąć 2,5 GW mocy zainstalowanej w odnawialnych źródłach energii. W 10 lat w nisko- i zeroemisyjne źródła energii łącznie ma zainwestować 47 mld zł.
Według ubiegłorocznego raportu McKinsey „Neutralna emisyjnie Polska 2050. Jak wyzwanie zamienić w szansę” – przy założeniu, że zapotrzebowanie wzrośnie około dwuipółkrotnie w 2050 r. – 73 proc. produkowanej w Polsce energii ma pochodzić z wiatru. Moc lądowych elektrowni wiatrowych do 2050 r. mogłaby osiągnąć 35 GW, czyli 21 proc. całkowitych mocy” – czytamy w dokumencie.

Podmuch od morza

Prawdziwym gamechangerem będą jednak morskie farmy wiatrowe. Moc zainstalowana farm wiatrowych na morzu wyniesie ok. 5,9 GW w 2030 r. i ok. 9,6 GW w 2040 r. Do budowy morskich farm wiatrowych przymierzają się Orlen, PGE i Polenergia, a kilka innych firm rozpatruje możliwość wejścia w mniejsze projekty. W sumie wiatr z morza może nam zapewnić – w zależności od tego, czy wszystkie rozważane dziś plany zostaną zrealizowane (a może przybędą nowe?) – od 8 do 12 GW mocy. Sam projekt Orlenu to 1,2 GW. Zważywszy, że cała moc wszystkich elektrowni w Polsce to 46,8 GW. Mówimy zatem o znaczącym fragmencie miksu energetycznego.
Według różnych szacunków morska energetyka wiatrowa może zapewnić 20–30 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce. Wspomniany wcześniej raport McKinseya zakłada, że moce zainstalowane dla morskiej energetyki wiatrowej mogłyby wynosić do 45 GW, czyli ok. 30 proc. całkowitych mocy w 2050 r.
Co to oznacza dla gospodarki? Tańszą energię. Poza dość wysokimi nakładami początkowymi inwestycji, np. w przypadku morskiej farmy Orlenu szacowane są one na ok. 14 mld zł (budowa tradycyjnych bloków węglowych to też miliardowe nakłady), energia będzie darmowa – pomijając oczywiście koszty konserwacji urządzeń. Jak wynika z szacunków Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, każdy dodatkowy 1 GW mocy wiatrowych w systemie obniża koszt megawatogodziny o ok. 20 zł. Zważywszy, że bezpieczeństwo energetyczne to nie tylko stabilność dostaw, ale i akceptowalna cena, offshore wydatnie zwiększa szanse na jego osiągnięcie.

Dziesiątki miliardów dla gospodarki

Rozbudowa mocy wiatrowych to także szansa dla polskiego przemysłu. Przy budowie farm wiatrowych na lądzie ponad połowa dostawców i poddostawców to działający w Polsce usługodawcy i producenci. Przyrost mocy wiatrowych na lądzie oznacza więc pobudzanie rynku pracy i dodatkowe wpływy z podatków.
Wystarczy wspomnieć, że rozwój energetyki wiatrowej w Polsce w latach 2001–2018 wygenerował dodatkowo ok. 3 mld zł wpływów podatkowych do budżetów gmin i do budżetu Skarbu Państwa. Gros tej kwoty, bo aż 2,1 mld zł, stanowił podatek od nieruchomości, który w całości zostaje w gminach, wspierając np. inwestycje infrastrukturalne, m.in. w sieć kanalizacyjną i drogi.
Offshore tylko zwiększy te kwoty. Jak informują autorzy wspomnianego raportu Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej i Ernst & Young, branża morskiej energetyki wiatrowej może wnieść do gospodarki 73,8 mld zł do roku 2025, z czego tylko do budżetu państwa i samorządów trafiłoby do tego czasu 14,9 mld zł z CIT i podatków pośrednich. Od 2025 r. do budżetu centralnego i budżetów lokalnych ma wpływać ok. 3,1 mld zł rocznie.

Coraz więcej Słońca

Prawdziwy rajd w górę – przede wszystkim za sprawą programu „Mój prąd” – przeżywa fotowoltaika, zwłaszcza prosumencka. Według danych Agencji Rynku Energii moc zainstalowana fotowoltaiki w Polsce wyniosła na koniec lipca br. 5626,4 MW. To ponad dwukrotny wzrost w stosunku do lipca 2020 r.! Tylko w lipcu 2021 r. moc fotowoltaiki zwiększyła się o prawie 270 MW. Powstało w tym miesiącu 31 tys. nowych instalacji PV.
Stan mocy elektrycznej zainstalowanej dla wszystkich rodzajów źródeł (konwencjonalnych i odnawialnych) wyniósł w lipcu 53 067,7 GW. OZE miały 27,4 proc. udziału (14,5 GW). W sektorze OZE fotowoltaika zajmuje drugie miejsce (po elektrowniach wiatrowych) z ponad 38-proc. udziałem.
A już poprzedni rok był znakomity. Według Solar Power Europe w 2020 r. Polska znalazła się na 4. miejscu pod względem przyrostu mocy zainstalowanej PV w UE. Wyprzedziły nas tylko Niemcy, Holandia i Hiszpania.
Fotowoltaika w Polsce, w przeciwieństwie do wielu krajów w Europie, ma obecnie charakter prosumencki – w 2020 r. mikroinstalacje stanowiły 77 proc. mocy zainstalowanej w tym segmencie.
Zakłada się, że w latach 2021–2022 zostaną oddane do eksploatacji farmy PV o mocy ok. 2,8 GW. W latach 2022 i 2023 udział farm PV w całkowitej mocy zainstalowanej zrówna się z udziałem mikroinstalacji.
W 2025 r. Instytut Energetyki Odnawialnej spodziewa się nawet 15 GW łącznej mocy zainstalowanej w fotowoltaice w Polsce.
O zainteresowaniu fotowoltaiką świadczy fakt, że to ten rodzaj energii dominuje – zarówno w przypadku zgłoszeń, jak i zwycięzców ogłaszanych przez URE aukcji wsparcia dla projektów OZE. Koszyk dla projektów fotowoltaicznych i wiatrowych do 1 MW w całości został opanowany przez oferty fotowoltaiczne. Według danych URE w 2021 r. do aukcji przystąpiło 432 wytwórców, którzy złożyli 1264 oferty, aukcję wygrało 335 wytwórców z łączną liczbą 1016 ofert. W wyniku rozstrzygnięcia tej aukcji mogą powstać dodatkowe moce zainstalowane w fotowoltaice wynoszące prawie 1 GW.
Jeszcze niedawno duży koszyk, obejmujący źródła o mocy powyżej 1 MW, był zdominowany przez energetykę wiatrową. W 2020 r. instalacje fotowoltaiczne zrównały się liczbą ofert oraz zakontraktowaną mocą z elektrowniami wiatrowymi. Aukcja w 2021 r. to już duża przewaga projektów fotowoltaicznych. Jak podaje URE, w wyniku rozstrzygnięcia aukcji może powstać ponad 1,2 GW instalacji fotowoltaicznych, a także ponad 0,3 GW lądowych farm wiatrowych.
Widać zatem, że tradycyjne elektrownie będzie z czasem czym zastąpić – w przypadku projektów OZE mówimy w perspektywie najbliższych dekad o dziesiątkach GW. Będzie to energia czysta, bo bezemisyjna i zapewne tańsza niż węglowa – bo nic nie wskazuje na to, żeby ceny uprawnień do emisji CO2, które podbijają cenę energii z węgla, miały w najbliższych latach przestać rosnąć. Nawet wielomiliardowe inwestycje, które trzeba będzie ponieść, nie sprawią, że OZE przestaną być konkurencyjne cenowo. Dlatego za sprawą planowanych i rozpoczynanych dziś inwestycji polska energetyka za dwie dekady pokaże swoją zieloną twarz.