Pewien włoski projektant spotkał się z moim kolegą w jednym ze stołecznych hoteli. Mieli interesy do załatwienia, usiedli porozmawiać – opowiada dyrektor znanej marki meblarskiej w Polsce. – Włoch był zdziwiony, bo okazało się, że hotelowe siedziska przypominają te firmy Moroso, którą przyjechał u nas reprezentować. „Nie wiedziałem, że sprzedaliśmy ich tak dużo”– stwierdził. Po czym rozejrzał się w poszukiwaniu logo marki, ale go nie znalazł. W Polsce to nic nowego. Tu jeden zżyna od drugiego – kończy.
Kopiowanie wzornictwa stało się chlebem powszednim branży. – Proszę, niemal identyczne – ocenia Paweł Kubara z firmy Comforty, czołowej marki meblarskiej w Polsce. Przed chwilą wyciągnął smartfona, by pokazać mi, ile przetworzonych mebli autorstwa Comforty można znaleźć w rodzimych hotelach. – Kantówka zamiast okrągłej rurki, w dodatku wulgarnie zespawana. No i poducha jest zintegrowana, a u nas przecięta. W tym pokoju hotelowym stoi sofa, która jest połączeniem dwóch naszych produktów. Konstrukcja i mechanizm żywcem wyjęte z mebla wypuszczonego na rynek przed dziesięcioma laty. Inspiracje mają długi termin przydatności – ironizuje, przeglądając galerię zdjęć w telefonie.

Wstyd na całą Unię

Kopie mebli można spotkać dosłownie wszędzie. Nawet na szczytach władz Unii Europejskiej. Kiedy w 2011 r. obejmowaliśmy prezydencję w Radzie UE, rząd uznał, że to idealny moment, aby promować kraj, pokazując dorobek kulturalny w połączeniu z gospodarką. Świat miał zobaczyć Polskę kreatywną i odnoszącą sukcesy. Naczelnym architektem prezydencji został Tomek Rygalik – projektant, który kształcił się w Nowym Jorku i Londynie, a w 2006 r. założył Studio Rygalik i współpracuje z wiodącymi polskimi oraz światowymi markami.
Reklama
Rygalik postanowił stworzyć kolekcję mebli specjalnie zaprojektowanych na tę okazję – jej częścią stał się system stołów modułowych uznanego poznańskiego projektanta. Meble miały służyć oficjelom podczas najważniejszych wydarzeń w Polsce i Brukseli, projekt realizowano na zamówienie MSZ. Ogłoszono, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, przetarg, który wygrała mało znana firma – pokonała rywali ceną. Ale, jak się okazało, nie dostarczyła wybranego przez Rygalika dzieła, tylko stworzyła kopię, by zmniejszyć koszty. – W efekcie powstały atrapy oryginalnych stołów. Naprędce sklecone, z defektami. Co chwila się rozsuwały, coś wystawało ze środka, mało się nie rozleciały i to podczas jednorocznego użytkowania. A zostały ustawione w Parlamencie Europejskim. Miał być znany wzór, projektant, marka. A tu taka wizerunkowa wpadka – wspomina Rygalik. Nic z tym fantem nie można było zrobić, bo skoro wykonawca dostarczył produkt, to warunki przetargu zostały spełnione.

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP