Drony. Rosja coraz skuteczniejsza w "strefie śmierci"
Kofman, analityk z think tanku Carnegie Endowment for International Peace, wizytuje strefę walk regularnie od początku wojny. W obszernym wpisie, zawierającym wnioski ze swojej ostatniej wyprawy do Ukrainy, pisze, że obecnie drony odpowiadają za większość strat obu stron konfliktu, w tzw. strefie śmierci, czyli obszarze znajdującym się 20-25 km od linii kontaktu po obu stronach frontu. Ekspert wskazuje, że jeszcze niedawno to Siły Zbrojne Ukrainy (SZU) dominowały w tym obszarze, sięgając głębiej za rosyjskie linie i uderzając bezzałogowcami z większą skutecznością we wroga. Teraz, jak twierdzi, armii Putina udało się w dużym stopniu zniwelować tę przewagę. W jaki sposób?
Rosyjskie oddziały dronowe "Rubikon"coraz skuteczniej tropią i uderzają w ukraińskie zespoły pilotów bezzałogowców w pobliżu linii frontu – wymuszają ich przesunięcie na dalsze zaplecze frontu. Do tego wypracowały efektywne metody uderzeń na ukraińskie szlaki logistyczne, a także ich łączność i rozpoznanie. Co gorsza, piloci Rubikonu szkolą inne jednostki bezzałogowców armii Putina w kopiowaniu ich modus operandi.
Efekt rosyjskich działań jest widoczny w strukturze strat SZU. Coraz więcej ofiar i rannych notuje się wśród jednostek wspierających, jak piloci dronów i logistycy. "Piechoty na pierwszej linii jest coraz mniej, a w wielu brygadach żołnierze piechoty stanowią już mniejszą część ofiar" – pisze Kofman.
Ukraińska armia już próbuje przeciwdziałać temu trendowi. Na szerszą skalę do działań logistycznych i szturmowych wykorzystywane są naziemne bezzałogowce (UGV). Ekspert wskazuje, że większość jednostek SZU posiada obecnie wyspecjalizowane plutony, kompanie lub bataliony UGV. "Wymagają one większych umiejętności oraz szkolenia, ale dają duże możliwości – przede wszystkim redukują straty" – zaznaczył.
Dodał, że obie strony tworzą obecnie gęste sieci taktycznych radarów do wykrywania dronów. "Ukraina zapoczątkowała ten trend jako pierwsza w 2024 r., a teraz Rosja próbuje go powielać na większą skalę" – napisał Kofman.
"Dostawy pocisków artyleryjskich dla Kijowa nadal są kluczowe"
Analityk zaznacza, że obok dronów artyleria jest najskuteczniejszym środkiem, za pomocą którego Ukraińcy powstrzymują szturmy Rosjan. Zwłaszcza jesienią i zimą, gdy warunki pogodowe – mgły, deszcze i silne wiatry – poważnie utrudniają operowanie bezzałogowcami.
"Przecenianie roli dronów przesłania fakt, że obecna sytuacja na froncie jest wypadkową zastosowania min, użycia bezzałogowców oraz klasycznych uderzeń artyleryjskich. Dlatego utrzymanie odpowiednich dostaw amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy – zwłaszcza tej dalekiego zasięgu – pozostaje kluczowe" – pisze ekspert Carnegie Endowment for International Peace.
Front jest porowaty. "Mapy często nie oddają sytuacji w terenie"
Od wielu miesięcy ukraińska armia zmaga się z brakami kadrowymi. Kofman potwierdza, że są one coraz bardziej widoczne na froncie. Nie tworzą go już zwarte linie okopów, ale niewielkie oddalone od siebie stanowiska – które nie są klasycznymi pozycjami ogniowymi ani punktami obserwacyjnymi – obsadzone przez dwóch-trzech żołnierzy. "Linia frontu jest porowata. Sama obecność na niej nie oznacza, że (Ukraińcy - red.) kontrolują oni dany teren" – zaznaczył.
Z tego powodu rosyjska armia od wielu miesięcy stosujetzw. taktykę infiltracji. "Dzielą plutony na 1–2-osobowe grupy, które próbują przeniknąć między ukraińskimi pozycjami. Starają się zajść jak najdalej, okopać się, a następnie ściągać posiłki. Wielu z nich ginie po drodze, ale część przedostaje się w głąb ukraińskich pozycji" – opisuje Kofman.
W efekcie często linia frontu zmienia się w rozległą "szarą strefę", której nie kontroluje żadna ze stron. Pozycje rosyjskie i ukraińskie często są chaotycznie rozmieszczone w miastach i terenach leśnych. To powoduje, jak podkreśla analityk, że sytuacja może być znacznie lepsza lub gorsza dla Kijowa, niż wynika to z map sporządzanych przez amerykański think tank Instytut Badań nad Wojną (ISW) czy ukraiński projekt Deep State UA.
Rosjanie coraz mocniej się wykrwawiają. Zima tylko utrudni im ataki
Ekspert zwraca uwagę, że Rosjanie zdobywają teren w Ukrainie kosztem coraz większej liczby nieodwracalnych strat, ponieważ szanse przeżycia rannych rosyjskich żołnierzy znacznie zmalały – po prostu coraz trudniej jest ich ewakuować ze "strefy śmierci".
"Rosyjskie nieodwracalne straty (ponad 25 tys. miesięcznie) zbliżają się do ich miesięcznego poziomu rekrutacji (30–35 tys.). W 2025 r. Moskwa skupia się raczej na uzupełnianiu strat niż na rozbudowie swoich sił. Jakość żołnierzy wciąż spada. Rośnie też liczba dezercji" – czytamy we wpisie Kofmana.
Ten czynnik powoduje, że Rosjanie są w stanie utrzymywać presję na SZU – stopniowo wypychać Ukraińców ciągłymi szturmami o małej skali – ale są niezdolni do przeprowadzania wielkich operacyjnych przełamań. Jednak zimowa aura, według eksperta, może utrudnić im działania ofensywne.
"Zimą warunki są jednak niekorzystne dla taktyki infiltracyjnej – brakuje osłony, spada skuteczność rosyjskiego lotnictwa i uderzeń bomb szybujących, a postęp jest trudniejszy. Dlatego też front może się tej zimy ustabilizować, jak miało to miejsce w ubiegłym roku" – pisze ekspert.
"Nie należy wyolbrzymiać wagi Pokrowska"
Obecnie siły ukraińskie toczą najcięższe walki w rejonie Pokrowska i Konstantyniwki w obwodzie donieckim, a także dalej na południe, na styku z obwodami zaporoskim i dniepropietrowskim, wokół Hulajpola.
Co do Pokrowska, to Kofman zaznacza, że miasto jest na wpół okrążone – rosyjskie drony sieją spustoszenie na szlakach logistycznych prowadzących do niego. Dlatego też wycofanie się oddziałów SZU z Pokrowska może być dużo bardziej ryzykowne niż miało to miejsce w Awdijiwce w lutym 2024 r.
Co prawda upadek Pokrowska otworzy Rosjanom możliwość natarcia na Kramatorsk i Słowiańsk – kluczowe donbaskie "twierdze" Ukrainy. Jednak, jak zaznacza analityk, nie oznacza, że wojska Putina będą zdolne, by szybko je zająć. Dlatego też, jak twierdzi Kofman, znaczenie utraty tego ośrodka miejskiego "nie powinno być wyolbrzymiane".
Ekspert zwraca uwagę, że Rosjanie coraz bardziej "rozmywają" ukraińskie linie obronne w rejonie Hulajpola w obwodzie zaporoskim. To może być punkt kolejnego kryzysu na froncie, ale póki co armia Putina, na szczęście dla Kijowa, nie traktuje tego kierunku jako priorytetowy.
"Brak rezerw sprawia, że Siły Zbrojne Ukrainy muszą reagować ‘po strażacku’ – rzucać dodatkowe oddziały tam, gdzie się najbardziej pali. Kontratak w rejonie Pokrowska oznacza, że Kijów ma niewiele sił do ustabilizowania sytuacji gdzie indziej, np. na odcinku zaporoskim. Dlatego Rosjanie mogą poczynić tam większe postępy" – kończy analityk.