W całej sprawie chodzi o sprawę niebagatelną – o przyszłość mediów na świecie. Bo chociaż to platformy takie jak Google, Facebook czy Twitter wiodą dzisiaj prym w docieraniu do odbiorców, to strumień informacji nadal płynie z redakcji i od dziennikarzy. W czym problem? W skrócie można powiedzieć, że ci, którzy produkt wytwarzają, na nim nie zarabiają. Kasę zgarnia nie całkiem uczciwy, za to bardzo potężny pośrednik.
– Warunki gry są bardzo nierówne. Giganci cyfrowi tak dalece zmonopolizowali rynek, że wydawcy mają coraz mniejszą możliwość funkcjonowania, a to odbija się na ich sytuacji finansowej oraz na jakości dziennikarstwa – mówi Jan Zygmuntowski z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, współprzewodniczący Polskiej Sieci Gospodarczej. – Coraz wyraźniej widzimy, że wysokiej jakości dziennikarstwo nie utrzyma się ze zrzutek i paywallów. Taki model się po prostu nie sprawdza – dodaje. Prowadzi on bowiem do podziału na media elitarne, nastawione na wysublimowanego czytelnika, który jest w stanie zapłacić za rzetelność i za sprawdzoną informację, oraz te darmowe – o wątpliwej jakości. To zabija też jakość publicznej debaty. Cyfrowi giganci owszem, udostępniają do niej przestrzeń, lecz także gromadzą o swoich użytkownikach dane i decydują o wyświetlanych treściach. Co więcej, należy do nich również rynek reklamy. Wydawcy mogą je wyświetlać na swoich portalach, ale to, jakie dostaną za to wynagrodzone, również nie jest oczywiste, bo giganci nie udostępniają szczegółowych danych o zyskach z reklam.

Odlubianie i polubianie Australii

Za wydawcami wstawił się australijski rząd. W grudniu 2020 r. złożył w parlamencie projekt ustawy regulującej stosunki mediów informacyjnych z platformami cyfrowymi – News Media and Digital Platforms Mandatory Bargaining Code. „Platformy cyfrowe zasadniczo zmieniły sposób produkcji, dystrybucji i konsumpcji treści medialnych” – uzasadnił potrzebę regulacji rząd Scotta Morrisona, dodając, że dąży do „zapewnienia australijskiej gospodarce pełnego wykorzystania zalet technologii cyfrowej, chroniąc jednocześnie silne i zrównoważone australijskie media informacyjne”.
Reklama
Nowe przepisy mają zapewnić sprawiedliwe wynagrodzenie firm medialnych za treści, czyli nakłonić platformy internetowe do płacenia za udostępniane materiały. Jak? Przez państwowy arbitraż, który będzie narzucał warunki współpracy, jeśli bigtechy nie podpiszą umów z wydawcami dobrowolnie. Na razie ustawa dotyczy Facebooka i Google, ale może też objąć inne platformy, jeśli wydawcy nie będą mogli wyegzekwować od nich należnej zapłaty.
Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.