ikona lupy />
Paweł Kaczmarczyk dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami UW, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW / Materiały prasowe
Z Pawłem Kaczmarczykiem rozmawiają Klara Klinger, Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Ilu uchodźców jesteśmy w stanie jeszcze przyjąć?
Biorąc pod uwagę, jak do obecnej sytuacji podszedł rząd, wydaje się, że w ogóle nie są prowadzone takie rozważania. Nie widziałem dotąd żadnych analiz, które określałyby maksymalną chłonność polskiego społeczeństwa i rynku. Rząd nie uważa też, że potrzebne jest rozmawianie z ekspertami i badaczami. Jeszcze kilka miesięcy temu utrzymywał, że wpuszczenie do Polski kilkuset osób zza białoruskiej granicy spowoduje destabilizację. Teraz w każdym tygodniu docierają do nas setki tysięcy osób. Przed naszą rozmową przejrzałem ustawę dotyczącą ukraińskich uchodźców, którą podpisał już prezydent. Z niektórych zapisów można wnioskować, że mają one charakter warunkowy, tj. mogą zostać zawieszone, jeśli napływ ludzi będzie zbyt duży.
Reklama
Zbyt duży, czyli jaki?
Nie wiem. Z perspektywy rynku pracy nie ma większego problemu, jego chłonność jest duża. Ale z perspektywy oświaty i opieki zdrowotnej już dawno przekroczyliśmy bezpieczny poziom. Przecież już kilka miesięcy temu mówiliśmy, że polskie szkoły są na granicy wytrzymałości. Teraz liczba dzieci w systemie może wzrosnąć o 10-15 proc.
A mieliśmy inne wyjście niż przyjąć wszystkich?
Wydaje się, że rozwiązanie zastosowane przez rząd było sensowne: uznaliśmy, że mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, z kryzysem humanitarnym, zagrożeniem życia i zdrowia. A zatem przyjmujemy wszystkie osoby, które poszukują opieki i schronienia.
Co teraz będzie kluczowe?
Najbardziej brakuje mi zdecydowanej akcji koordynacyjnej ze strony władz centralnych i wojewodów. Uruchomiony został spektakularny potencjał zwykłych ludzi i organizacji pozarządowych - i to jest super. Dopiero teraz widzimy, jak wiele NGO zajmowało się imigrantami i uchodźcami w minionych latach, kiedy państwo zupełnie wycofało się z tej sfery. Ludzie, którzy byli obecni na granicy białoruskiej, teraz pomagają osobom uciekającym z Ukrainy. Ale wiemy co najmniej od tygodnia, że są już na granicy wytrzymałości, a może ta granica została już przekroczona. Mają poczucie, że część działań pomocowych jest niewystarczająca albo wręcz nie mają one dużego sensu, bo nie są skoordynowane.
Współpraca Anna Ochremiak