Dlatego walka z pandemią dotyczy wszystkich, a odpowiedzialność rozkłada się na całą klasę polityczną. Największa spoczywa na rządzących, lecz koronawirus jest zagrożeniem, które wymaga reakcji premiera czy prezydenta Warszawy, burmistrza Rawy czy wójta najmniejszej gminy w kraju.
Choć na ogół dominuje ton krytyczny wobec klasy politycznej, to w minionych latach politycy pokazali kilka razy, że są w stanie realizować wspólne cele – np. w sprawie wejścia do UE i NATO. Koronawirus jest wyzwaniem, które – tak jak wówczas – wymaga wykazania się cechami, o które na co dzień tak trudno.

PO PIERWSZE: dalekowzroczność

Kwiecień 2020 r. – Z ekspertyz, którymi dysponujemy, wynika, że ta fala pandemii skończy się mniej więcej jesienią tego roku – mówił lider PO Borys Budka.
Reklama
Sierpień 2020 r. – Możemy przekroczyć liczbę tysiąca zakażeń dziennie – stwierdził wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. Nie pomylił się, bo ponad 12 tys. nowych przypadków zachorowań, jakie zanotowano w czwartek, to faktycznie powyżej tysiąca.
Wrzesień 2020 r. – Cały czas panujemy nad tą pandemią, nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem, jest wzrost, który był przewidywany i prawdopodobnie możemy się spodziewać, że do połowy października mogą być jeszcze wzrosty, tak mnie informowano, a spodziewamy się od połowy października wypłaszczenia – zapewniał prezydent Andrzej Duda.
Te wypowiedzi pokazują, że skoro z bolącym zębem idziemy do dentysty, to w kwestiach zwalczania groźnego wirusa powinniśmy słuchać przede wszystkim wirusologów. Bo politycy, co szczególnie widać w ostatnich dniach, są zaskoczeni tempem rozwoju pandemii.
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i w jej internetowym wydaniu.