Wydarzenia, które miały miejsce od momentu, gdy lider rosyjskiej opozycji Aleksiej Nawalny wszedł w Berlinie na pokład samolotu lecącego do Moskwy, przypominają najbardziej prymitywną i okrutną formę błazenady.

Zwolennicy Nawalnego zbierają się na docelowym lotnisku Wnukowo. Po nieudanej próbie powstrzymania fanów również lądującego w tym miejscu piosenkarza pop, władze kierują samolot na inne lotnisko, Szeremietiewo (samolot piosenkarza i kilka innych również są tam kierowane ˗ szkody uboczne). Tymczasem zwolennicy Nawalnego zostają zatrzymani przez policję. Polityk próbuje dostać się do punktu kontroli paszportowej. Dziesiątki dziennikarzy, którzy znaleźli się na pokładzie samolotu razem z opozycjonistą, filmują każdy jego krok. Grupa osób w policyjnych mundurach żąda od polityka zaraz po przekroczeniu granicy, by udał się z nimi, ale odmawiają dołączenia do grupy prawnikowi Nawalnego, argumentując, że nie znalazł się on jeszcze na terytorium Rosji. Opozycjonista nie ma przez kilka godzin możliwości skontaktowania się z kimkolwiek, więc miejsce jego pobytu jest nieznane. Prawnik Nawalnego zostaje nagle poinformowany, że w ciągu kilku minut sędzia zadecyduje, czy Nawalny powinien zostać aresztowany w związku ze starą sprawą z 2014 roku, gdy skazano go na 3,5 roku więzienia w zawieszeniu (wyrok, który został uznany przez Europejski Trybunał Praw Człowieka jako „arbitralny i w oczywisty sposób nieuzasadniony”). Nawalny zostaje oskarżony o naruszenie swojego 5-letniego zwolnienia warunkowego, które zakończyło się 30. grudnia, nie mógł on jednak odpowiedzieć na wezwanie, ponieważ był w trakcie leczenia i rehabilitacji w Niemczech po nieudanej próbie zamachu z użyciem wykorzystywanej przez wojsko trucizny (zachodnie rządy przypisały zamach Kremlowi).

Jeśli twoje brwi unoszą się w reakcji na dziwność sytuacji, to są już prawdopodobnie blisko czubka głowy. Jednak jest tak tylko, jeśli jesteś obcokrajowcem. To, co przydarzyło się Nawalnemu, ma swoją własną, wysoce przewidywalną logikę – logikę starcia pomiędzy siłą woli Nawalnego i prezydenta Rosji Władimira Putina. Rosjanie cenią i szanują gry o władzę. Nawalny i Putin wiedzą o tym. W przypadku obu stawka jest wysoka.

Reklama

Kreml od lat dąży do zmniejszenia znaczenia Nawalnego; Putin nie użyłby nawet nazwiska oponenta, gdyby ktoś go o niego zapytał, uciekając się do eufemizmów takich jak „ta osoba” czy ostatnio używanego „berlińskiego pacjenta”. Lokatorzy kremla i Putin wiedzą, że Nawalny nie jest zwykłym antykorupcyjnym blogerem. Jest jedynym rosyjskim politykiem, który konsekwentnie przyciąga porównywalną uwagę do poświęcanej Putinowi, znacznie większą niż takie osobistości jak premier Michaił Miszustin czy burmistrz Moskwy Siergiej Sobianin. Nieudana próba otrucia wywindowała zainteresowanie Nawalnym do stratosfery; próba zignorowania opozycjonisty byłaby błędem, którego Putin unika podczas swojej niezwykle długiej kadencji.

ikona lupy />
Bloomberg

Putin próbował odebrać Nawalnemu znaczenie, zmuszając go do emigracji. Ta taktyka dyktatora już kiedyś sprawdziła się: były oligarcha Michaił Chodorkowski nadal finansuje w Rosji mniejszościowe antyputinowskie media, ale wypadł z politycznej rywalizacji; wyszukiwarka Google’a ledwie rejestruje zainteresowanie nim.

Rewolucja bolszewicka z 1917 roku to ostatni moment w historii, gdy Rosjanie byli w stanie zaakceptować jako przywódcę politycznego niedawnego emigranta. Zaraz po tym, jak Nawalny doszedł do siebie po zatruciu w Niemczech, odebrał falę złych wieści z Moskwy. Czekała tam na niego nowa sprawa karna za rzekome sprzeniewierzenie funduszy, które zebrał na przeprowadzenie antykorupcyjnych śledztw, zaczął być także poszukiwany za domniemane naruszenie warunków zawieszenia. Wiedział doskonale, że prawdopodobnie zostanie zatrzymany, gdy tylko wróci. Nie mógł także wykluczyć kolejnych prób zamachu, zwłaszcza w więzieniu.

W październiku zeszłego roku moja rodzina cieszyła się z krótkiego spotkania z Nawalnym, jego żoną Julią i synem Zacharym. Aleksiej właśnie ponownie nauczył się trzymać szklankę bez rozlewania jej zawartości. Nawet wtedy jednak nie wątpiłem, że wróci do Rosji, gdy tylko poczuje się wystarczająco dobrze. Nie miałem też wrażenia, że Julia próbuje go powstrzymać. Emigracja sprawdziła się w przypadku mojej rodziny, ale Nawalni upierali się, że niezależnie od tego co się stanie, ich praca i walka będą kontynuowane w ojczyźnie.

Odwaga którą się wykazywali nie nosiła śladów męczeństwa ani autopromocji; było to raczej zwyczajne, ale niezachwiane poczucie celu. Było w takim samym stopniu rzeczowe, co pozbawione jakiejkolwiek fałszywej nadziei. To był rodzaj odwagi, do której, myślę, nie byłbym zdolny.

Ta spokojna odwaga w obliczu samej śmierci jest tym, co Nawalny wnosi do swojej gladiatorskiej walki z Putinem. Rosyjski przywódca angażuje coś innego: nieograniczone zasoby. Jeśli broń nie działa, ma do wypróbowania cały arsenał i armię ludzi, którzy wykonują jego rozkazy bez wstydu i skrupułów.

Próbując wyjaśnić groteskowy charakter rosyjskiej reakcji na powrót Nawalnego, polityczny komentator Kyrił Rogow zaproponował spojrzenie nią z punktu widzenia aktywistów niskiego szczebla. „Głupota ma ostatecznie mniej wad niż zdrada lub porażka” – napisał na Facebooku. Aby udaremnić działania Nawalnego, Putin może nakazać wszczęcie postępowania karnego, wywołać chaos w ruchu lotniczym, wysłać sędziów na komisariaty ˗ mówiąc krótko: zrobić praktycznie wszystko. Absurdalne posunięcia przeciwko Nawalnemu, jakie widział świat w ciągu ostatnich kilku miesięcy, były wiadomością do wszystkich, których kusi, by naśladować opozycjonistę. Informują, że konsekwencją nie będzie skierowanie wobec nich zarzutów; zamiast tego będą musieli zmierzyć się z pełną mocą autorytarnego państwa zdolnego do łamania, chwytania, okaleczania i trucia ludzi.

To potężna wiadomość. Nawalny otrzymał ją już dawno i postanowił zignorować. Nikt inny w Rosji nie jest jednak w tej chwili zdolny do poniesienia takiego ryzyka.

Zachodnie serwisy informacyjne i rozgłośnie radiowe pełne są wyrazów poparcia dla Nawalnego płynących od różnych światowych przywódców, począwszy od prezydenta elekta USA Joe Bidena, a kończąc na przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Jednak Nawalny jest samotny w swojej epickiej walce z Putinem. W dzisiejszej Rosji propaganda reżimu rutynowo wykorzystuje zachodnie głosy w celu wspierania polityki Putina i tworzenia wizerunku jego wrogów jako „zagranicznych agentów”. Komentując postulaty zachodnich przywódców o uwolnienie Nawalnego, minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział, że starają się oni „odwrócić uwagę od głębokiego kryzysu liberalnego modelu rozwoju”.

Siła Nawalnego nie opiera się na wsparciu zachodnich przywódców; pochodzi ona z jego zdolności do porzucenia całodobowej ochrony, którą otrzymywał w Berlinie dzięki uprzejmości niemieckiego rządu i tego, że zupełnie bezbronny poleciał do Rosji, gdzie próbowano go otruć. Tam świat nie może nic dla niego zrobić, choćby z powodu nieograniczonego arsenału brudnych sztuczek Putina. Stoi tam tylko dlatego, że nie klęka.

Nie wiem, czy okaże się to ostatecznie sposobem na pokonanie Putina. Publiczne wyzwanie Nawalnego jest jednak najpotężniejszym wyzwaniem, przed jakim kiedykolwiek stanął dyktator. Niezależnie od tego, co stanie się z byłym „berlińskim pacjentem”, jestem dumny, że go znam; jest też bohaterem dla moich dzieci.