Komuniści, chociaż w ich szeregach bywali ludzie wrażliwi i w pewien sposób szlachetni, stanowili jedną z najgorszych śmiercionośnych sekt w historii świata. Nie zmienia to faktu, że „Międzynarodówka” szlachetnie daje w palnik. Te wszystkie „dziś niczym – jutro wszystkim my”, „bój to będzie ostatni”, „związek nasz bratni”, „wyklęty lud ziemi”! Razem, po jednej stronie, żyjący nadzieją, a po drugiej – nasyceni wyzyskiwacze. Oj, będzie siekiera, motyka, oj, będzie sprawiedliwość – zaraz po okresie siekiery i motyki… W pierwszych latach stalinowskiej Polski owo przesłanie (pomijając okrutny wymiar stalinowskiej okupacji kraju) miało pewien sens. Ci, którzy przed wojną mieli, po wojnie zwykle nie mieli. Wyzyskiwani przed wojną, po wojnie dostawali łatwy dostęp do edukacji i pracy, a w propagandzie byli wychwalani jako zwycięzcy mający prawo do wielkich oczekiwań wobec przyszłości. Za to komunizm wprowadził powszechny terror – i nie dzielił się władzą. Tej, jak powiedział już w 1944 r. Władysław Gomułka, „nie oddamy nigdy” – okazało się w praktyce, że partia, zawłaszczająca wszystkie ośrodki decyzyjne i dobra, nie tylko nie odda władzy opozycji, ale nawet własnemu „ludowi pracującemu miast i wsi”. Nie minęło wiele lat, a wytworzenie nowej elity żyjącej kosztem ujarzmienia słabszych stało się oczywistością także dla tych, którzy tak tego nie postrzegali na początku.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.