Z Martą Titaniec i ks. Grzegorzem Strzelczykiem, rozmawiają Paulina Nowosielska i Anita Sobczak
„Zależy nam na dojściu do prawdy. Tak było przed dekadą, kiedy podejmowaliśmy konkretne działania umożliwiające przeprowadzenie lustracji w Kościele, tak jest i teraz. (…) Zależy nam na dobru dzieci i młodzieży oraz na tym, aby Kościół był środowiskiem bezpiecznym i transparentnym” – mówił rok temu abp Stanisław Gądecki. Czy trwa więc teraz druga lustracja Kościoła?
ks. Grzegorz Strzelczyk, członek zarządu Fundacji Świętego Józefa, proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbe w Tychach, dyrektor Ośrodka Formacji Diakonów Stałych Archidiecezji Katowickiej, adiunkt w Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego: Przy lustracji zainteresowanie mediów było mniejsze, mniejszy był też nacisk opinii społecznej. Dziś presja jest potężna i może pomóc procesowi oczyszczenia.
Nacisk jest potrzebny?
Reklama
ks. G.S.: Niezbędny. Bez niego mieliśmy trudność z uruchomieniem działań. Fundacja Świętego Józefa powstała właśnie w wyniku takiego nacisku. Są dwa główne opory, jeśli chodzi o oczyszczenie Kościoła. Pierwszy – strukturalny. Czasem umykają fakty, giną dokumenty. W strukturach bywają ludzie nieprawi. Ten opór jest ewidentny i paradoksalnie prostszy do pokonania. Drugi związany jest z brakiem wrażliwości w ogóle – na to, że są osoby cierpiące, i ci, którzy to cierpienie zadają. Medialny nacisk prowadzi do przebudowy tej mentalności. Przez to, że jest ciągły, nie można już pewnych faktów lekceważyć, marginalizować.
Mówimy o zmianie wrażliwości ludzi Kościoła czy całego społeczeństwa?
ks. G.S.: To złożone. Mamy np. małe miejscowości, w których ujawniane są fakty wykorzystywania seksualnego przez duchownych. Opór nie idzie tam tylko ze strony kleru, lecz także części parafian, którzy nie mogą uwierzyć w to, że ich kapłan dopuścił się przestępstwa czy choćby czynu niegodnego. Podział nie przebiega więc wyłącznie po linii duchowni – świeccy. To byłoby za duże uproszczenie.
Tylko czy zmiana pod presją jest szczera? Jeśli osłabnie nacisk, to czy ofiary nie staną się mniej widoczne?
Marta Titaniec, członkini zarządu Fundacji Świętego Józefa, współpomysłodawczyni inicjatywy „Zranieni w Kościele”, telefonu zaufania dla osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele: Ja to widzę jako nieodwracalny proces. Świat, nie tylko Polska, dostrzegł już, że krzywdzenie dziecka skutkuje potwornymi konsekwencjami. Kościół uświadomił sobie, że wykorzystanie osoby słabszej, zależnej, niepełnoletniej nie jest tylko problemem skostniałej struktury. To nie tylko akt naganny moralnie, ale po prostu przestępstwo. Niszczy nie tylko osobę skrzywdzoną, ale też zaufanie do sprawcy i jego otoczenia, w tym przełożonych. To nie jest tylko problem relacji sprawcy z Bogiem, przed którym powinien się wytłumaczyć z tego, że zgwałcił dziecko. Dziś jesteśmy na etapie, że nikt nie kwestionuje już istnienia pedofilii w Kościele. Dzisiaj pytamy o odpowiedzialność biskupów za to, że do podobnych czynów dochodzi. To istotny krok w rozliczeniach. 30 lat temu nie było mowy o takim stawianiu sprawy.
ks. G.S.: I gdyby nie było nacisku medialnego, prawdopodobnie nie znalazłyby się w Kościele pieniądze na działalność fundacji.
Fundatorem Fundacji Świętego Józefa jest Konferencja Episkopatu Polski, a w jej radzie zasiada m.in. abp Wojciech Polak. Jej zadaniem jest m.in. ochrona dzieci i młodzieży we wspólnocie Kościoła katolickiego oraz zapobieganie kolejnym przestępstwom wykorzystania seksualnego. Ma wspierać działania na rzecz osób skrzywdzonych. Fundusze na działalność pochodzą ze wszystkich diecezji, proporcjonalnie do liczby duchownych w każdej z nich.