Z ekspertem zarządzania i ochrony wizerunku w internecie Michałem Fedorowiczem rozmawia Magdalena Rigamonti
Pracuje pan z nimi dalej?
Pyta pani o polityków? Tak, pracuję.
Kiedy rozmawiacie, to wyłącza się telefony?
Reklama
Kiedy rozmawiam z politykiem - z każdej opcji - telefon odkładam. Polityk też.
Do innego pomieszczenia?
Do innego pokoju. I nie, nie teraz, po Pegasusie. Zawsze tak było. Od kiedy pamiętam. Kiedy wchodziliśmy na rynek i zaczynaliśmy zbierać dane, analizować je, tworzyć raporty, to z automatu zakładaliśmy, że oficer słucha. I nieważne, która opcja polityczna rządzi. Trzeba założyć, że oficer zawsze będzie słuchał. Dlatego nie szaleję z powodu Pegasusa. Oczywiście słuchanie opozycji, słuchanie obywateli, wykradanie ich danych z telefonów, wprowadzanie do nich fikcyjnych danych to nielegalne praktyki, ale... W sumie to prawie nikogo nie obchodzi.
To pan wie z internetu?
Z danych, które analizuję w Instytucie Badań Internetu i Mediów Społecznościowych. Agregujemy z zespołem informacje dotyczące tego, co dzisiaj robi, jak się zachowuje i jakimi emocjami kieruje elektorat w danej bańce. Sprawdzam, co ludzi interesuje, a co nie. Oprócz tego mam też tzw. sybillę…
Która przepowiada przyszłość?
Która jest w stanie zrobić predykcję. Mówi, co się może wydarzyć, w którą stronę to wszystko może pójść. Internet oddaje nastroje społeczne w czasie rzeczywistym. Nie trzeba czekać na skapywanie danych z sondaży. Dokładnie w momencie, kiedy coś się dzieje, o tym się wie. I na razie sprawa Pegasusa zajmuje wyłącznie wyborców Platformy Obywatelskiej. I to tych hardcorowych, którzy uważają, że PiS jest zły, faszystowski i gdyby nie podsłuchiwał, to PO w 2019 r. wygrałaby wybory. System, w którym żyjemy, działa bardzo prosto.
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.