Lwów bez prądu, transport sparaliżowany
Część Lwowa pogrążyła się w ciemnościach. Jak poinformował mer miasta Andrij Sadowy, prąd odcięto w dzielnicach Riasne i Lewandówka. Nie kursuje komunikacja miejska, a mieszkańców wezwano, by pozostali w domach. „Proszę, nie wychodźcie na zewnątrz. Na ulicach wciąż jest niebezpiecznie” – zaapelował Sadowy na Telegramie.
Uderzenia były tak silne, że w wielu miejscach wybuchły pożary, a nad miastem unoszą się kolumny czarnego dymu. Na szczęście, jak dotąd, nie potwierdzono informacji o skażeniu powietrza, choć władze proszą, by nie otwierać okien i nie opuszczać schronów bez potrzeby.
Fala ognia od Zaporoża po Karpaty
Atak rozpoczął się w nocy od uderzeń w Zaporoże i okolice Odessy. Tam drony i bomby pozbawiły prądu około 70 tysięcy ludzi. W Odessie odnotowano aż 17 uderzeń dronów w rejonie Ustynowa i Chołodnej Bałki – w pobliżu jednej z głównych podstacji energetycznych.
Najmocniej jednak oberwał Lwów i obwód lwowski – „poleciało tam praktycznie wszystko, co Rosjanie wystrzelili” – piszą ukraińskie media. Część miasta nie ma prądu, a Bursztyńska Elektrownia Cieplna mogła zostać poważnie uszkodzona.
„Kindżały” i „Kalibry” – pokaz siły
Według danych z ukraińskich źródeł wojskowych, Rosja wystrzeliła około 50 rakiet manewrujących Ch-101 i Kalibr, pochodzących z bombowców Tu-95MS i wyrzutni morskich. Dodatkowo dwa pociski hipersoniczne Kindżał wystartowały z myśliwców MiG-31K – to broń, przed którą trudno się obronić.
Ataki były zsynchronizowane: pierwsze drony Shahed uderzyły o 4:30 rano, następnie spadły Kalibry, a około godziny 6:00 niebo nad Lwowem rozdarły eksplozje Kindżałów.
65 kilometrów od Polski – coraz bliżej wojny?
To, co wydarzyło się tej nocy, pokazuje, jak niebezpiecznie blisko polskich granic rozgrywa się dramat Ukrainy. Eksperci zwracają uwagę, że Lwów jest nie tylko symbolicznym miastem, ale też logistycznym centrum pomocy dla walczącego kraju. „Tylko 65 kilometrów dzieliło eksplozje od Unii Europejskiej” – zauważył jeden z komentatorów.