Tajne przez poufne.
Obecnie szczegóły planów ewakuacyjnych w Polsce są ściśle tajne. Zarówno te krajowe, jak i lokalne. W 2023 r. Wrocław odmówił nawet odpowiedzi na pytanie, czy jakikolwiek plan w ogóle posiadają. Warszawscy urzędnicy przyznają, że kompleksowego planu ewakuacji stolicy w razie wojny nie ma, a samorządy gubią się w przepisach. A co z mieszkańcami miast? Nie jest dobrze. Najwyższa Izba Kontroli (NIK) w swoim raporcie powołuje się na dane PSP (raport za lata 2020‑2023). Z danych tych wynika, że „na miejsce w schronach i ukryciach może liczyć niecałe 4 % mieszkańców”. Dokument „RAPORT DOTYCZĄCY BUDOWLI OCHRONNYCH 2023” (PSP) podaje, że łączna pojemność wszystkich budowli ochronnych (schrony + ukrycia) to około 1,43 miliona osób. To bardzo niewielka część ogólnej ludności Polski. Raczej nie dowiemy się łatwo, co się od tego czasu zmieniło.
Jak mają wiedzieć, dokąd i kiedy się ewakuować? Czy wystarczy SMS od władz? A co, jeśli sieć padnie? Czy tajność planów nie ogranicza możliwości ćwiczeń, szkoleń, działań prewencyjnych samym służbom? I najważniejsze: czy Polacy rzeczywiście będą gotowi, gdy nadejdzie prawdziwe zagrożenie? Bo szkolenia dotyczące tego tematu dopiero teraz ruszają na szczeblu „organów właściwych w sprawach ochrony ludności” czyli np. wójtów.
Ewakuacja po polsku!
Do 2022 roku plany ewakuacyjne opierały się na starej ustawie z czasów PRL. Były przestarzałe, nieaktualne i rzadko kiedy ćwiczone. Potem weszła w życie nowa ustawa o obronie Ojczyzny, ale nie zapewniła ona konkretnych wytycznych. Wręcz przeciwnie w zakresie obrony cywilnej powstała luka prawna i kompetencyjna, a większość samorządów przestała wiedzieć, co robić.
Dopiero w grudniu 2024 uchwalono nowe przepisy o ochronie ludności, a Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) rozpoczęło opracowywanie krajowego planu ewakuacji. Ale wszystko dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Ile osób obejmie ewakuacja? Jakie są trasy? Kto i gdzie będzie przyjmować uchodźców wewnętrznych? Tego społeczeństwo nie ma prawa wiedzieć.
Brak wiedzy to brak gotowości
Jak szkolić ludzi w ramach tajnych planów? Odpowiedź: nie szkolić. Nowe regulacje przewidują, że mieszkańcy dowiedzą się o konieczności ewakuacji dopiero w momencie zagrożenia – za pośrednictwem syren, komunikatów medialnych i wiadomości SMS.
Problem w tym, że większość społeczeństwa nigdy nie ćwiczyła ewakuacji. Nie wie, gdzie znajdują się punkty zbiorcze, którędy uciekać, co ze sobą zabrać. Urzędnicy niższego szczebla też niekoniecznie znają scenariusze, które mają realizować. Ćwiczenia są zamknięte, dane tajne, a czas ucieka.
A jak to wygląda u sąsiadów?
W Niemczech powstał tajny „Plan Operacyjny” na wypadek wojny z Rosją, ale rząd prowadzi debatę publiczną o zagrożeniach i zachęca obywateli do przygotowań. W Czechach każda rodzina otrzyma broszurę z instrukcjami działania. Szwedzi już kilka lat temu rozdali podręczniki przetrwania, a Finowie mają jeden z najlepiej rozwiniętych systemów schronów w Europie. Na tym tle trochę odstajemy.
Tymczasem w Polsce? Być może wszystko jest OK. Ale oficjalnie wiemy tylko że mamy spakować plecak z konserwą i nadzieję, że dostaniemy SMS-a na czas.
Poradnik dla wszystkich… ale bez konkretów?
Przedstawiony w tym roku rządowy „Poradnik bezpieczeństwa”, który ma być dystrybuowany do każdego gospodarstwa domowego, zawiera wiele ogólników, ale niewiele twardych danych. Są tam instrukcje, jak przygotować plecak, co zabrać ze sobą, jak zadbać o siebie podczas przerwy w dostawie prądu. Ale nie ma map, punktów ewakuacyjnych, listy schronów, ani scenariuszy lokalnych. I co więcej większość Polaków zobaczy ten dokument, jak zostanie on rozesłany w wersji papierowej.
Z poradnika dowiemy się, jak się spakować , ale nie – dokąd iść. Zamiast praktycznej wiedzy, dostajemy zestaw ogólnych zasad i zapewnienie, że „w razie czego” będziemy informowani. Czyli: mamy być gotowi, ale bez znajomości planu.
Gotowość bez wiedzy? Państwo mówi: „Zaufajcie nam”
Rządowe instytucje zapewniają, że poradnik to krok ku budowie odporności społecznej. Ale jak budować odporność, jeśli obywatel nie zna podstawowych informacji: kto, gdzie i kiedy mu pomoże? Co więcej – zgodnie z informacjami na stronach rządowych – to obywatel sam powinien szukać informacji, jeśli czegoś nie wie. Na pytanie: Gdzie mogę znaleźć więcej informacji, jeśli mam pytania wykraczające poza treść „Poradnika bezpieczeństwa”?, odpowiedź na rządowym portalu brzmi:
„Zachęcamy do kontaktu z urzędami gminy, centrami zarządzania kryzysowego. Warto również angażować się w działania lokalne, np. wolontariat. Cennym źródłem informacji mogą być także osoby pracujące w służbach – np. w Ochotniczej Straży Pożarnej czy innych formacjach mundurowych.”
Innymi słowy: jak chcesz przetrwać – poszukaj dobie kogoś, kto Ci wytłumaczy co robić.
Plecak ucieczkowy – nadzieja ostatniej szansy?
RCB promuje ideę tzw. plecaka ewakuacyjnego – zestawu rzeczy, który każdy obywatel powinien mieć gotowy na 72 godziny przetrwania. Latarka, radio na baterie, zapas wody, dokumenty, konserwy, apteczka, gotówka. Czy to wystarczy, by przetrwać chaos wojny lub wielkiej katastrofy?
To tylko minimum. Ale co z drogą ucieczki? Z transportem? Z miejscem docelowym? Tego nikt nam nie zdradzi, bo... to tajemnica. Rząd zakłada, że ludność będzie słuchać instrukcji i kierować się na bieżąco. Ale czy w czasach ataków cybernetycznych i sabotażu informacyjnego można w ogóle liczyć na sprawne działanie systemów ostrzegania?
Czas zatem na debatę. Czy dalej władza będzie trzymać obywateli w niewiedzy, czy może jak Czesi, Niemcy czy Skandynawowie, należy zacząć budować odporność społeczną poprzez wiedzę i szkolenie. Obecny model zakłada, że ludność nie zna planów, nie zna tras, nie zna punktów zbiorczych. Wie tylko, że ma mieć plecak i czekać na SMS-a.