Chwilo, trwaj – chciałoby się powiedzieć, patrząc na polski rynek pracy, szczególnie z perspektywy zatrudnionych. Zajęć nie brakuje, w wielu dziedzinach są niedobory rąk do pracy, co sprawia, że wciąż można liczyć na podwyżki płac. W lipcu w firmach zatrudniających powyżej dziewięciu osób były one o 15,8 proc. wyższe w porównaniu z poprzednim rokiem, co oznacza znów, że pensje rosną realnie, czyli szybciej niż inflacja.

Imponujące statystyki

Lipcowe dane dotyczące wynagrodzeń i zatrudnienia okazały się lepsze od prognoz ekonomistów, którzy spodziewali się, że w danych z rynku pracy już będzie widać syndromy spowolnienia w gospodarce. Tymczasem zwiększyły się i płace i liczba etatów w sektorze przedsiębiorstw (o 2,3 proc. rok do roku).

Łącznie 16 mln 785 tys. osób było w Polsce zatrudnionych w końcu II kwartału 2022 r. – wynika z najświeższych danych opublikowanych przez Eurostat. Takiego poziomu nie odnotowano jeszcze w historii III Rzeczypospolitej. Z zestawienia europejskiego biura statystycznego wynika, że liczba osób pracujących zwiększyła się w porównaniu z okresem przed pandemią o 382 tys. osób, a w ciągu ostatniego roku zatrudnienie wzrosło o 202 tys. Analitycy PKO BP podają, że wzrost dotyczy głównie administracji, obronności, zdrowia i edukacji oraz działalności naukowej i technicznej.

Reklama

Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego wyliczył, że w porównaniu z okresem przedcovidowym przybyło nam 2,7 proc. zatrudnionych, podczas gdy w całej Unii wzrost wyniósł 1,4 proc., w Niemczech 0,4 proc., a w Hiszpanii nastąpił spadek o 0,6 proc.

Eksperci podkreślają, że rekord jest po części zasługą przyjezdnych z Ukrainy, ale zwracają też uwagę, że wielu imigrantów pracuje na czarno, co oznaczałoby de facto jeszcze lepszy wynik.

Według szacunków Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej stopa bezrobocia rejestrowanego w końcu lipca 2022 r. wyniosła 4,9 proc., czyli tyle samo ile w czerwcu i o 1 pkt proc. mniej niż rok wcześniej. Według wstępnych danych w końcu lipca w urzędach pracy zarejestrowanych było 811,5 tys. osób szukających zajęcia, czyli o 6,5 tys. mniej niż miesiąc wcześniej. To najmniejsza liczba zarejestrowanych bezrobotnych od 1990 r.

Jeszcze bardziej imponująco wyglądają dane o osobach bez zajęcia podawane przez Eurostat. Różnią się od polskich, bo europejski urząd stosuje inną metodologię, w większym stopniu uwzględniając badania aktywności zawodowej, aniżeli urzędowe rejestry. Według takiej statystyki, w czerwcu – bo z tego miesiąca są ostatnie dane – Polska była na drugim miejscu w Europie jeśli chodzi o najniższą stopę bezrobocia z wynikiem 2,7 proc. Pierwsze były Czechy z bezrobociem na poziomie 2,4 proc. Dla porównania stopa bezrobocia w całej UE sięgnęła 6 proc.

Dlaczego jest tak dobrze?

Niską stopę bezrobocia zawdzięczamy pędzącej od lat gospodarce. Szybszy niż w innych krajach Europy wzrost gospodarczy generował nowe miejsca pracy – dość wspomnieć, że według danych Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zatrudnienie wzrosło z 8,06 mln osób w 2010 r do 9,25 mln osób na koniec pierwszego kwartału 2022 r.

Co ważne, udało się zachować wysoki poziom zatrudnienia i niską stopą bezrobocia także podczas pandemicznego kryzysu. Mimo okresowego zamknięcia części branż nie było redukcji na wielką skalę, oczywiście z perspektywy makro, bo z perspektywy mikro dla wielu firm pandemia okazała się zabójczym ciosem. To zasługa kolejnych tarcz antykryzysowych. Wpompowanie w gospodarkę dziesiątek miliardów złotych miało na celu właśnie ochronę miejsc pracy, a w większości instrumentów antykryzysowych otrzymanie wsparcia było uzależnione od utrzymania stanu zatrudnienia.

Polskie społeczeństwo się starzeje i proporcje między liczbą wchodzących na rynek pracy, a tymi którzy z niego wychodzą zmieniają się na niekorzyść.

Jest jednak też smutniejsza przyczyna niskiego bezrobocia – struktura demograficzna. Polskie społeczeństwo się starzeje i proporcje między liczbą wchodzących na rynek pracy, a tymi którzy z niego wychodzą zmieniają się na niekorzyść. Innymi słowy, większym problemem może okazać się brak rąk do pracy, aniżeli rzesza bezrobotnych. W ostatnich przedpandemicznych kwartałach z rożnych badań i ankiet wynikało, że przedsiębiorcy jako jedną z głównych obaw co do przyszłości swojego biznesu wskazywali właśnie brak rąk do pracy.

Ratunek z zagranicy

Luki na rynku pracy wypełniali pracownicy z zagranicy, przede wszystkim ze Wschodu. W lutym Rosja napadła na Ukrainę i duża część Ukraińców, przede wszystkim mężczyzn, wróciła do kraju bronić ojczyzny, a z drugiej strony do Polski napłynęła milionowa fala uchodźców – przede wszystkim kobiet i dzieci. Per saldo, liczba zatrudnionych cudzoziemców wzrosła – na koniec czerwca 2022 r. liczba zarejestrowanych w ZUS legalnie pracujących cudzoziemców przekroczyła 1,012 mln osób, o 193 tys. więcej niż w analogicznym okresie 2021 r. Aż 72 proc. z tej liczby stanowili obywatele Ukrainy.

Zmieniła się natomiast struktura zatrudnionych, co spowodowało branżowe nierównowagi na rynku pracy.

Zmieniła się natomiast struktura zatrudnionych, co spowodowało branżowe nierównowagi na rynku pracy. W takich branżach jak transport czy budownictwo pracodawcy znów zaczęli drżeć o obsadę kadrową w swoich firmach, w takich jak np. handel pojawiła się nowa siła robocza.

Aby uświadomić sobie skalę branżowych problemów dość wspomnieć, że tuż po wybuchu wojny w krótkim czasie Polskę opuściło niemal 400 tys. Ukraińców, którzy zatrudnieni byli przede wszystkim w logistyce, w tym ponad 40 tys. kierowców ciężarówek. Niektóre z polskich firm przewozowych straciły niemal połowę swoich kierowców.

Eksperci Północnej Izby Gospodarczej mówią wprost: tak dramatycznej sytuacji w sektorze transportowym jeszcze nie było. Opierając się na różnych szacunkach z rynku pracy wskazują, że aktualne braki w tej branży to już co najmniej 150 tys. pracowników. Ponieważ transport to krwiobieg gospodarki (powodem ostatnich poważnych turbulencji w skali globalnej były zaburzenia łańcuchów dostaw, czyli kłopoty – z rożnych przyczyn – z transportem surowców, półproduktów i gotowych towarów), można się obawiać, że te niedobory kadrowe, o ile nie zostaną uzupełnione prędzej czy później zaczną wywierać negatywny wpływ na gospodarkę w skali makro.

Dlaczego będzie gorzej

Za mało rąk do pracy w niektórych branżach to tylko jeden z problemów. Znacznie poważniejszym jest wysoka inflacja i nadchodzące spowolnienie gospodarcze, którego zapowiedzią jest gwałtowne wyhamowanie tempa wzrostu rok do roku i spadek PKB w II kwartale w relacji do pierwszych trzech miesięcy 2022 r.

Zdaniem wielu ekspertów hamowanie zaowocuje wzrostem bezrobocia (co niekoniecznie musi złagodzić brak pracowników w poszczególnych branżach). Oczywiście, nikt nie prognozuje dwucyfrowej stopy bezrobocia, pamiętanej przez niektórych z pierwszych lat polskiej transformacji, nie ulega jednak wątpliwości, że znalezienie dobrej pracy będzie znacznie trudniejsze niż dotychczas. W ostatnich latach mówiono często – trochę na wyrost – o rynku pracownika. Teraz to określenie trzeba będzie na parę lat odłożyć na półkę.

W ostatnich latach mówiono często – trochę na wyrost – o rynku pracownika. Teraz to określenie trzeba będzie na parę lat odłożyć na półkę.

Najpoważniejszym zagrożeniem dla gospodarki jest niepewność, związana z inflacją, wojną w Ukrainie i paroma innymi czynnikami. Ta atmosfera skłania do rezygnacji bądź odłożenia w czasie nowych inwestycji – widać to już zresztą w strukturze udzielanych przez banki kredytów korporacyjnych – coraz mniej kredytów inwestycyjnych, coraz większe zainteresowanie zwiększeniem kredytu obrotowego. Firmy najwyraźniej nie nastawiają się na rozwój, a na przetrwanie ciężkich czasów i zabezpieczenie bieżącej działalności. Być może zatem uda się utrzymać obecne miejsca pracy, ale nowe inwestycje nie wygenerują kolejnych.

Wysoka inflacja może też skłonić część firm do ograniczenia działalności – mocno np. wyhamowuje segment deweloperski, gdzie wzrost kosztów finansowania i spadek zdolności kredytowej potencjalnych klientów mocno mrozi popyt na nowe lokale. Wzrost cen energii może też istotnie wpłynąć na dochody rozporządzalne gospodarstw domowych w najbliższych miesiącach, co w przypadku wielu branż może oznaczać załamanie popytu i – w dalszej konsekwencji – redukcję zatrudnienia.

Należy też pamiętać, że Polska nie jest samotną wyspą i na nasz rynek pracy – chociaż nie bezpośrednio – oddziałuje sytuacja gospodarcza w innych krajach. Problemy mogą przyjść ze strony naszego najważniejszego obecnie partnera handlowego – Niemiec. Kraj ten, który nazbyt mocno uzależnił się w ostatnich latach od rosyjskich surowców, obawia się recesji – gdy zabraknie rosyjskiego gazu, którego szybkie zastąpienie może być problemem, wiele firm może wstrzymać działalność, w tym takich, które są odbiorcami półproduktów od polskiego przemysłu.

Nic pewnego

Jest wreszcie największa niewiadoma – wojna w Ukrainie. Po pół roku po jej wybuchu wciąż możliwy jest każdy scenariusz – od upadku Ukrainy, poprzez odwrót Rosji, aż po przekształcenie się w długotrwały wyniszczający konflikt. Każda z opcji będzie miała konsekwencje dla polskiego rynku pracy – możemy się liczyć ze znacznie większą falą uchodźców, ale też z powrotem Ukraińców do swojego kraju, gdy po zakończeniu wojny zacznie się jego odbudowa, co może oznaczać brak rąk do pracy w Polsce.

Według niedawnego badania Narodowego Banku Polskiego dwie trzecie uchodźców z Ukrainy chce pozostać u nas tymczasowo (poniżej roku). Osób zdecydowanych na stały pobyt jest 16 proc., kolejne 20 proc. rozważa dłuższe przebywanie w Polsce, ale nie planuje zostać tu na stałe. Te proporcje mogą się oczywiście zmieniać w miarę jaki będzie przebieg konfliktu za naszą wschodnią granicą, ale można sobie wyobrazić scenariusz, że zakończenie wojny będzie oznaczać masowy powrót.

Najbliższa przyszłość polskiego rynku pracy to zatem – podobnie jak w przypadku całej gospodarki, zmienność, niepewność i nierównowaga. I raczej należy się do tego przyzwyczaić, bo tak wygląda po prostu nowa rzeczywistość, w której żyjemy od kilku lat – gospodarcza, polityczna, społeczna. Katastrofa jest skrajnie mało prawdopodobna, ale nic już nie będzie – także na rynku pracy – takie samo. Będzie po prostu inaczej.

Piotr Buczek