Jeszcze na początku tego roku spór o kopalnię w Turowie pozostawał kwestią branżową, o której rozmawiali wyłącznie energetycy i prawnicy. Dzisiaj o polskiej porażce w wydawać by się mogło niegroźnym lokalnym sporze wiedzą wszyscy. Sąsiedzka kłótnia urosła do rangi kolejnego sporu w UE, w którym wobec Polski używa się bezprecedensowych środków, łącznie z wysokimi sankcjami. Wszystko wskazuje na to, że udałoby się tego uniknąć, gdyby od początku nastawiono się na szukanie porozumienia z sąsiadami. Owszem, łatwo nie było. Czesi windowali (i nadal windują) żądania, finansowe oczekiwania rosły, a kolejne proponowane przez Pragę klauzule byłyby coraz trudniejsze do zrealizowania przez polską stronę. Ale nie takie spory w Europie udawało się rozwiązywać. W końcu nasz sąsiedzki spór z Czechami jest dopiero dziewiątym w historii Wspólnoty, który skończył się przed Trybunałem Sprawiedliwości w UE. Inne to np. sprawa przynależności terytorialnej Gibraltaru dzieląca Hiszpanię i Wielką Brytanię.
O tym, że Turów zagościł w świadomości zwykłych Polaków, świadczyć może choćby wymiana zdań między lekarzami w sprawie porozumienia Ministerstwa Zdrowia z ratownikami. „A może oni doszli do porozumienia, a ratownicy nie? Z Czechami przecież też już w maju wynegocjowali wycofanie skargi w sprawie Turowa, tylko Czesi nic o tym nie wiedzieli” – naśmiewał się jeden z młodych lekarzy w mediach społecznościowych. Czy na pewno taki był cel rządu, kiedy zaczynał negocjacje w sprawie kopalni w Turowie?