Z Bartłomiejem Krzysztanem rozmawia Alicja Deneka
Pierwsza tura lokalnych wyborów w Gruzji za nami. Co po jej wynikach można powiedzieć o sytuacji w kraju?
Mimo przytłaczającej przewagi Gruzińskiego Marzenia (GM), partii rządzącej, w dostępie do zasobów, które można było przeznaczyć na kampanię, opozycja, a przede wszystkim Zjednoczony Ruch Narodowy (ZRN), uzyskała dobry wynik. Zugdidi w Megrelii to pierwsze miasto, gdzie przeciwnicy GM zyskali przewagę w sakrebulo (miejskiej radzie). Tam, i w pięciu największych miastach - Tbilisi, Batumi, Kutaisi, Poti i Rustawi, 30 października odbędzie się druga tura, która ma wyłonić merów. Ewidentnie więc Gruzińskie Marzenie słabnie, szczególnie w dużych ośrodkach, choć w skali kraju uzyskało ok. 47 proc. głosów. Teraz wszystkie wysiłki rządzących skupiły się na tym, aby nie stracić miast. Trudno też na razie wyrokować, czy niespodziewany powrót do kraju tuż przed tymi wyborami byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego miał rzeczywisty wpływ na wyniki pierwszej tury.
Dlaczego to głosowanie jest tak ważne dla Gruzinów?
Ono jest nie tyle ważne dla społeczeństwa, ile dla partii oraz zagranicznych obserwatorów, przyglądających się kryzysowi politycznemu w tej kaukaskiej republice. Gruzińska scena polityczna jest bardzo spolaryzowana. Przeciwko sobie stoją od lat: Gruzińskie Marzenie i Zjednoczony Ruch Narodowy, założony przez Saakaszwilego. Według narracji GM wybór Gruzinów miałby zakończyć podział i nie doprowadzić do przedterminowych wyborów parlamentarnych, których domaga się opozycja. Sęk w tym, że likwidacja tej polaryzacji według GM oznaczać ma jej jedynowładztwo i całkowitą marginalizację rywali. Nie ma więc absolutnie żadnej możliwości, aby obie siły doszły do porozumienia.
Żeby zrozumieć, na czym polega istota sporu pomiędzy tymi dwiema partiami, trzeba wrócić do korzeni.
Zdecydowanie. Założycielem GM jest najbogatszy człowiek w Gruzji, miliarder Bidzina Iwaniszwili, który majątku dorobił się na przełomie lat 80. i 90. XX w. w Rosji. Potem osiadł we Francji, a w 2004 r., już po rewolucji róż, która doprowadziła do ustąpienia prezydenta Eduarda Szewardnadzego i zastąpienia go przez Saakaszwilego, wrócił do kraju i przez długi czas finansował ZRN. Finalnie Iwaniszwili i Saakaszwili się pokłócili, szczerze powiedziawszy, nie do końca wiadomo o co. Ale ich spór przeniósł się na politykę krajową. Iwaniszwili w 2012 r. zainicjował powstanie koalicji Gruzińskie Marzenie, której jedynym celem było odsunięcie ZRN od władzy. I to mu się udało. Saakaszwili przegrał najpierw wybory parlamentarne w 2012 r., a w 2013 r. przestał pełnić urząd prezydenta, zaś sugerowany przez niego następca - Dawit Bakradze, został pokonany przez GiorgiegoMargwelaszwilego, wystawionego przez GM. Wobec ciążących na Saakaszwilim oskarżeniach o nadużycia władzy, defraudację oraz niegospodarność, a także grożące mu wyroki, ten uciekł z Gruzji. Od tego czasu GM ewoluowało w partię polityczną i ukształtowało własną elitę władzy, ale wręcz chorobliwa obsesja wobec Saakaszwilego i jego partii pozostała.