"Afganistan interesuje Rosję nie sam w sobie, a jako ewentualne zagrożenie" - powiedział komentator wojskowy niezależnej "Nowej Gaziety". Jak wskazał, w Rosji wyklucza się interwencję wojskową w Afganistanie: "ogółem opinia jest taka, że już raz w ten dół wpadliśmy i drugi raz nie będziemy się tam pchać".

"Afganistan ma ujemną wartość strategiczną", ten, kto tam wkracza "bardzo wiele traci, mocno ryzykuje i niewiele zyskuje" i Rosja już się o tym przekonała - powiedział Felgenhauer. Z drugiej strony - jak wskazał - "są obawy, że może się stamtąd rozpocząć eksportowanie idelogii dżihadyzmu, szariatu do Azji Centralnej". Tam zaś Rosja ma bardzo poważne interesy i ważne obiekty, w tym leżące w pobliżu granicy z Afganistanem.

Wśród takich kluczowych dla Rosji obiektów ekspert wymienił położone w górach Tadżykistanu, około 100 km od granicy z Afganistanu obserwatorium optyczno-elektroniczne Okno-M, zbudowane jeszcze w czasach ZSRR. Umożliwia ono obserwację przestrzeni kosmicznej. Jeśli Rosja straci ten obiekt, to "będzie to strata w znacznej części niepowetowana", bo chodzi o "obiekt wyjątkowy dla rosyjskiej branży rakietowej, kosmicznej i wojskowej" - mówi rozmówca PAP.

Oprócz takich obiektów, do których zaliczają się też poligony kosmiczne i wojskowe w Kazachstanie, dla Rosji ważne są kwestie gospodarcze i polityczne. Niepokoi ją także ewentualność fali uchodźców z republik Azji Centralnej, jeśli w tych krajach zaczną się rewolucje pod hasłami radykalnego islamu.

Reklama

Rosja uważa tę sytuację za "bardzo poważne zagrożenie"; a choć afgańscy "talibowie obiecują, że będą się dobrze zachowywać, to nie wszyscy w to wierzą" - mówi Felgenhauer.

Zwolennikiem rozmów z talibami jest Zamir Kabułow, przedstawiciel prezydenta Rosji ds. Afganistanu. Według tej strategii talibowie "chcą budować swoje państwo szariatu tylko w granicach Afganistanu, bez żadnego eksportowania" swojej ideologii - tłumaczy komentator "Nowej Gaziety". Jeśli tak rzeczywiście będzie, to - zdaniem Felgenhauera - "Rosję to zadowoli".

Ekspert zwraca jednak uwagę, że wcale nie musi dojść do "pochodu talibów" przez granicę z azjatyckimi sąsiadami. Gdyby do tego doszło, to siły rosyjskie z bazy wojskowej w Tadżykistanie pokonałyby ich, ale "z infiltracją idelogiczną, dywersyjną, nie poradzi sobie żadna dywizja".

Felgenhauer przypuszcza, że Rosja może wspomóc Tadżykistan dostawami broni. Nie wyklucza też, że do ewentualnej obrony granic poradzieckich państw Azji Centralnej przyłączyłyby się Chiny. W Rosji bowiem rozpoczynają się wkrótce manewry Zapad-2021 z udziałem 200 tysięcy żołnierzy i skoncentruje ona swe siły w zupełnie innym regionie. "Nasze rezerwy nie są tak wielkie. Mamy jeszcze trochę napiętą sytuację na Kaukazie Południowym" - mówi ekspert, przypominając, że część sił rosyjskich została skierowana do Górskiego Karabachu.

W państwach Azji Centralnej rządzą dziś reżimy "świeckie, autorytarne i bardzo skorumpowane" - tłumaczy Felgenhauer - większość ludności jest biedna i może się okazać "bardzo podatna na propagandę głoszącą, że źródłem wszystkich nieszczęść ludzi są zwesternizowane reżimy świeckie, a jeśli wróci się do szariatu, to wszystko będzie dzielone uczciwie i sprawiedliwie". Jako potencjalne ogniska podatne na tę agitację rozmówca PAP wymienia np. Dolinę Fergańską.

W Uzbekistanie czy Tadżykistanie mogą więc pojawić się "niewielkie oddziały" tworzące rozrastające się ogniska; talibowie nie muszą przekraczać granicy, to sama ludność miejscowa może się przyłączyć do takiej rewolucji pod hasłami "przebudzenia islamskiego" - mówi ekspert.

Jak wskazuje, nie jest jasne, jak można walczyć z takim zagrożeniem. Na razie siły rosyjskie "gotowe są jedynie ostrzeliwać, jak w Syrii. A to nie zawsze pomaga przeciwko ideom" - powiedział Felgenhauer.