"Dosyć trudno jest konkretnie podsumować dotychczasowy przebieg sprawy, możemy tylko opierać się o to, że figurują w niej przedstawiciele dwóch firm: Altkom i Onur" - powiedział PAP Szałajski, proszony o streszczenie dotychczasowego przebiegu na Ukrainie sprawy dotyczącej Ukrawtodoru, państwowej agencji budującej drogi, na której czele stał były polski minister transportu Sławomir Nowak. Altkom to firma ukraińska, a Onur - turecka z ukraińskim przedstawicielstwem.

W kwietniu Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) poinformowało, że ukraiński biznesmen podejrzany jest o wręczenie w latach 2017-2019 575 tys. dol. i 70 tys. euro łapówek ówczesnemu kierownikowi Ukrawtodoru Nowakowi. Według komunikatu w zamian za nielegalne korzyści Nowak miał pomóc firmom podejrzanego w uzyskaniu przedłużenia kontraktu na budowy odcinków dróg Kijów-Odessa, które były finansowane ze środków Europejskiego Banku Rekonstrukcji i Rozwoju. "Ponadto szef Ukrawtodoru +nie zauważył+ naruszenia grafiku robót przez firmy podejrzanego, co pozwoliło mu uniknąć ponad 9 mln euro kary" – napisano w komunikacie.

Później serwis Naszi Hroszi podał, że podejrzany o wręczenie łapówki to właściciel firmy Altkom, jeden z weteranów na rynku.

"Na razie wszystko tak naprawdę koncentruje się na jednej osobie - właścicielu firmy Altkom. Sąd nikogo więcej nie pociągał do odpowiedzialności" - zaznaczył w rozmowie z PAP Szałajski, założyciel i redaktor portalu Naszi Hroszi. Jak przekazał, dotychczas do sądu skierowano jedynie dowody właśnie przeciwko tej ukraińskiej firmie, a wobec szefa przedsiębiorstwa zastosowano środek zapobiegawczy.

Reklama

Według Szałajskiego twardych dowodów - przelewów z kont firmy na konta osób fizycznych - które śledczy przedstawili w sądzie przeciwko Altkomowi, jest niewiele, bo sumy te są niezbyt duże, kilkadziesiąt tysięcy euro, a Altkom utrzymuje, że nie były to łapówki, tylko wynagrodzenie. "Jeśli chodzi o wyższe sumy, o których była mowa, setki tysięcy dolarów, to są one oparte o zeznania; możliwe, że śledczy mają też poważniejsze dowody, ale jeśli tak nie jest, to daje to tej firmie dużą możliwość walki" - dodał.

"Nie rozumiemy, dlaczego do sądu nie przekazano sprawy firmy Onur. Wiemy, że w organach ścigania jest jakiś wewnętrzny konflikt dotyczący tego" - zauważył. "Nasza dziennikarska hipoteza zakłada, że w ostatnim czasie przedstawiciele tureckiego Onur zbliżyli się do administracji prezydenta (Wołodymyra) Zełenskiego i możliwe, że to w jakiś sposób wpływa na zmniejszenie na nich nacisku ze strony organów ścigania" - mówił. Według niego "detektywi NABU mają wystarczające dowody, by skierować sprawę wobec Onur do sądu".

"O ile się orientuję, w ostatnim czasie trochę się rozluźniła współpraca między Ukraińcami i Polakami. Półoficjalna przyczyna: efektywną współpracę utrudniał Covid. Ja osobiście mam do tego sceptyczny stosunek. Wydaje mi się, że Ukraińcy trochę opóźniali swoją pracę" - wskazał dziennikarz śledczy. W jego opinii w ukraińskich organach śledczych są dwie grupy: jedna, która chce efektywnie przeprowadzić śledztwo w tej sprawie i pociągnąć odpowiednie osoby do odpowiedzialności, a druga obserwuje, w jaki sposób reagują na to politycy. "Wydaje mi się, że ta druga grupa jest niestety trochę większa" - dodał.

"Podczas gdy w Polsce nacisk na polskiego figuranta może być czy jest odbierany jako nacisk polityczny, na Ukrainie jest na odwrót: ludzie, którzy w niej figurują, są w politycznej łasce (...) to nie za bardzo sprzyja śledztwu" - twierdzi Szałajski. Według niego w ostatnim czasie na Ukrainie utworzył się tzw. kartel firm, które zagarnęły największe drogowe przetargi i obie firmy figurujące w sprawie Ukrawtodoru należą do niego.

Ta sprawa nie jest głośna na Ukrainie - ocenił redaktor i zaznaczył, że "gdyby był to ukraiński szef Ukrawtodoru, byłoby o tym głośniej". Ludzie czekają na jakieś głośniejsze historie, z urzędnikami z wyższych szczebli - dodał. "Na początkowym etapie, kiedy w Polsce zatrzymano Nowaka, zaczęło się mówić o tym, ale im dłużej trwa ta historia, tym mniej jest zainteresowania" - zauważył. "Dopóki nie będzie jakiegoś prawdziwego przełomu w sprawie, społeczeństwo nie będzie na to reagować, a to niestety rozwiązuje ręce tym przedstawicielom organów ścigania, którzy chcieliby, aby sprawa się przeciągała" - wskazał.

Pytany o to, jakie skutki może mieć sprawa Ukrawtodoru, stwierdził, że figuranci mogliby w ramach procesu ujawnić szczegóły funkcjonowania schematów korupcyjnych przy budowie i remoncie dróg na Ukrainie.

Podkreślił, że zagraniczny menedżerowie są zatrudniani na Ukrainie od dawna, ale w ostatnim czasie kraj - według niego - zaczął ich lepiej weryfikować. "Kiedyś była taka tendencja, że mianowano na stanowisko jakiegoś obcokrajowca i uważano to za panaceum, ale w ostatnim czasie, jakoś w ostatnich dwóch latach, patrzy się na profesjonalizm i background danej osoby" - zaznacza.

"Kiedy przyjechał tutaj Nowak, który ma taki bardzo specyficzny background, ogólny trend tekstów na jego temat podczas jego nominacji był raczej negatywny niż pozytywny" - zauważył Szałajski. Podkreślano, że na stanowisko szefa Ukrawtodoru, "jedno z potencjalnie najbardziej skorumpowanych stanowisk", postawiono osobę z niezbyt nienagannym tłem. "To, że to tak się zakończyło (w sprawie Nowaka) nikogo nie zaskoczyło" - ocenił.

Naszi Hroszi (Nasze Pieniądze) to ukraiński portal, który zajmuje się śledzeniem korupcji wśród ukraińskich urzędników państwowych.

W Polsce, Sławomir Nowak, były minister transportu w rządzie Donalda Tuska, jest podejrzany o popełnienie kilkunastu czynów korupcyjnych, w tym przyjmowanie łapówek za przyznawanie kontraktów na budowę i remont dróg na Ukrainie, a także o pranie pieniędzy. 12 kwietnia Nowak opuścił areszt w Warszawie - w którym przebywał od lipca ub.r. - po tym, jak Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wniosek prokuratora o przedłużenie aresztu o kolejne trzy miesiące.

Sąd zastosował wolnościowe środki zapobiegawcze – dozór policji, zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu oraz poręczenie majątkowe w wysokości 1 mln zł. 19 kwietnia Prokuratura Okręgowa złożyła pisemne zażalenie na decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie.

Nowak został zatrzymany w lipcu 2020 roku przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Z ustaleń PAP wynika, że zarzuty korupcji dotyczą nie tylko czasów, gdy pracował na Ukrainie, ale także tych, gdy był szefem gabinetu premiera Tuska. Chodzi o przyjmowanie korzyści majątkowych (w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych) od Wojciecha T., byłego wiceprezesa PGE i Energi za pośrednictwem Leszka K. Nowak miał także - według śledczych - przyjąć blisko 200 tys. zł w latach 2012-2016 od byłego prezesa PKN Orlen Dariusza K. za pośrednictwem "osoby trzeciej". PAP dowiedziała się, że "osoba trzecia" miała przekazywać Nowakowi co miesiąc 3,5 tys. zł od byłego prezesa Orlenu.