GRZEGORZ OSIECKI, MIKOŁAJ WÓJCIK:
Rząd mówi, że budżet może uratować prywatyzacja albo zysk z NBP.
SŁAWOMIR SKRZYPEK:
Z dużą przykrością kolejny raz słyszę od wysokich urzędników państwowych aluzję do jakości funkcjonowania NBP, z sugestią księgowych manipulacji. Duch pana „szachu-machu” jest tu cały czas obecny. Dobrze by było, zarówno dla reputacji osób, które to robią, jak i dla dobrej wzajemnej współpracy, by w debacie publicznej od tego typu wypowiedzi odejść. Z kolei prywatyzacja nie powinna być jedyną metodą łatania dziury budżetowej, gdyż jest to działanie jednorazowe, przy czyniające się w perspektywie długoterminowej do ograniczenia dochodów budżetu z tytułu dywidend. Ponadto w obecnej sytuacji rynkowej prywatyzowanie majątku państwowego może nie przynieść ani oczekiwanych wpływów do budżetu, ani odpowiedniego zasilenia w kapitał i nowoczesne technologie sprzedawanych przedsiębiorstw. Niezbędna jest długofalowa i przemyślana strategia, jak nie dopuścić do narastania długu publicznego w Polsce. Z tego względu szczególnego znaczenia nabiera potrzeba przygotowania przez rząd wiarygodnej polityki ograniczenia deficytu w ciągu najbliższych lat. Żadne środki doraźne tej strategii nie zastąpią.
Reklama
Projekt budżetu na 2010 rok uważa pan za odpowiedzialny?
Mam kłopot z ocenianiem budżetu w tym momencie , bo NBP jest ustawowo zobligowany do jego formalnego zaopiniowania. Gołym okiem jednak widać w nim zły wpływ braku reform strukturalnych.
A co by było, gdyby przez najbliższe dwa lata rząd nie przeprowadził żadnej z tych reform?
Ja na tym etapie nie przyjmuję do wiadomości, że taka koncepcja mogłaby być realizowana. Nie mieszczą się w mojej wyobraźni dwa lata braku reformatorskich działań rządu. Służba publiczna powinna być zawsze procesem różnych aktywności, a nie zaniechań.
Pytanie zasadnicze, czy byłyby to zaniechania w czasie kryzysu, czy pokryzysowe. Do której teorii jest panu bliżej: ministra finansów, że już przeszliśmy przez kryzys suchą nogą, czy prezesa Europejskiego Banku Centralnego, że wciąż nam grozi odbicie?
Zdecydowanie bliższa jest mi opinia Jean-Claude’a Tricheta. Prezes Europejskiego Banku Centralnego ma bowiem szersze spojrzenie na perspektywy rozwoju sytuacji makroekonomicznej. Zresztą w wypowiedziach szefów innych banków centralnych podobne sygnały są obecne. Pamiętajmy, że to, co dzieje się w gospodarce polskiej, w dużym stopniu zależy zarówno od stanu koniunktury naszych głównych partnerów handlowych, czyli krajów strefy euro, jak i od działań instytucji państwa. Wszystko to może podlegać analizom i ocenom.
Skąd takie rozbieżności między ministrem finansów a NBP?
Być może wiąże się to z całkiem inną perspektywą. Banki centralne są zorientowane na znacznie dalszą przyszłość, natomiast rząd patrzy na kalendarz polityczny. Jest wiele sygnałów, że kryzys przechodzi w kolejną fazę. Według mnie należy podejść do rzeczywistości, nawiązując nieco do dowodu Pascala. Jeżeli obok prawdopodobieństwa, że kryzys się kończy, istnieje prawdopodobieństwo scenariusza, w którym nastąpią dalsze zawirowania, to lepiej budować bufor, który pozwoli nam amortyzować ich skutki, niż ufać, że wszystko będzie dobrze. Wtedy, jeżeli kryzys rzeczywiście powróci, będziemy na niego lepiej przygotowani, a jeżeli nie, to uzyskamy lepsze podstawy długofalowego rozwoju.
W stosunkach NBP z którym ośrodkiem władzy gospodarczej przestrzeń porozumienia jest największa? Z sąsiadami z drugiej strony ulicy Świętokrzyskiej, czyli resortem finansów?
Wielokrotnie wykazywałem wolę i nadal zabiegam o współpracę z szeroko pojętą stroną rządową. Jest współpraca z wicepremierem, ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem, z ministrem spraw za granicznych Radosławem Sikorskim czy ministrem Michałem Bonim. To pozwala na pewien optymizm.
W zasadzie nie wymienił pan tylko ministra finansów Jacka Rostowskiego.
I nie chciałbym wymieniać więcej nazwisk.
A premier?
Każde nasze spotkanie świadczy o tym, że dobrze rozumiemy sprawy naszego kraju. Co do dalszego biegu tych spraw, to mam wrażenie, że grzęzną one w meandrach administracji.
Rząd skarży się raczej, że współpracy nie ma po drugiej stronie. Głównie u prezydenta, który chce wszystko wetować.
Nie rozumiem takiego tłumaczenia. Nikogo z odpowiedzialności nie może zwalniać pogląd na temat różnych ograniczeń, jakie mogą się pojawić na drodze do realizacji celu. Trudno znaleźć mi w historii przykład organu władzy, który tyle energii wkładałby w deprecjonowanie innych organów państwa lub instytucji publicznych, zamiast dążyć do porozumienia.
A pan szuka takiego porozumienia z rządem?
NBP dysponuje największymi w kraju instrumentami analitycznymi, po tym jak w przeszłości zlikwidowano Instytut Finansów przy Ministerstwie Finansów czy Rządowe Centrum Studiów Strategicznych przy rządzie . Od dawna przyświeca nam myśl, by doprowadzić do stworzenia ponad podziałami takiego porozumienia dotyczącego działań programowych, na które nie będzie mieć wpływu kalendarz polityczny.
To nowość. Proponuje pan rządowi pakt gospodarczy? W jakich obszarach?
Gotowość do współpracy z rządem NBP deklarował już w czerwcu ubiegłego roku. Dziś także szukamy właściwych obszarów wspólnego działania. Czy to będzie dotyczyć rozwoju infrastruktury, harmonizacji naszej polityki fiskalnej i monetarnej, reformy finansów publicznych, czy też reformy rynku pracy – to kwestia ustaleń. Wykraczając trochę poza systemową rolę banku centralnego, zwróciliśmy się do rządu i pana prezydenta z zaproszeniem do wzięcia udziału w poważnej dyskusji na ten temat.
Był jakiś oddźwięk?
Ze strony Kancelarii Prezydenta zainteresowanie było duże. Spore także ze strony pana premiera Waldemara Pawlaka. Czekamy na pozostałych.