W 2009 roku najwięcej stacji paliw spośród wszystkich sieci działających na polskim rynku uruchomił Shell. Z 35 nowymi placówkami oddanymi do użytku na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy brytyjski koncern zdecydowanie zdystansował pozostałych konkurentów. Shell uruchomił ponad 30 stacji rocznie już po raz czwarty z rzędu, podczas gdy konkurentom ta sztuka nie udała się ani razu. Ponadto Shell, jako jak do tej pory jedyny z zagranicznych koncernów, uruchomił stacje przy autostradach.

Znani w ofensywie

Najpoważniejszy rywal Shella w walce o fotel wicelidera polskiego rynku – BP, oddał w tym samym czasie do użytku 24 placówki. Tym samym przewaga BP nad Shellem zmalała już tylko do trzech stacji i jeśli obie sieci zachowają obecne tempo rozwoju, to najprawdopodobniej już w połowie roku możemy mieć do czynienia ze zmianą wicelidera.
Pozostałym sieciom zagranicznym wciąż do tej dwójki sporo brakuje. Zajmujący piątą pozycję norweski Statoil miał na koniec 2009 roku 290 stacji, z czego 19 uruchomionych zostało w ostatnich 12 miesiącach.
Reklama
Niewiele zmienił się natomiast stan posiadania Łukoila w naszym kraju. Rosyjski koncern dodał do swojej sieci zaledwie trzy nowe stacje i nie zapowiada się, aby tempo rozwoju sieci miało wzrosnąć. Władze koncernu zapowiedziały wstrzymanie planów inwestycyjnych w Polsce, co tyczy się również segmentu detalicznego. Nie ma już więc szans na spełnienie szumnych zapowiedzi zbudowania sieci liczącej 300 placówek.

Polskie sieci na minusie

Z miesiąca na miesiąc spada liczba stacji w sieci PKN Orlen i Grupy Lotos. Według oficjalnych danych na koniec III kwartału 2009 r. PKN posiadał w Polsce 1761 placówek. Już miesiąc później liczba ta zmniejszyła się o kolejnych sto stacji i wynosiła 1664, z czego 1331 własnych i 333 franczyzowe. Pod marką Orlen działało 938 placówek, zaś z logo Bliska – 422. Koncern nie zdradza póki co, z jaką liczbą stacji zakończył miniony rok, ale sądząc po tempie zamykania kolejnych obiektów, to można przypuszczać, że liczba ta mogła zmaleć do około 1600.
Z podobnym scenariuszem mamy do czynienia w przypadku gdańskiego koncernu Lotos. Tam na koniec roku liczba stacji wyniosła 304, co oznacza, że przez ostatni rok sieć Lotosu opuściło aż 51 stacji, czyli około 15 proc. wszystkich placówek. Przede wszystkim jest to efekt postępującego z roku na rok procesu wygasania umów patronackich. Według naszych informacji w sieci Orlen takich placówek pozostało jeszcze ponad 100. Mają one całkowicie zniknąć najpóźniej do 2015 roku. Z kolei Lotos ma jeszcze umowy z 62 takimi stacjami. Nie ulega wątpliwości, że wiele z nich albo nie otrzyma propozycji przystąpienia do programu partnerskiego, albo z tej oferty nie skorzysta.
Oprócz rozwiązywanych umów patronackich Orlen na bieżąco dokonuje oceny działających stacji i podejmuje decyzje o likwidacji tych, których modernizacja byłaby nieadekwatna do oczekiwanych zysków. Według informacji koncernu na koniec października ubiegłego roku liczba niezmodernizowanych stacji wynosiła nieco ponad 300 i część z nich z pewnością opuści orlenowską sieć. Według detalicznej strategii koncernu docelowo polska sieć ma składać się wyłącznie ze stacji pod marką Orlen i Bliska (zarówno będących własnością PKN-u, jak i zarządzanych przez franczyzobiorców). Pojawiły się jednak zapowiedzi, że logo Bliska może ustąpić miejsca znanemu z rynku niemieckiego brandowi Star.

Niezależni i rozproszeni

Choć proces konsolidacji rynkowej w branży paliwowej trwa już od dobrych kilku lat, to końca tego procesu wciąż nie widać. Według Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN) z ponad 6,7 tys. stacji działających w naszym kraju około 3,2 tys. to obiekty należące do prywatnych właścicieli bądź skupione w sieciach niezależnych. Widać więc, że duże sieci mają jeszcze wiele możliwości rozwoju, a tempo uzależnione jest tylko od środków na nowe inwestycje.
Według POPiHN tylko około 500 stacji spośród grona niezależnych skupione jest w sieciach zrzeszających przynajmniej dziesięć placówek. Duża część z pozostałych 2,7 tys. stacji wydaje się być łatwym celem dla marek takich jak Shell czy BP. Okazuje się jednak, że są to tylko pozory. Wiele z nich to stacje przestarzałe, działające od kilku czy kilkunastu lat bez poważniejszych remontów. Tymczasem nad branżą wisi wciąż obowiązek dostosowania się do unijnych wymogów technicznych, co wiąże się z poważnymi wydatkami, których wielu właścicieli nie będzie w stanie udźwignąć. Nawet sami przedstawiciele organizacji i stowarzyszeń skupiających niezależnych operatorów przyznają, że z tego powodu po 2012 roku zniknąć może nawet 30 proc. stacji prywatnych. Dlatego też procedura przyjęcia stacji niezależnej do sieci koncernowej nie jest wyłącznie prostą formalnością i coraz częściej kończy się odmową. Coraz mniej jest w Polsce stacji, o które koncerny chciałyby się bić.