Portal dla miłośników kotów lub psów, który ma zarabiać na reklamach? Jeśli tak wygląda twój pomysł na internetowy start-up, nie masz czego szukać na rynku. Przyszłość należy do tych, którzy wymyślą algorytm analizujący duże bazy danych i połączą to z usługami geolokalizacyjnymi. Na takie projekty anioły biznesu i fundusze finansowe nie żałują pieniędzy. Tak przynajmniej twierdzi Krzysztof Kowalczyk, który postanowił przenieść nad Wisłę ducha przedsiębiorczości z Doliny Krzemowej.
Zasady są proste. Obowiązujący język: angielski. Czas na prezentację: 3 minuty. A potem można przez pół godziny odpowiadać na pytania w indywidualnych rozmowach. Odpytują inwestorzy oraz anioły biznesu z Polski i zagranicy, którzy zjedli zęby na niejednym przedsięwzięciu internetowym, mają miliony do wydania i szukają drugiego Google’a, Skype’a, Twittera czy Foursquare’a.
Szanse na otrzymanie zaproszenia na comiesięczne spotkanie, odbywające się pod nazwą Warsaw Pitch Rally (WPR) w warszawskiej kawiarni W Biegu przy ul. Grzybowskiej, są mniej więcej takie jak efekt rzutu monetą: pół na pół. Co miesiąc o zaproszenie na imprezę walczy około 20 młodych przedsiębiorstw działających w internecie. Sito jest gęste, bo kwalifikuje się 7 – 8, w wyjątkowych sytuacjach – 10. Tyle że nie decyduje przypadek, ale dobry pomysł lub jego brak. – Te start-upy funkcjonują już jakiś czas na rynku, mają pierwszych użytkowników lub pierwsze przychody i wiedzą, jak ważne dla dalszego rozwoju jest znalezienie inwestora – mówi Krzysztof Kowalczyk, pomysłodawca i organizator WPR, założyciel funduszu Hard Gamma Ventures i UBIK Business Consulting. Kowalczyka, który pracował w amerykańskich spółkach internetowych, fascynują Dolina Krzemowa i biznesowe środowisko, jakie stwarza. Chce przenieść ten klimat i standardy do Polski.

Milion w piątek, milion w sobotę

Reklama
Sześć milionów złotych. Tyle otrzymali właśnie na dalszy rozwój twórcy Kompan.pl, jednej z największych spółek obsługujących kampanie reklamowe w wyszukiwarce Google na polskim rynku. To przykład najświeższej inwestycji tego typu w projekt internetowy.
Pieniądze pochodzą z funduszu Internet Ventures, który powstał z inicjatywy MCI Management (włożył w fundusz 25 mln zł) oraz Krajowego Funduszu Kapitałowego, należącego do Banku Gospodarstwa Krajowego (50 mln zł). W ciągu najbliższych kilku lat Internet Ventures chce wydać na spółki technologiczne i internetowe 100 mln zł. Tak zawrotna suma to tylko kropla w morzu pieniędzy, jakie mają do dyspozycji start-upy w Polsce. – Sumując wszystkie dostępne programy unijne i pieniądze aniołów oraz funduszy, można powiedzieć, że każdego dnia do wydania jest milion złotych na start-upy przez 5 lat – mówi Kowalczyk. Problem w tym, że nie ma wcale tak wielu ciekawych przedsięwzięć, by wydać te pieniądze.
Kowalczyk postanowił zmienić tę sytuację. Trzy lata temu z jego inicjatywy powstała Aula Polska, cykl spotkań twórców projektów internetowych, podczas których można spotkać ludzi z branży i nawiązać kontakty. Rok później współtworzył kolejną imprezę – Democamp. Jednocześnie sędziuje i doradza w podobnych spotkaniach na skalę europejską.
Zanim zaczął się zajmować projektami internetowymi, zdobył solidne wykształcenie. Po ukończeniu warszawskiej SGH, gdzie studiował zarządzanie systemami informatycznymi, kontynuował naukę za granicą. Potem poszedł do biznesu. Rozwijał projekty dla takich gigantów jak Procter & Gamble, ale szybko trafił do internetu. Jedenaście lat temu wprowadzał do Europy i Polski bardzo popularny wówczas portal Lycos. Stamtąd trafił do firmy doradczej McKinsey & Company i jednocześnie wykładał na SGH oraz programach MBA.
Kowalczyk najbardziej kocha jednak internet i start-upy wraz z towarzyszącą im atmosferą otwartości i wymiany myśli. – Wciąż brakowało imprezy, na której można by dzielić się wiedzą i pomagać młodym biznesmenom nie tylko pokazać się inwestorom, lecz także zbudować mosty do międzynarodowej społeczności aniołów biznesu i funduszy venture – tłumaczy.
Dlatego WPR Pitch przypomina charakterem spotkania, jakich mnóstwo odbywa się w Silicon Valley. Kowalczyk zaprasza inwestorów z Polski, co wyróżnia jego inicjatywę. Choćby takich, jak StartUp School, organizowaną przez Rafała Agnieszczaka, twórcę Fotki.pl. W jednym i drugim przypadku w ciekawe start-upy mogą inwestować tylko organizatorzy. – My mamy inną filozofię, nasze spotkania są otwarte – tłumaczy.
Na imprezy Pitch Rally zagląda więc zarówno twórca Onetu Piotr Wilam, który teraz ma swój fundusz zalążkowy; Paweł Ciesielski z Asseco Corporate Venture, którego interesują inwestycje w większe projekty; a także zagraniczni goście zapraszani przez Kowalczyka na każdą imprezę. Do tej pory Warsaw Pitch Rally odwiedzili m.in. Jani Byrne z IBM Venture Capital Group, Carlos Espinala z funduszu Seedcamp.com czy Jon Bradford z akceleratora Springboard.com, czyli miejsca, gdzie wyszukuje się i wspiera nowe projekty. Zdaniem Kowalczyka, podobnych inicjatyw powinno być więcej. – Mamy energię, zdarzają się ciekawe pomysły, które mogłyby zaistnieć globalnie, ale jeszcze wiele nam brakuje zarówno pod względem merytorycznym, jak i mentalnościowym – mówi.
Największy problem to brak odwagi w szukaniu inwestora i prezentowaniu swojego pomysłu. – W USA start-upy głośno mówią, że potrzebują pieniędzy. Foursquare podchodzi już do trzeciej rundy poszukiwania finansowania, a z dwóch poprzednich uczynił wielki show. Trzeba się pokazywać. U nas młodzi przedsiębiorcy często chowają się w domu i działają tym samym na swoją niekorzyść – mówi Kowalczyk.
Polscy biznesmeni, w odróżnieniu od swoich bardziej doświadczonych kolegów z Doliny Krzemowej, nawet jeśli mają ciekawy pomysł, nie bardzo nawet wiedzą, do kogo się z nim zwrócić. W Silicon Valley poszukiwanie wsparcia finansowego to często zajęcie na trzy miesiące. Wówczas nie robi się nic innego. Trzeba przygotować prezentację i chodzić od inwestora do inwestora, pokazując koncepcję.
Poszukiwanie zainteresowanego, który zgodziłby się włożyć pieniądze w projekt, przypomina trochę starania o pracę. Ubiegając się o posadę, trzeba napisać dobre CV, a każdy doradca powie na wstępie, że jego treść powinna być dostosowana do potrzeb pracodawcy – należy podkreślić te umiejętności, które go interesują, a mniej ważne schować lub w ogóle wyrzucić. Ostatecznie pracodawcy lamentują, iż dostają masę aplikacji, jakie ich w ogóle nie interesują, a poszukujący pracy – że wysyłają masę zgłoszeń, ale nikt na nie nie odpowiada. Zdaniem Kowalczyka, podobnie bywa ze start-upami. Najlepiej pokazuje to przykład projektu, jaki zgłosił się do konkursu Wirtualnej Polski. Portal poszukuje projektów, które wpiszą się w jego strategie zwiększania liczby odsłon, co przelicza się na reklamy. Tymczasem człowiek przyszedł z projektem mobilnych płatności. Powinien iść z tym od razu do MasterCardu, a nie do Wirtualnej Polski.
– Polskie start-upy są dobre, ale nie potrafią się sprzedać. Na międzynarodowych konferencjach, kiedy Amerykanin prezentuje swój prototyp po Polaku, wiemy, że to on dostanie dofinansowanie. Jego propozycja była prawdopodobnie słabsza, ale potrafił ją dobrze zareklamować – mówił na ostatnim WPR John Lunn z PayPal, firmy, która opracowała najpopularniejszy sposób płacenia w internecie.

Dużo słabych pomysłów

Kowalczyk uważa, iż Polacy mają ducha przedsiębiorczości, a po liczbie powstających projektów sądząc, nasz kraj start-upami stoi. Problem w tym, że są przedsięwzięciami słabej jakości. Większość to projekty nieciekawe już na poziomie koncepcyjnym. – Jeśli ktoś przychodzi z pomysłem kolejnego portalu dla miłośników psów czy kotów, który ma zarabiać na reklamach, widać, że po prostu nie wie, na jakim etapie jest rynek – mówi.
A ten poszedł do przodu i dziś gorące są zupełnie inne tematy. Największe fundusze venture, anioły biznesu czy wreszcie korporacje takie jak IBM czy Google szukają zaawansowanych rozwiązań z zakresu cloud computingu, mobilności i baz danych. Kowalczyk rzuca przykładami przedsięwzięć, w które wszedłby każdy inwestor. Chociażby projekt algorytmu, jaki analizowałby dane gromadzone przez komórki o położeniu, prędkości, temperaturze. I to zarówno w formie ciekawej wizualizacji w postaci aplikacji, ale także jako bardziej zaawansowany projekt dla firm. Takie rozwiązanie można wykorzystać w smartfonach jako aplikację, która wezwie na pomoc karetkę w razie wypadku.
Na rozwiązania z tych dziedzin jest dziś ogromne zapotrzebowanie na rynku telekomunikacyjnym i reklamowym. Ostatnia afera z gromadzeniem danych z iPhone’ów przez Apple’a to tylko potwierdzenie, w jakim kierunku zmierza rynek. Steve Jobs potrzebował tych danych, by stworzyć dzięki nim odpowiednią infrastrukturę. Ma ona służyć temu, by wchodząc do konkretnego sklepu, klient otrzymywał od Apple’a reklamę, za którą pobierze on 30 proc. prowizji. Jak polscy twórcy odpowiadają na takie zapotrzebowanie? – Nie ma w ogóle start-upów z kategorii analizy danych, a geolokalizacyjnych jest bardzo mało. Ze sfery mobilnej w zasadzie spotykamy tylko gry – mówi. – Wasze rozwiązania muszą być otwarte na sieć urządzeń: telefony, PC, tablety, telewizory, samochody, a nawet lodówki. W niedalekiej przyszłości rodzaj transakcji będzie zależeć od tego, co robimy i gdzie jesteśmy – mówił podczas ostatniego WPR John Lunn. – Dlatego wygrają te pomysły, które będzie można zaadaptować na wiele urządzeń naraz.
Jednym ze sposobów, by pomysłów pojawiło się więcej, było zorganizowanie przed kilkoma tygodniami po raz pierwszy w Polsce Start-up Weekendu. W 54-godzinnym maratonie tworzenia start-upów technologicznych wzięło udział 110 uczestników, z których połowa to programiści, a reszta graficy, marketingowcy i osoby z doświadczeniem biznesowym. Z zaprezentowanych pomysłów wyłoniono 20 najciekawszych, rozwijaniem których zajęło się 20 drużyn kompletowanych przez liderów. Cel: zaprezentować gotowy start-up. Projekty ocenili eksperci i mentorzy. Wygrał Cityrace.me, projekt gier miejskich drużyny Krzystofa Wacławka, wykorzystujący geolokalizację i rzeczywistość rozszerzoną. Ale wyróżniono też Guid.ie Agnieszki Sitarskiej, który pozwala kontaktować się z turystycznymi przewodnikami po miastach. Przez większość branży impreza uznana została za najlepszą tego typu dotychczas w Polsce. Kolejna edycja w październiku.