Z najnowszych danych resortu pracy wynika, że w końcu września było ich blisko 213 tys. – o ponad 22 tys. więcej niż przed rokiem. Wśród bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni dużo jest ekonomistów, pedagogów, specjalistów od marketingu i handlu, politologów oraz socjologów. Co ciekawe – wspomniani ekonomiści w pierwszym półroczu tego roku zajmowali wysoką, bo 14. pozycję w rankingu około 2 tys. zawodów i specjalności bezrobotnych.

>>> Czytaj też: Jesteśmy świadkami upadku wielkiego amerykańskiego mitu

Złą strukturę kształcenia potwierdzają przedstawiciele urzędów pracy. – Mamy zarejestrowanych m.in. pedagogów, ale nie ma dla nich ofert pracy, bo rynek jest nimi nasycony – mówi Hanna Subotowicz, dyrektor PUP w Gostyninie. Dodaje, że są za to oferty zatrudnienia dla inżynierów. Choć jest na nich duże zapotrzebowanie, kształci się ich stosunkowo mało – ich studia są kosztowne i większości szkół niepublicznych to się nie opłaca.

>>> Polecamy: Armia bezrobotnych zwiększy się o 150 tys. Kto jest najbardziej zagrożony?

Reklama

Ale nawet te uczelnie, które prowadzą techniczne kierunki kształcenia, nie w pełni wykorzystują swoje możliwości. Studia inżynierskie uchodzą za bardzo trudne i brakuje na nie chętnych. Szwankuje też jakość kształcenia. Osoby kończące studia nie mają często umiejętności związanych z ich zawodem. – Absolwenci nie mają też praktycznego doświadczenia zawodowego, a tego już na starcie wymagają pracodawcy – ocenia Urszula Kryńska, ekonomistka w banku Millennium.

To między innymi dlatego wśród absolwentów szkól wyższych w wieku do 30 lat stopa bezrobocia wynosi aż 21 proc. Wyraźny wzrost bezrobocia wśród osób z dyplomem wyższej uczelni potwierdzają badania aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) prowadzone przez GUS. Według nich liczba takich osób była nawet większa, niż wynika to z rejestrów urzędów pracy. Wyniosła w II kwartale tego roku 247 tys. i w ciągu roku zwiększyła się o 28 tys. Skąd ta różnica? – Nie wszyscy bezrobotni rejestrują się w urzędach pracy. Jedni są zbyt ambitni, żeby to zrobić, a inni nie robią tego, bo mają na przykład ubezpieczenie zdrowotne dzięki pracy rodziców – mówi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP. Ale z drugiej strony do rejestracji bezrobotnych z wyższym wykształceniem zachęca to, że dzięki temu mają szansę na staż u pracodawcy finansowany przez urząd pracy.

Ci, którzy mają pomysł na własny biznes, mogą uzyskać w tym urzędzie wsparcie finansowe na jego rozpoczęcie. Perspektywy nie są dobre. – Bezrobotnych z wyższym wykształceniem będzie przybywać, ponieważ na rynek pracy wchodzić będą kolejne roczniki z wyżu demografi cznego z lat osiemdziesiątych, które masowo podejmowały studia – twierdzi Sędzimir. A ofert zatrudnienia będzie brakowało, gdyż pracodawcy obawiają się spowolnienia gospodarczego i tworzą niewiele nowych miejsc pracy. Bezrobotnych z dyplomem będzie więc coraz więcej. A spora część, która nawet znajdzie pracę, będzie zmuszona wykonywać zajęcie poniżej swoich kwalifi kacji i możliwości. Frustracja będzie rosła.