Konsekwencje tej decyzji odczuje cała gospodarka UE, która nadal nie rośnie
Huty, cementownie, zakłady chemiczne, rafinerie, sektor papierniczy, wapienniczy, wydobywczy, ceramiczny, metalowy oraz szklany – lista branż, w którą uderzy decyzja Komisji Europejskiej, jest długa. Urzędnicy przyznali pulę darmowych uprawnień dla prawie 10 tys. energochłonnych przedsiębiorstw w Unii na lata 2013–2020. Po ogłoszeniu szczegółów okazało się, że do przemysłu trafi średniorocznie o 11,58 proc. uprawnień mniej, niż wnioskowały kraje członkowskie. Spowoduje to, że przemysł będzie zmuszony do zakupu większej liczby limitów. Bruksela chce w ten sposób zlikwidować wiszącą nad rynkiem nadpodaż, szacowaną nawet na 1,5 mld ton CO2, powstałą w wyniku niewykorzystania przez firmy – z powodu kryzysu – limitów z lat poprzednich.
– Katastrofa – komentuje w rozmowie z DGP Henryk Kaliś, prezes Forum Odbiorców Energii, organizacji skupiającej największe polskie koncerny, takie jak Orlen, KGHM, Grupa Azoty, Synthos czy Katowicki Holding Węglowy. – Już dzisiaj kondycja wielu mniejszych firm reprezentujących przemysł energochłonny jest kiepska. Jeśli ceny kupowanych na wolnym rynku uprawnień do emisji CO2 wystrzelą z dzisiejszego poziomu kilku euro do 20 euro za tonę, to będziemy mieli do czynienia ze spektakularnymi upadłościami – uważa Kaliś.
Bruksela obliczyła limit na podstawie benchmarków, czyli emisji z 10 proc. najlepszych zakładów w UE. To wyśrubowane kryterium, promujące gaz jako paliwo, spotkało się z krytyką państw takich jak Polska, których gospodarka opiera się na węglu kamiennym. Decyzja o obcięciu blisko 12 proc. uprawnień jeszcze bardziej śrubuje te kryteria.
Reklama
Eksperci Krajowej Izby Gospodarczej podkreślają, że polityka klimatyczna UE podnosi koszty produkcji energii, przez co pogarsza konkurencyjność europejskiej gospodarki. – Europejski system handlu uprawnieniami do emisji CO2 nie ma globalnego wymiaru. Nie przyczynia się do redukcji emisji, a poprzez narzut na koszty produkcji daje przewagę konkurencyjną gospodarkom znajdującym się poza Unią – przekonuje Herbert Gabryś, przewodniczący komitetu ds. polityki klimatyczno-energetycznej KIG.
Henryk Kaliś przypomina, że polityka klimatyczna prowadzona przez Unię Europejską, uderza w przemysł podwójnie. Bezpośrednio, gdy przedsiębiorstwa muszą kupować uprawnienia do emisji CO2, ale także pośrednio z powodu rosnących cen energii elektrycznej wywoływanych obowiązkiem kupowania uprawnień do emisji CO2 przez energetykę. Ministerstwo Ochrony Środowiska uspokaja, że ostatnia zmiana przez KE wielkości alokacji uprawnień do emisji CO2 nie dotyczy wytwórców prądu. – Nie ma więc obaw o podwyżki cen energii elektrycznej dla obywateli czy dla przemysłu – informuje biuro prasowe resortu kierowanego przez Marcina Korolca.
Przemysłu to nie uspokaja. – W ostatnich miesiącach szczególnie jest widoczne, że wszelkie działania Komisji Europejskiej nastawione są na wzrost cen CO2 – zauważa Kaliś. Maciej Wiśniewski, prezes Domu Maklerskiego Consus handlującego uprawnieniami do emisji CO2, przyznaje, że po ogłoszeniu decyzji o obcięciu limitów ich ceny wzrosły. – Wydawałoby się, że uczestnicy rynku spodziewali się obniżenia darmowych przydziałów uprawnień do emisji CO2. Tym samym poprzednia cena w wysokości 4,54 euro powinna zawierać w sobie wpływ nadchodzących zmian. Zdarzyło się inaczej – komentuje dla DGP Wiśniewski. – Po finalnej decyzji Komisji Europejskiej ceny wzrosły do 5 euro, co świadczy o tym, że przedsiębiorcy reagowali emocjonalnie na zmianę sytuacji, gdyż nie kupili niezbędnych ilości uprawnień, gdy ceny były niskie – wyjaśnia szef Consusu.
Zapotrzebowanie na CO2 cały czas rośnie. Jak podał w poniedziałek resort środowiska, popyt zgłoszony ze strony przemysłu i energetyki ponaddwukrotnie przekroczył podaż podczas pierwszej narodowej aukcji uprawnień do emisji CO2. „17 firm wzięło udział w aukcji, a cena rozliczeniowa wyniosła 5,42 euro za EUA (jednostkę uprawniającą do wyemitowania tony CO2 – red.)” – czytamy w komunikacie. W 2013 r. całkowita liczba uprawnień do emisji, które zostaną wystawione do sprzedaży na aukcjach w imieniu Polski, wynosi 51 mln. Ponieważ prace nad uruchomieniem krajowej platformy do handlu CO2 się opóźniają, Polska podpisała umowę z niemiecką giełdą European Energy Exchange (EEX).
Zdaniem Wiśniewskiego ceny CO2 mogą dalej rosnąć. – Po wycofaniu przez KE 11,58 proc.darmowych przydziałów uprawnień oraz uwzględniając dalszą niepewność w sprawie backloadingu, możemy oczekiwać dalszych stopniowych wzrostów cen – uzasadnia ekspert.
Czym jest backloading? To zaproponowana przez KE operacja zawieszenia aukcji 900 mln pozwoleń na emisję CO2 w latach 2013–2015. O tyle samo miałaby być zwiększona liczba pozwoleń w kolejnych latach do 2020 r. W kwietniu Parlament Europejski odrzucił ten pomysł, trafił on jednak ponownie na forum PE i w lipcu uzyskał poparcie europosłów.

Samotność europejskiej polityki klimatycznej

Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej w zakresie obcięcia darmowych uprawnień do emisji CO2 dla przemysłu na lata 2013–2020 oraz pomysł wycofania z rynku części nadwyżki uprawnień mają coraz większe grono krytyków. Nie tylko w Polsce. Kanclerz Niemiec Angela Merkel jeszcze nigdy nie wypowiadała się tak stanowczo w kwestii zaostrzania polityki klimatycznej jak w trakcie targów motoryzacyjnych we Frankfurcie.
– Europa musi pamiętać, że nie jest wyspą. Uczestniczymy w globalnym wyścigu gospodarek – mówiła do sali wypełnionej przedstawicielami zarządów największych niemieckich koncernów samochodowych. – Powinniśmy się starać znosić granice dla handlu z innymi kontynentami, nie pogarszając konkurencyjności naszych własnych gospodarek – apelowała.
Tymczasem Komisja Europejska chce podniesienia celów klimatycznych polegających na ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych. Jest pomysł wywindowania progu obniżenia emisji CO2 do 2020 r. z obecnych 20 proc. do 30 proc. Docelowo w perspektywie 2050 r. europejska gospodarka miałaby obniżyć emisję nawet o 80 proc. To oznaczałoby niemal zeroemisyjną energetykę w Unii Europejskiej, powiązaną z istotnym wzrostem kosztów produkcji energii w krajach członkowskich w sytuacji, gdy na kontynencie amerykańskim energia tanieje. Co gorsza, zero emisyjna energetyka w Unii Europejskiej nie musi prowadzić do redukcji emisji w skali światowej.
Takie pomysły stanowczo krytykuje Polska. Marcin Korolec, minister ochrony środowiska, zaapelował w tym tygodniu, aby w negocjacjach klimatycznych aktywnie uczestniczyli przedstawiciele biznesu. – Tylko wtedy decyzje, które zostaną podjęte, będą dostosowane do możliwości gospodarczych – mówił na spotkaniu przed coroczną konferencją klimatyczną COP 19, która w dniach 11-22 listopada odbędzie się w Warszawie.
Organizowany pod egidą ONZ szczyt poświęcony jest negocjacjom zakresu działań na rzecz polityki klimatycznej. W stolicy rozpocznie się także proces negocjacyjny nowego globalnego porozumienia klimatycznego, który miałby zacząć obowiązywać po 2020 r. Negocjacje mają się zakończyć podczas zaplanowanego w 2015 r. szczytu w stolicy Francji. Na razie jednak droga do finału wydaje się bardzo daleka. O obniżaniu emisji słyszeć nie chcą USA i Chiny. Te dwa kraje odpowiadają za niemal połowę światowej emisji CO2. Na kraje Unii Europejskiej przypada zaledwie ok. 11 proc.
Zdaniem ekspertów różnice w kosztach prowadzenia działalności gospodarczej pomiędzy Europą innymi kontynentami powodują ucieczkę przemysłu. Zniechęcone wysokimi opłatami za CO2 firmy już dziś przenoszą produkcję poza UE, gdzie stosuje się bardziej emisyjne technologie niż w UE. Na pewno nie służy to ochronie klimatu. A więc komu?