Banki centralne to jeden z najważniejszych elementów globalnego kapitalizmu, a globalny kapitalizm, czyli globalizacja, to zjawisko pozytywne.

W pewnym kraju ludzie zauważyli, że ze względu na siłę ich waluty warto brać kredyty hipoteczne w walutach obcych, m.in. we franku. Przez wiele lat żyli szczęśliwie. Nagle jednak ich rodzima waluta się osłabiła, a raty kredytowe poszybowały w górę. Część kredytobiorców zbankrutowała, inni w najlepszym wypadku ledwo wiążą koniec z końcem. Czy ktoś powinien im pomóc, a jeśli – to kto?

Jeffry Frieden: Sytuacja, którą pan właśnie opisał, zdarzyła się niejednokrotnie w wielu krajach świata – w Ameryce Łacińskiej, czy w Europie Wschodniej.

W tym ostatnio w Polsce.

Reklama

Właśnie. Wynika ona z faktu, że w latach 2000-2008 kapitał na świecie był bardzo tani, więc płynął szerokim strumieniem na rynki wschodzące. Rodzime waluty na tych rynkach naturalnie więc drożały. Ludzie jednak nie uświadamiali sobie, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Przyszedł kryzys finansowy i banki centralne świata musiały wybrać takie rozwiązania, które pozwalały na ratowanie gospodarki jako całości. W Polsce drastycznie osłabiono złotego, żeby utrzymać konkurencyjność kraju i nie pozwolić mu wpaść w recesję.

Jeżeli miałeś długi w obcej walucie, byłeś więc w niekorzystnej sytuacji, ale generalnie rzecz biorąc polska gospodarka dzięki osłabieniu siły złotówki skorzystała i przetrwała kryzys. Być może właśnie głównie dzięki działaniom banku centralnego nie mieliście w kraju recesji. Władze takiego banku muszą rozstrzygać, co jest w danym wypadku ważniejsze – dobro danej grupy ludzi, czy PKB kraju, czyli dobro wszystkich. I z reguły pada na to drugie.

Gdy usłyszy to laik, czyli zwykły obywatel, powie być może: hej, ale przecież bank centralny ma dbać o stabilność cen, prawda? Gdyby dbał, nie miałbym problemu z kredytem.

Ale nie będzie miał racji. Stabilność cen to nie jest to samo, co stabilność kursu wymiany walut. Często jedno wpływa na drugie. Bywa, że chcąc zapewnić stabilność cen towarów i usług trzeba zgodzić się na duże zmiany kursów walut. Jeśli mamy do czynienia z deflacją, czyli spadkiem cen, jak teraz w Europie, odpowiedzią będzie osłabienie waluty, żeby wywołać trend wzrostowy. Weźmy Wielki Kryzys lat 30. XX w. i standard złota. Te kraje, które porzuciły standard złota szybciej, tworząc narzędzia wpływania na podaż pieniądza, uniknęły deflacji i kryzys trwał w nich krócej. Oczywiście, istnieją także sytuacje odwrotne, gdy dla zapewnienia stabilności cen ze względu na zbyt wysoką inflację trzeba walutę wzmocnić.

Czyli ewentualne pretensje posiadacze kredytów w walutach obcych powinni kierować do rządu?

Jeśli już, to tak. Pytanie, jak na to powinien odpowiedzieć rząd jest pytaniem politycznym. Rząd ze względów politycznych musi dbać o wyborców, by ci nie bankrutowali, a z drugiej strony musi także dbać o wzrost PKB. W wielu przypadkach rządy w takich sytuacjach decydowały się na umożenie części zadłużenia bądź różnego rodzaju dotacje pomocowe. Wracając jednak do banków centralnych, to należy pamiętać, jak wiele mają one na głowie. To nie tylko stabilność cen, czy kursy walut, lecz także konkurencyjność gospodarki i stabilność finansowa.

Treść całego wywiadu możesz przeczytać ja stronie Obserwatora Finansowego.