Sprzeciwiamy się budowie gazociągu Nord Stream 2 i wypychaniu krajów Europy Środkowej z konkurencyjnego rynku - mówił wicepremier Mateusz Morawiecki. Dodał, że import gazu to "wielka geopolityczna gra", w której Polska stara się być jak najlepszym partnerem dla USA.

W wywiadzie dla portalu Niezależna.plMorawiecki był pytany o szanse na to, by Polska stała się tzw. hubem gazowym i związane z tym zagrożenia, m.in. ze strony Rosji i gazociągu Nord Stream 2.

"Europa potrzebuje importu 180 mld metrów sześciennych gazu i mniej więcej tyle Rosja eksportuje do Europy. A USA wydały zgodę na eksport 180 mld sześciennych gazu. Jest to zatem wielki wyścig" - mówił minister rozwoju i finansów. Zaznaczył, że wspieranie Gazpromu i monopolizacji rynku europejskiego przez firmę "zarządzaną pośrednio czy bezpośrednio przez Kreml" nie jest w interesie Polski.

"To dlatego sprzeciwiamy się budowie gazociągu Nord Stream 2 i wypychaniu krajów Europy Środkowej z konkurencyjnego rynku" - oświadczył.

Wicepremier relacjonował, że podczas swojej wizyty w USA rozmawiał na ten temat m.in. z sekretarzem handlu Wilburem Rossem. Morawiecki stwierdził, że fakt, że Polska chce być hubem gazowym może pomóc USA, by stać się istotnym eksporterem gazu do Europy.

Reklama

"Wiem, że po spotkaniu ze mną sekretarz Ross spotykał się z Niemcami. Podejrzewam, że wiem, co im powiedział. To jest wielka geopolityczna gra, gdzie Polska stara się być jak najlepszym partnerem dla Stanów Zjednoczonych i przeciwdziałać oligarchizacji i monopolizacji rynku gazu" - dodał.

Kilka dni temu pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski mówił, że budowa gazociągu Nord Stream jest dla Polski "w stu procentach szkodliwa". "Ma ugruntować dominację Gazpromu w Środkowej Europie - także w Polsce - jako dostawcy gazu. Jesteśmy przeciwni temu projektowi na poziomie Unii Europejskiej. Przede wszystkim staramy się wykazać, że ze względów chociażby niezgodności tego projektu z prawem europejskim, powinien być on zatrzymany" - mówił.

Naimski podkreślił, że Polska ma w tej sprawie sojuszników - coraz więcej krajów członkowskich UE jest "zaniepokojonych tym, co może się w wyniku realizacji tej inwestycji zdarzyć".

Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie o mocy przesyłowej 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 r. Po tym roku Rosja zamierza zaprzestać przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy.

W połowie września w Parlamencie Europejskim wszystkie duże grupy polityczne wypowiedziały się przeciwko Nord Stream 2. Jednak kraje UE są podzielone w tej sprawie. Polska, kraje bałtyckie i Ukraina sprzeciwiają się projektowi, jednak rząd Niemiec wspiera inicjatywę, utrzymując, że ma ona charakter biznesowy, a nie polityczny. W finansowaniu przedsięwzięcia uczestniczą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall oraz francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell. Zagraniczne koncerny chcą pokryć 50 proc. szacowanych na 9,5 mld euro kosztów projektu.

Niedawno media ujawniły treść opinii służby prawnej Rady UE, która dowodzi, że najbardziej zasadnym reżimem prawnym dla Nord Stream 2, regulującym status i zasady eksploatacji infrastruktury morskiej, są regulacje międzynarodowego prawa morza. Według polskiego rządu analiza ta opiera się na „dosyć kontrowersyjnych i sprzecznych z oceną KE, PE i co najmniej połowy państw członkowskich ocenie negatywnego wpływu tego projektu na bezpieczeństwo dostaw gazu do UE".

Kilka dni temu do parlamentu Danii trafił projekt ustawy, która daje pełnomocnictwa resortowi spraw zagranicznych do podjęcia decyzji o zablokowaniu budowy gazociągu, którego trasa miałaby przebiegać przez wody terytorialne Danii, nieco na wschód od wyspy Bornholm. Szef MSZ Danii Anders Samuelsen mówił, iż chciałby, aby projekt został uchwalony na początku przyszłego roku.

>>> Czytaj też: Sprzedajemy coraz więcej do Rosji i Niemiec. GUS podał najnowsze dane o eksporcie