Od 1 grudnia łódzkie sklepy czy biura nie będą objęte miejskim systemem odbierania odpadów. Lokalne władze uznały, że im się to nie opłaca. Do podobnego kroku przymierzają się kolejne samorządy, m.in. Kędzierzyn-Koźle czy wielkopolski Czempin. Problemem, jak zwykle, są pieniądze. – Gdybyśmy zostawili nieruchomości niezamieszkane w naszym systemie, stawka za odbiór i zagospodarowanie odpadów byłaby dużo wyższa. Musieliby zrzucać się na to, by firmy w ramach systemu gminnego odbierały śmieci od przedsiębiorców poniżej kosztów – wyjaśnia rzecznik prezydent Łodzi Marcin Masłowski. Na to zgody nie ma. Nie oznacza to jednak komfortowej sytuacji. Gminom, którą pójdą tą drogą, grozi rozszczelnienie systemu, czyli utrata kontroli nad tym, co się z tymi śmieciami stanie. Dlatego zabezpieczają się, wprowadzając do umów z firmami odbierającymi odpady dodatkowe klauzule. – Zgodnie z nimi nie można tego samego dnia odbierać odpadów od mieszkańców i z nieruchomości niezamieszkanych. Inaczej śmieci mogłyby zostać pomieszane – mówi nam przewodniczący Międzygminnego Komunalnego Związku Gmin Regionu Leszczyńskiego Eugeniusz Karpiński. Związek przygotował także rozwiązanie na wypadek, gdyby właściciel biura nie zawarł umowy na odbiór odpadów z firmą z rynku (choć ma taki obowiązek). Będzie wydawał decyzję z rygorem natychmiastowej wykonalności i co najmniej przez rok będzie odbierał od niego śmieci z zastosowaniem górnej stawki uchwalonej przez zgromadzenie związku.
Pozbywając się nieruchomości niezamieszkanych z systemu, gminy ryzykują też, że bez tych odpadów w przyszłym roku nie osiągną wymaganego przez UE 50-proc. poziomu recyklingu. A to może zaboleć, bo kara za każdą tonę śmieci zabraną poniżej wymaganego pułapu w 2020 r. wyniesie już 270 zł. Z innej strony, o czym mówi dr Marek Goleń z SGH, przerzucenie ich odbioru na prywatne firmy oznacza, że w razie nieprawidłowości przy recyklingu samorządy będą mogły obciążyć je częścią kary. ©℗ C2