Rządy dotkniętych recesją krajów strefy euro ciągną korzyści ze wprowadzonej w 2005 roku reformy reguł budżetowych, która zapewnia im dodatkową elastyczność co do wielkości deficytu, stwarzając większe możliwości stawienia czoła obecnemu, poważnemu załamaniu gospodarczemu.
Jak wynika z wypowiedzi ekonomistów unijnych, rządy mają obecnie większą swobodę, jeśli chodzi o dopuszczenie do wzrostu deficytu budżetowego podczas dłuższych okresów niskiego tempa wzrostu produktu krajowego brutto (PKB) czy jego spadku. Jak przewidują analitycy, taka sytuacja dotyczyć będzie większości krajów Unii przez znaczną część 2009 roku, a może i dłużej. Na wprowadzonej trzy lata temu zmianie reguł budżetowych niektóre kraje skorzystają bardziej niż inne. Państwa, które - jak Niemcy czy Hiszpania - w latach szybkiego wzrostu gospodarczego pilnowały dyscypliny budżetowej, mają obecnie znacznie większe pole manewru niż np. Francja i Grecja, które tego nie robiły. Sformułowane w 1996 roku reguły budżetowe, które stanowiły warunek wprowadzenia unii walutowej w Europie, znane są jako „pakt stabilizacji i wzrostu”. Ich treść była wynikiem kompromisu między niemieckimi zasadami wstrzemięźliwości budżetowej i francuskimi naciskami na wspieranie wzrostu gospodarczego. Dyskusja w sprawie reguł budżetowych wybuchła w 2003 roku, gdy Francja i Niemcy - które właśnie wtedy je złamały - odparły usiłowania Komisji Europejskiej, dążącej do nałożenia na nich kar finansowych. Wynikiem ówczesnych sporów była istotna rewizja paktu, zezwalająca rządom krajów UE na okresowe przekroczenie obowiązującego limitu deficytu (3 proc. PKB), jeśli zostało to spowodowane okolicznościami ekonomicznymi. Francja, drugi pod względem wielkości gospodarki kraj strefy euro, z pewnością wykorzysta obecnie tę szansę.
- Będziemy mieć trochę większy deficyt, na co pakt stabilizacji zezwala, przewidując, że w wyjątkowych okolicznościach jego wartość może przekroczyć 3 proc. PKB. Oczywiście jest przy tym ważne, żeby nie wyjść zbyt daleko poza te 3 proc. - mówił Francois Fillon, premier Francji. Unijny komisarz ds. walutowych, Joaquin Almunia, stwierdził natomiast: - Namawiamy kraje członkowskie do wykorzystania w pełni elastyczności, jaką zapewnia pakt. Powinny wykorzystać dostępne im pole manewru do osłabienia wpływu kryzysu. - Pakt stabilizacji i wzrostu opiera się na koncepcji tzw. automatycznych stabilizatorów koniunktury, zgodnie z którą wydatki państwowe na zasiłki dla bezrobotnych i inne programy społeczne rosną w okresach spowolnienia gospodarczego po to, by wyrównać spadek dochodów podatkowych. - Skala stosowania automatycznych stabilizatorów koniunktury jest w Europie duża. Wkrótce możemy mieć do czynienia z bardzo istotnym spadkiem dochodów budżetowych, to jednak zostanie skompensowane znacznym wzrostem wydatków państwowych, powiększając deficyt. Tak właśnie objawia się ta „nasilona elastyczność” obecnej wersji paktu stabilizacji i wzrostu - mówi Alessandro Leipold, pełniący obecnie obowiązki szefa Departamentu Europejskiego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Większość polityków nie jest jednak przekonana, czy automatyczne stabilizatory zapewnią gospodarce impuls na tyle silny, żeby mogła przeciwdziałać globalnemu spowolnieniu. - Do utrzymania ogólnego poziomu popytu mogą się okazać niezbędne antycykliczne posunięcia w polityce budżetowej - mówił niedawno Mario Draghi, szef banku centralnego Włoch. Siedem krajów strefy euro, od Cypru po Finlandię, miało w 2007 nadwyżki w budżecie, co stwarza tam znacznie większe pole manewru i daje większe szanse na powodzenie automatycznych stabilizatorów niż w przypadku krajów pogrążonych w długach, jak Francja, Grecja, Włochy i Portugalia. Jak jednak podkreślają ekonomiści, te stabilizatory uruchamiają poszczególne rządy, a ich wpływ na całą gospodarkę unijną zależeć będzie zarówno od rodzaju podjętych posunięć, jak i ich zgrania w czasie - np. programy prac publicznych będą mieć ograniczone efekty w krótkim okresie, bo wymagają one czasu. Lepsze efekty dałoby natychmiastowe wprowadzenie zachęt do zwiększania wydatków, kierowanych i do firm, i do konsumentów.