Rząd przyjął w czwartek wstępny projekt budżetu na 2018 r. Zaplanowano dochody w wysokości 355,7 mld zł, wydatki budżetu państwa w wysokości 397,2 mld zł, co oznacza, że deficyt budżetu będzie nie większy niż 41,5 mld zł, a to o blisko 30 proc. niższy deficyt niż zaplanowano na ten rok. Jednocześnie będzie to najniższy deficyt od 2012 r.

Jak zaznaczył ekspert, na taki kształt budżetu złożyły się dwa kluczowe czynniki wynikające z dobrej koniunktury gospodarczej i z poprawy ściągalności podatku VAT. "Przy czym ma ona też taką tendencję, że bardzo dobre wyniki, jeśli chodzi o ściągalność VAT w tym roku w części będzie można przerzucić na budżet przyszłoroczny" - powiedział Mech.

Ekspert podkreślił, że spadek zapotrzebowania kredytowego (czyli dziury budżetowej, którą trzeba sfinansować z pożyczek) mógłby być jeszcze niższy, gdyby nie reforma związana z przywróceniem wieku emerytalnego.

"Gdy patrzymy na zapotrzebowanie kredytowe to widać wyraźnie, że ono maleje, co jest związane z charakterystyką tego budżetu. Niemniej trzeba pamiętać, że jednocześnie brakuje informacji o czynnikach bardzo istotnych, a związanych z tym, że wykorzysta się ten okres na odejście od finansowania w obcych walutach" - zaznaczył. Dodał, że będzie to powodowało z jednej strony powiększanie ryzyka finansowego związanego "z frankizacją gospodarki polskiej", czyli związaną z kredytami frankowymi, a z drugiej strony z planowanym "aż 30-proc. udziałem finansowania w obcych walutach ze strony budżetu".

Natomiast w ocenie Mecha, budżet na 2018 r. jest rozczarowujący z punktu widzenia rozwoju gospodarczego. "W sytuacji, gdy Polska potrzebuje nakładów inwestycyjnych w środki trwałe w wysokości 5 bln zł, w procesie konwergencji do dogonienia krajów o wyższym poziomie rozwoju i wyższym poziomie wynagrodzeń niewykorzystanie możliwości, które tkwią w budżecie, żeby zwiększyć wydatki prorozwojowe tam, gdzie dają one najwyższe przyspieszenie świadczy o tym, że struktura państwa nie do końca orientuje się, gdzie mogłaby te środki umieścić, żeby przyspieszyć proces konwergencji" - ocenił ekonomista.

"Potrzebujemy 5 bln zł na dogonienie tych państw. Jeżeli nie dokonujemy nakładów rozwojowych, to tak naprawdę redukujemy nasz proces doganiania owych państw. Takie rozwiązanie byłoby bardzo korzystne, gdyby dotyczyło kraju, który ma najwyższy poziom gospodarczy. Te państwa mają infrastrukturę wzrostu na bardzo wysokim poziomie - optymalnym" - zaznaczył rozmówca PAP.

Jego zdaniem, w tym kontekście wzrost PKB 3,8 proc. przy bardzo dobrych założeniach, co do koniunktury zagranicznej jest "wzrostem stagnacyjnym", w którym zobowiązania pozabudżetowe będą rosły szybciej "wyhamowując perspektywy wzrostu długoterminowego". "Jest to związane z tym, że zakładany jest bardzo powolny proces konwergencji, o czym świadczy niski zakładany wzrost wynagrodzeń, bo zaledwie o 4,5 proc." - wskazał.

Mech podkreślił, że w sytuacji, gdy występuje w Polsce załamanie demograficzne i związany z nim spadek bezrobocia wskazuje to na kontunuowanie "błędnej polityki". "A mianowicie dalszego schładzania wzrostu wynagrodzeń poprzez wspieranie masowej imigracji z Ukrainy w sytuacji, gdy mamy 2,2 mln emigracji Polaków, których powrót do kraju jest w znacznym stopniu uzależniony od wynagrodzeń w Polsce" - wyjaśnił Mech.

W tym kontekście, jak podkreślił, zakładane oparcie wzrostu, zapisane w propozycjach, nie tylko na inwestycjach unijnych, ale również prywatnych jest zbyt optymistyczne. "Pozwalając pracodawcom na to, żeby oszczędzali na funduszu płac nie skłania się ich do wdrażania inwestycji, innowacji, doszkalania pracowników" - ocenił. Dodał, że tego typu polityka jest związana z brakiem spojrzenia budżetowego z punktu widzenia poszerzenia bazy podatkowej w przyszłości poprzez "dokonanie inwestycji aktualnych, pozwalających na szybszy proces konwergencji i przyspieszenie wzrostu wynagrodzeń".

"Ten brak jest bardzo widoczny w komentarzach mówiących o tym, że największą pozycją wydatkową dodatkową jest 10-miliardowy wydatek związany z wcześniejszym przejściem na emeryturę, co wiąże się z obniżeniem wieku emerytalnego" - wyjaśnił były wiceminister finansów.

I dodał: "Posiadanie rachunkowości dotyczącej aktywów i pasywów państwa pozwoliłoby na to, żeby uformować budżet bardziej prorozwojowy, a więc taki, w którym dokonuje się niezbędnych inwestycji w przyszłości, spłacających się wyższą bazą podatkową (...).

"Należałoby zatem postulować wprowadzenie rachunkowości zadaniowej opartej o patrzenie na budżet państwa z perspektywy przyszłej bazy podatkowej, przyspieszenia procesu konwergencji, jak też i na patrzenie na wydatki, które są wegetatywne, jak i też te, które pomniejszają przyszłe zobowiązania państwa" - ocenił Mech.

Jego zdaniem brak tego typu spojrzenia sprawia, że obecnie koncentrujemy się na tym, że redukujemy zapotrzebowanie kredytowe budżetu (czyli deficyt budżetowy), nie zwracając uwagi na to, że powiększamy ryzyko spłaty jego zobowiązań. "Jednocześnie redukujemy wzrost gospodarczy, bazę podatkową, jak też nie zwracamy uwagi na efektywne zarządzanie aktywami i pasywami skarbu państwa" - podsumował ekspert.

autor: Magdalena Jarco

edytor: Dorota Skrobisz (PAP)