Od wczoraj do Polski trafia tylko 76 proc. zakontraktowanego gazu ziemnego. PGNiG ostrzega, że jest to znacznie mniej niż podczas ostatniego kryzysu, kiedy do pełnego pokrycia potrzeb brakowało nam tylko kilkunastu procent tego surowca.

Na razie ratuje nas sprzyjająca pogoda, ale jeśli nadciągęłyby mrozy, a dostawy nie zostałyby zwiększone, najpóźniej do końca lutego polski przemysł może odczuć na własnej skórze brak gazu.

Co prawda dostawy wynikające z kontraktu jamalskiego są realizowane i przez Białoruś dociera do nas tyle gazu, ile powinno, to jednak z Ukrainy – nadal nie. Nic nie wskazuje na to, że sytuacja szybko się zmieni. Dzieje się tak z winy RosUkrEnergo, zarejestrowanego w Szwajcarii pośrednika operującego na Ukrainie, kierowanego wspólnie przez Ukraińców i przedstawicieli Gazpromu. Po podpisaniu kończącego ostatni kryzys porozumienia między Rosją a Ukrainą RosUkrEnergo został wyeliminowany z handlu rosyjskim gazem. I to mimo porozumienia spółki z Polską, na mocy którego mieliśmy otrzymywać z Rosji przez Ukrainę 7 mln m sześc. tego surowca dziennie aż do roku 2010.

Z informacji PGNiG wynika, że w punkcie zdawczo-odbiorczym w Drozdowiczach na granicy polsko-ukraińskiej przepływa do polskiej sieci tylko gaz z kontraktu jamalskiego, co oznacza, że RosUkrEnergo nie wywiązuje się z umowy. Do pełnego pokrycia zamówień ze Wschodu Polsce brakuje 24 proc. dostaw. W normalnej sytuacji przez przejście w Drozdowiczach sprowadzamy na dobę ok. 13,6 mln m sześc. tego surowca. Obecnie niespełna 7 mln.
PGNiG uspokaja, że na razie dzięki rezerwom w pełni pokrywane jest krajowe zapotrzebowanie. Wciąż obowiązuje pierwszy stopień zasilania, co oznacza pobór przez odbiorców przemysłowych bez ograniczeń.

Reklama

– W niedzielę po południu dostaliśmy informację od rosyjskiego kontrahenta, że od poniedziałku dostawy wrócą do poziomu przewidzianego w umowach – mówi Joanna Zakrzewska, rzecznik PGNiG. Oznacza to jednak, że są one niższe niż podczas kryzysu, kiedy Rosjanie, po to by skompensować brak dostaw przez Ukrainę, dostarczali nam przez Białoruś więcej surowca, niż wynikało z kontraktu.

Jak przyznała Zakrzewska, w związku z tym kierownictwo PGNiG prowadzi m.in. w Kijowie i Moskwie negocjacje z dostawcami. Rozmawia również z zachodnimi odbiorcami gazu z Rosji. Według naszych informacji chodzi o ewentualne pozyskanie dodatkowych dostaw z tranzytowego rurociągu jamalskiego. Jednak rozmowy te na pewno nie zakończą się w tym tygodniu.

Tymczasem sytuacja może w każdej chwili stać się dramatyczna. Jak powiedziano nam w spółce dystrybucyjnej Gaz System, przy tak zmniejszonych dostawach krajowe rezerwy – jeśli wrócą mrozy – wystarczą Polsce na 3 – 4 tygodnie. – Bez brakujących 2,3 mld m sześc. gazu rocznie od RosUkrEnergo sobie w żaden sposób nie poradzimy – mówi Andrzej Szczęśniak, analityk rynku paliw i gazu. W podobnie niekorzystnej sytuacji są Węgry i Rumunia, które miały podpisane umowy z RosUkrEnergo.?

więcej w dzienniku.pl