- „Nie mówimy o końcu wojny. ”
- „Zabawka, która stała się bronią: jak Mavic został żołnierzem”
- Siatka, karabin i zakłócacz: jak chronimy się przed dronami
- „FPV to król. Bayraktar? To już historia”
- Gra w kotka i myszkę
To już moja kolejna rozmowa z tym samym ukraińskim żołnierzem. Od miesięcy walczy na jednej z najtrudniejszych linii frontu, jako członek elitarnej jednostki dronowej zagonu Taifun. Po opublikowaniu naszej poprzedniej rozmowy, Polacy którzy wiedzieli że rozmawiam z kimś z pierwszej linii ukraińskiego frontu prosili mnie o zapytanie: „A co oni myślą o rozmowach z USA?”, „Jakie nastroje panują po utracie okrążeniu Pokrowska?”, „Czy czuć zniechęcenie?”. Postanowiłem zatem wrócić do tej rozmowy i tym razem zapytać go nie tylko o technologie czy innowacje, ale właśnie o nastroje. Co czuje człowiek, który od trzech i pół roku siedzi w okopach? Czy da się jeszcze śmiać, rozmawiać o przyszłości, planować?
Ale szybko zorientowałem się, że wyciągnięcie osobistych refleksji z tego człowieka to jak próba przecięcia pancerza. Spokojny, analityczny, niemal wyciszony — nie daje się ponieść emocjom, nie narzeka, nie użala się. Rozmawialiśmy szczerze, ale bez sentymentalizmu.Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest głos przeciętnego żołnierza. To ochotnik, który sam zgłosił się do walki, walczy od samego początku, i należy do elity ukraińskiej armii. Jego psychiczna siła, chłodna logika i brak złudzeń mogą różnić się od nastrojów panujących wśród zmobilizowanych z przymusu. Ale właśnie dlatego warto go posłuchać, bo mówi nie jak ofiara, lecz jak żołnierz z misją.
„Nie mówimy o końcu wojny. ”
— Rozmawiałem z wieloma osobami po naszej ostatniej rozmowie i większość z nich interesuje się tym, jaki panuje nastrój w okopach. Jak to wygląda z twojej perspektywy? Rozmawiacie o polityce, o Zachodzie, o wojnie?
— Nie mówimy zbyt wiele o polityce. Nasza codzienność to działania, nie debaty. Na froncie koncentrujemy się na tym, co możemy realnie zrobić — jak poprawić wyniki, jak lepiej działać, analizujemy, wprowadzamy pomysły w życie. Polityka się zmienia, ale nasze zadania są konkretne i wymagają koncentracji.
— A co z zakończeniem wojny? Mówi się, że zbliża się do końca. Czy rozmawiacie o tym w jednostkach?
— Nie widać żadnych oznak końca wojny. Przynajmniej tutaj, na naszym odcinku frontu. Oczywiście każdy chciałby, żeby się skończyła, ale nie mamy żadnych sygnałów, które by na to wskazywały.
— Czy są rozmowy o ewentualnych kompromisach? Oddaniu Donbasu, Krymu?
— Nie. To się nie pojawia. Rozmawiamy o tym, co możemy kontrolować. Dyskusje o tym, „czy oddać to czy tamto” są bezcelowe. Rosjanie robią to, co robią, bo mogą. Naszym celem jest uniemożliwić im dalsze działania. Dopiero gdy nie będą mogli, wtedy może przyjdzie czas na rozmowy o zakończeniu wojny.
„Zabawka, która stała się bronią: jak Mavic został żołnierzem”
— Porozmawiajmy o dronach. Bo przecież wszystkie wyglądają podobnie — quadcoptery, małe Maviki. Ale wy potraficie ich używać na setki sposobów.
— Dokładnie. Wszystko, co robimy z dronami, jest dziś nadzwyczajne. Kiedyś to były zabawki, dzisiaj to główne narzędzie wojny. Mavic może przenosić granaty, może przekazywać informacje, może służyć do zmylenia przeciwnika.
— Czyli klasyczny Mavic to już nie tylko kamera w powietrzu?
— Nie. To już nie tylko latanie dla zabawy. Teraz dron to broń, zwiadowca, dostawca i propagandzista. Na przykład większe modele, jak Matrice, są używane do przenoszenia sprzętu, retransmisji sygnału, a nawet zaopatrzenia dla jednostek.
— Wiem, że niektóre wasze oddziały dostają paczki z powietrza.
— Tak, to prawda. Niektóre dowództwa wysyłają zaopatrzenie właśnie dronami. Różne modele — jedne do zwiadu, inne do ataków, jeszcze inne do logistyki. To już cały ekosystem dronów, a nie pojedyncze urządzenia.
— A co z dronami-nosicielami? Czy naprawdę są takie, które niosą inne drony?
— Takie koncepcje są w fazie testów. To się robi coraz popularniejsze. Dzięki temu możemy zwiększyć zasięg i precyzję. Ale dziś to jeszcze eksperymentalna technologia. Nie jest powszechna, bo jest skomplikowana logistycznie i technicznie.
— A czy widziałeś kiedyś prawdziwy pokaz mistrzostwa w pilotażu dronem? Coś, co wydawało się niemożliwe?
— W zasadzie każdy udany atak na pojazd opancerzony to cud. Bo trzeba nie tylko trafić — trzeba trafić dokładnie w słaby punkt. Operatorzy używający dronów FPV (First Person View), mają dane o wysokości, prędkości, ale i tak muszą mieć ogromne doświadczenie. To chirurgia w powietrzu.
Siatka, karabin i zakłócacz: jak chronimy się przed dronami
— Widziałem film z rosyjskim czołgiem, który wyglądał jak jeż — cały obłożony osłonami z rozpuszczonych drutów stalowych. Ataki dronów trwały bez końca, a on ponoć przetrwał dziesiątki ataków. Jak wy chronicie się przed dronami?
— Przede wszystkim: siatki maskujące. Jeśli okop jest w lesie, to siatka naprawdę pomaga. Rosyjskie drony atakują z góry, więc wszystko, co ogranicza widoczność — ratuje życie.
— A broń?
— Czasem używamy karabinów, żeby zestrzelić drony — choć to trudne, trzeba być szybkim i bardzo celnie strzelać. Poza tym mamy systemy walki elektronicznej. Jeśli uda się namierzyć sygnał rosyjskiego drona, możemy go zakłócić — zniszczyć mu obraz, przerwać sterowanie. To bardzo skuteczne.
A jaka była najbardziej absurdalna sytuacja z dronem, jaką widziałeś?
— Opowiadał mi o niej jeden z naszych operatorów. Podczas nocnej misji sygnał wideo został przerwany — ale dron wisiał 8 metrów nad celem - czołgiem. Operator nic nie widział, ale postanowił zrzucić ładunek. I trafił dokładnie we właz. Dopiero później, z innego drona, zobaczyliśmy, że cel został zniszczony.
Czyli zrzucił w ciemno?
— Tak. Nie było obrazu, tylko wyczucie i doświadczenie. Może trochę szczęścia. Ale to pokazuje, jak trudna to wojna — zakłócenia są wszędzie.
Zakłócenia to efekt rosyjskich systemów Walki Radiowo-Elektronicznej, tak?
— Tak. Rosjanie mają lokalne systemy zakłócające — montowane na pojazdach — ale też duże stacje naziemne, które zakłócają wszystko w promieniu wielu kilometrów. Czasami są w stanie zablokować sygnał zanim dron wystartuje. To ciągła gra na przewagę technologiczną.
„FPV to król. Bayraktar? To już historia”
— Jaki dron jest dziś królem nieba nad Ukrainą?
— FPV. Zarówno my, jak i Rosjanie, używamy ich masowo. To są drony z widokiem z pierwszej osoby, które pozwalają na precyzyjne ataki, często samobójcze. Bayraktar? To już przeszłość.
— Serio? Przecież na początku wojny Bayraktary były wszędzie.
— Tak, w 2022 roku. Ale Bayraktar jest duży, lata wysoko, więc teraz to łatwy cel dla rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. W praktyce wyszły z użycia na froncie.
— Myślisz, że nadejdzie moment, kiedy operatorzy dronów przestaną być potrzebni? Że sztuczna inteligencja przejmie kontrolę i sama będzie wybierać cele?
— Prowadzi się dużo testów takich systemów, ale technologia nie jest jeszcze gotowa. Może działać na dużych celach, jak pojazdy opancerzone, ale nawet człowiekowi trudno jest dostrzec piechotę, a co dopiero maszynie.
— Czyli AI w dronach to jeszcze przyszłość?
— Ciekawy temat, wiele firm nad tym pracuje, ale nie widziałem jeszcze skutecznych wdrożeń. Nawet najlepsze systemy mają dziś problemy z rozpoznaniem celu. Na razie to bardziej wizja niż rzeczywistość.
A co z rosyjskimi systemami maskowania? Używają ubrań termicznych?
— Tak. Widziałem takie przypadki. Czasem to działa ale Rosjanie często popełniają taktyczne błędy, które ich zdradzają. Obserwujemy ich media społecznościowe, analizujemy ich filmy, widzimy co robią źle i uczymy się na ich błędach.
— Czyli to działa w obie strony?
Dokładnie. My też pokazujemy sukcesy w sieci i oni to widzą. Dlatego ważna jest ostrożność, bo każda informacja może stać się bronią.
Gra w kotka i myszkę
— Śledzisz rosyjskie kanały na Telegramie? Operatorów z drugiej strony? Masz z nimi kontakt?
— Nie rozmawiam z nimi, ale obserwuję, co publikują. Czasami można tam znaleźć ciekawe dyskusje, pomysły, strategie. Dla mnie to źródło informacji, nie rozmów.
Gdybyś miał wskazać jeden przełom w wojnie dronowej, tzw. game changer — co by to było?
Jest ich kilka. Na początku wojny drony były jak zabawki. Potem, przez braki w artylerii, zaczęliśmy je adaptować. To był pierwszy przełom.
— Czyli zaczęliście dronami zastępować armaty?
— Tak. Potem pojawiły się ciężkie bombowce zbudowane z rolniczych dronów. Dzięki nim mogliśmy niszczyć magazyny i logistykę nawet 20 kilometrów za linią frontu. To był drugi wielki krok.
— Czyli to nie jeden przełom, tylko ciągła ewolucja?
— Dokładnie. Mnóstwo drobnych zmian, które w efekcie zmieniają całą wojnę. Tym właśnie jest wojna dronowa — ciągłą adaptacją.
— Nie boisz się, że Rosjanie lub ktoś inny wymyśli coś przełomowego, co wyłączy wszystkie drony naraz? Jakieś lasery, fale elektromagnetyczne?
— Każdy nasz krok do przodu prowokuje ich do reakcji. Gdy wprowadziliśmy FPV, oni zaczęli rozwijać nowe systemy zakłócające. To wieczna gra w kotka i myszkę. Oni też pracują nad nowymi technologiami, np. przeciwko rojom dronów.
— I co wtedy?
— Trzeba się przygotować. Tak jak my, tak i oni się uczą. Ale dopóki idziemy krok dalej, jesteśmy o ten jeden ruch przed nimi.
„Work-life balance w okopie”
— Trzy i pół roku twojej wojny. A ty nadal jesteś zmotywowany. Skąd to się bierze?
— Staram się. Uczę się nowych rzeczy, śledzę, co się dzieje, próbuję zrozumieć świat wokół mnie. Bo najgorsze, co może się wydarzyć, to utrata orientacji — wtedy człowiek się poddaje. Dlatego szukam wiedzy, ćwiczę nowe rzeczy, nawet jeśli to tylko nowa technika sterowania dronem.
— To pomaga psychicznie?
— Bardzo. Uczenie się czegoś nowego ratuje mózg przed zmęczeniem. Bez tego człowiek zamienia się w automat. A to groźne.
— A czy w tej wojnie da się jeszcze znaleźć normalność? Śmiech, przyjaźń?
— Musisz ją znaleźć. Inaczej cię zmieli. Trzeba mieć coś więcej niż tylko wojnę — relacje, hobby, naukę. Nie wiem, jak to nazwać... Może „work-life balance w warunkach wojny”.
— Brzmi paradoksalnie, ale trafnie. I to bardzo ludzkie.
— Tak. I ważne jest, żeby dzielić się tym, co tu przeżywamy. Cieszę się, że w Europie są ludzie, których to interesuje. Bo niestety, wiedza o tej wojnie jest tam wciąż fragmentaryczna. Niektórzy nawet boją się o tym myśleć — bo boją się, że to może przyjść też do nich.
— Niestety w Europie nie jesteśmy przygotowani na konflikt. I chyba wszyscy to czują.
— Ale kiedy wiesz, co się dzieje, kiedy się przygotowujesz — stajesz się silny. A kiedy jesteś silny — nikt cię nie zaatakuje. To czas, by poznać realia, zaadaptować taktyki, wzmocnić społeczeństwo. Wtedy nie trzeba się bać.
— Tylko że u nas politycy chyba myślą, że wystarczy wydać pieniądze i sprawa załatwiona.
— A to tak nie działa. Armia może być gotowa, ale społeczeństwo też musi być gotowe — psychicznie. Ludzie muszą wiedzieć, za co walczą, i dlaczego nie powinni uciekać.