27:1. WOJNA POLSKO-POLSKA W BRUKSELI

Powołanie na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska stosunkiem głosów 27:1 to największy sukces polskiej dyplomacji ostatnich 15 lat. Kiedy resort spraw zagranicznych w specjalnym opracowaniu na 10-lecie członkostwa w Unii narzekał, że za mało rodaków piastuje wysokie stanowiska w Brukseli, najpewniej jako rozwiązania tego problemu nie postrzegał wysuwania kandydatury jednego Polaka na funkcję piastowaną już przez innego (zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie było przeszkód, aby Donald Tusk robił to dalej). W ten sposób pokazaliśmy, że nadwiślańska polityka często sprowadza się do mebli: prezydentura to żyrandol, a sprawy unijne – krzesła, bo przecież oprócz sporu o fotel szefa Rady Europejskiej kiedyś jeszcze mieliśmy kłótnię o to, kto będzie siedział przy stole podczas unijnych szczytów. W tym sensie niemal doskonale udało nam się przenieść wojnę polsko-polską do Brukseli.

AUTOSTRADY

Czy szerzej: drogi – najbardziej widoczny znak naszej przynależności do UE. Kiedy przystępowaliśmy do Wspólnoty, mieliśmy ich ok. 500 km, teraz trzy razy więcej (nie licząc 2 tys. km dróg ekspresowych). Wkład Unii w cywilizacyjny skok naszej infrastruktury czasem zbywany jest nad Wisłą stwierdzeniami typu „sami też byśmy zbudowali”. Owszem, ale zwolennicy autarkicznej gospodarki już nie dodają – o czym przypomina ekonomista Ignacy Morawski w raporcie think tanku In.Europa z okazji 15-lecia akcesji – że taki wysiłek finansowy (o ile w ogóle byłby możliwy) miałby daleko idące konsekwencje społeczne. Bo Polska stanęłaby przed wyborem: albo szpitale (emerytury, szkoły, refundowane leki etc.), albo infrastruktura. Dzięki UE tego wyboru nie trzeba było dokonywać, a modernizacji kraju towarzyszył wzrost konsumpcji.
Reklama